– Przeczytałem po powrocie z golfa. Deanna przypięła go do lodówki.
Deanna wzruszyła ramionami i roześmiała się głośno. Popatrzyła na Teresę porozumiewawczo, robiąc przy tym minę: „A nie mówiłam?”, ale się nie odezwała.
– Znalazłam go na plaży, gdy biegałam rano. Wyrzuciły go fale.
Brian dopił piwo i powiedział:
– Co za list! Wydawał się taki smutny.
– Wiem. Czułam to samo po przeczytaniu.
– Wiecie, gdzie jest Wrightsville Beach?
– Nie. Nigdy o niej nie słyszałam.
– W Karolinie Północnej – odparł Brian i sięgnął do kieszeni po papierosy. – Kiedyś grałem tam w golfa. Świetne pola. Trochę płaskie, ale da się grać.
Deanna kiwnęła głową.
– Brianowi wszystko kojarzy się z golfem.
– Gdzie w Karolinie Północnej? – spytała Teresa.
Brian zapalił papierosa i zaciągnął się głęboko. Odpowiedział, wypuszczając dym.
– Niedaleko Wilmington, a właściwie to może być dzielnica. Wilmington… nie jestem pewny, gdzie przebiegają granice miasta. Samochodem to jest około półtorej godziny jazdy na północ z Myrtle Beach. Słyszałaś kiedyś o filmie „Przylądek Strachu”?
– Naturalnie.
– Rzeka „Przylądka Strachu” płynie w Wilmington. Tam właśnie przebiega akcja tego filmu i zresztą drugiego o tym samym tytule. Oba tam nakręcono. W tej okolicy powstało wiele filmów. Większość dużych wytwórni ma w mieście swoje przedstawicielstwa. Wrightsville Beach to wyspa leżąca tuż przy wybrzeżu. Sporo nieruchomości. Prawie kurort. Tam zatrzymuje się większość gwiazd, gdy przyjeżdżają na zdjęcia.
– Dlaczego nigdy o tym nie słyszałam?
– Nie wiem. Chyba nie zwraca zbytniej uwagi ze względu na Myrtle Beach, ale na południu jest to dość popularna miejscowość. Plaże są piękne – biały piasek, ciepła woda. To wspaniałe miejsce na tygodniowy wyjazd, jeśli kiedyś będziesz miała okazję.
Teresa nie odpowiedziała, a Deanna odezwała się z lekką kpiną w głosie.
– To już wiemy, skąd pochodzi nasz tajemniczy nadawca.
Teresa wzruszyła ramionami.
– Też tak sądzę, chociaż nie możemy być pewni. Może to być miejscowość, w której spędzali wakacje lub tylko ją odwiedzili. To nie oznacza, że on tam mieszka.
Deanna pokręciła głową.
– Nie zgadzam się. List był napisany w taki sposób… jego sen był zbyt rzeczywisty, by znalazło się w nim miejsce, w którym był tylko raz czy dwa.
– Naprawdę długo zastanawiałaś się nad tym, prawda?
– To instynkt. Uczysz się go słuchać. Jestem gotowa się założyć, że mieszka w Wrightsville Beach lub Wilmington.
– To co z tego?
Deanna wyjęła z ręki Briana papierosa, zaciągnęła się głęboko, ale go nie oddała. Robiła to od lat. Uważała, że skoro nie zapaliła własnoręcznie papierosa, to oficjalnie nie była uzależniona. Brian, jakby nie widząc, co zrobiła, zapalił następnego. Deanna pochyliła się do przodu.
– Zastanowiłaś się nad opublikowaniem tego listu?
– Nie bardzo. Nadal nie wiem, czy to dobry pomysł.
– Co myślisz o tym, żebyśmy nie użyli ich imion, tylko inicjałów? Jeśli chcesz, możemy nawet zmienić nazwę Wrightsville Beach.
– Dlaczego to jest dla ciebie takie ważne?
– Ponieważ rozpoznaję dobry materiał, kiedy go widzę. Co więcej, uważam, że ten tekst może być ważny dla wielu osób. Teraz wszyscy są tak zapracowani, że wydaje się, iż romantyczność ginie śmiercią naturalną. Ten list dowodzi, że nadal istnieje.
Teresa bezwiednie sięgnęła po pasmo włosów i zaczęła je nawijać na palec. Był to nawyk pochodzący z dzieciństwa. Robiła tak zawsze, gdy o czymś myślała. Odezwała się po dłuższej chwili:
– Dobrze.
– Zgadzasz się?
– Tak, ale jak powiedziałaś, użyjemy inicjałów i pominiemy fragment o Wrightsville Beach. Napiszę kilka zdań wstępu.
– Tak się cieszę! – zawołała Deanna z młodzieńczym entuzjazmem. – Wiedziałam, że się zgodzisz. Jutro wyślemy to faksem.
Późnym wieczorem Teresa napisała wstęp do kolumny na papierze listowym, który znalazła w szufladzie biurka w gabinecie. Kiedy skończyła, poszła do swojego pokoju, położyła kartki na stoliku nocnym przy łóżku i wsunęła się pod kołdrę. Tej nocy spała niespokojnie.
Nazajutrz Teresa poszła z Deanną do Chatham, aby przepisać list na maszynie. Ponieważ żadna z nich nie wzięła ze sobą przenośnego komputera, a Teresa upierała się, że tekst nie powinien zawierać pewnych informacji, było to jedyne rozsądne wyjście. Kiedy tekst był gotowy, wysłały go faksem. Miał się ukazać następnego dnia.
Resztę poranka i popołudnia spędziły podobnie jak poprzedniego dnia – zakupy, leniuchowanie na plaży, rozmowa o niczym i pyszna kolacja. Gazetę przyniesiono wcześnie rano. Teresa, skończywszy bieganie, wróciła, zanim Deanna i Brian wstali. Pierwsza więc wzięła gazetę do ręki. Rozłożyła ją i zaczęła czytać.
Cztery dni temu, gdy byłam na wakacjach, słuchałam starych nagrań w radiu i usłyszałam Stinga śpiewającego piosenkę „List w butelce”. Zachęcona do działania przez jego namiętne zawodzenie, pobiegłam na plażę, żeby znaleźć moją własną butelkę. Po kilku minutach znalazłam ją i oczywiście w środku był list. (W rzeczywistości nie usłyszałam piosenki, wymyśliłam to dla lepszego efektu dramatycznego. Ale naprawdę znalazłam poprzedniego ranka butelkę ze wzruszającym listem w środku). Nie mogłam przestać o tym myśleć. Zazwyczaj nie piszę o takich sprawach, ale miałam nadzieję, że uznacie ten list za równie ważny jak ja w czasach, gdy coraz rzadziej spotyka się wierną miłość i przywiązanie.
Kiedy Deanna dołączyła do Teresy przy śniadaniu, przeczytała kolumnę, zanim zabrała się za coś innego.
– Fantastyczne – powiedziała, gdy skończyła czytać. – W druku wygląda lepiej, niż myślałam. Dostaniesz mnóstwo listów po tym tekście.
– Naprawdę tak sądzisz?
– Jestem tego pewna.
– Więcej niż zwykle?
– Całe tony. Czuję to. Zadzwonię dziś do Johna. Polecę mu, by w tym tygodniu dwa razy rozesłał tekst. Może nawet znajdziesz go w niedzielnych wydaniach.
– Zobaczymy – odparła Teresa i ugryzła rogalik, niepewna, czy wierzyć Deannie, czy nie, ale i tak była zaciekawiona.
Rozdział trzeci
W sobotę Teresa wróciła do Bostonu.
Gdy tylko otworzyła drzwi do mieszkania, z sypialni wybiegł Harvey. Otarł się o jej nogi, mrucząc cicho. Teresa wzięła go na ręce i zaniosła do kuchni. Z lodówki wyjęła kawałek sera i dała go Harveyowi. Głaskała kota po głowie, zadowolona, że sąsiadka Ella zgodziła się nim zaopiekować w czasie jej nieobecności. Po zjedzeniu sera zeskoczył z jej ramion i skierował się do rozsuwanych przeszklonych drzwi prowadzących do małego patia. W mieszkaniu panował zaduch, rozsunęła więc drzwi na oścież.
Rozpakowała rzeczy, odebrała klucze i pocztę od Elli, nalała sobie kieliszek wina, podeszła do wieży i nastawiła niedawno kupioną płytę Johna Coltrane'a. Gdy pokój wypełniły dźwięki jazzu, przejrzała pocztę. Jak zwykle, były to głównie rachunki i odłożyła je na później.
Na automatycznej sekretarce nagrano osiem wiadomości – dwie z nich od mężczyzn, z którymi kiedyś się spotykała. Prosili o telefon, gdyby znalazła wolną chwilę. Zastanowiła się krótko, potem doszła do wniosku, że do nich nie zadzwoni. Żaden z nich jej nie pociągał i nie miała ochoty spotykać się tylko dlatego, że była wolna. Wysłuchała wiadomości od matki i siostry. Pomyślała, że powinna do nich w tygodniu zadzwonić. Kevin się nie odezwał. Pływał tratwą i rozbijał ze swoim ojcem obóz gdzieś w Arizonie.