Teresa podeszła do steru, żeby zabrać koszyk i kurtkę, ale zatrzymała się nagle. Pomyślała przez chwilę, wzięła koszyk, natomiast kurtkę upchnęła wolną ręką pod siedzenie. Kiedy Garrett zapytał, czy wszystko w porządku, chrząknęła i odparła, że zbiera swoje rzeczy. Podeszła do burty. Wyciągnął do niej rękę. Dotknąwszy jego palców poczuła ich siłę. Wyskoczyła z pokładu „Happenstance” na brzeg.
Przez krótką chwilę patrzyli na siebie, jakby zastanawiali się, co teraz będzie, aż Garrett wskazał łódź.
– Muszę ją zamknąć na noc, a to trochę potrwa.
Skinęła głową.
– Tak mi się zdawało.
– Mogę cię najpierw odprowadzić do samochodu?
– Oczywiście – zgodziła się. Ruszył nabrzeżem, a Teresa szła obok. Wkrótce znaleźli się przy samochodzie. Garrett przyglądał się, jak Teresa szuka kluczyków w koszyku. Znalazła je i otworzyła drzwi.
– Jak już mówiłam, to był dla mnie wspaniały wieczór – powiedziała.
– Dla mnie też.
– Powinieneś częściej zabierać ludzi na pokład. Jestem pewna, że by im się to podobało.
– Pomyślę o tym – odparł z szerokim uśmiechem Garrett.
Na chwilę spotkały się ich oczy, a on przez ułamek sekundy widział Catherine. Poczuł się nieswojo.
– Powinienem wracać – powiedział szybko. – Muszę jutro wcześnie wstać. – Pokiwała głową, a Garrett nie wiedząc, co ma zrobić, wyciągnął do niej rękę. – Było mi bardzo miło cię poznać, Tereso. Mam nadzieję, że spędzisz tutaj przyjemne wakacje.
Uścisk ręki wydawał się jej trochę nie na miejscu po wieczorze, jaki razem spędzili, ale byłaby zdziwiona, gdyby zachował się inaczej.
– Dziękuję za wszystko, Garrett. Mnie też było miło ciebie poznać.
Usiadła za kierownicą i przekręciła kluczyk w stacyjce. Garrett zatrzasnął drzwi i patrzył, jak wrzuca bieg. Uśmiechnęła się do niego po raz ostatni, zerknęła we wsteczne lusterko i powoli wycofała samochód. Garrett pomachał jej, gdy ruszyła do przodu. Gdy wyjechała bezpiecznie na drogę, odwrócił się i poszedł w głąb portu, zastanawiając się, dlaczego jest taki niespokojny.
Dwadzieścia minut później, kiedy Garrett kończył sprzątanie na „Happenstance”, Teresa otworzyła drzwi do hotelowego pokoju i weszła do środka. Rzuciła swoje rzeczy na łóżko i ruszyła do łazienki. Opłukała twarz zimną wodą i zanim się rozebrała, umyła zęby. Potem leżąc w łóżku przy świetle małej lampki stojącej na nocnym stoliku, przymknęła oczy i zaczęła rozmyślać o Garretcie.
Gdyby to David zabrał ją na łódź, postąpiłby zupełnie inaczej. Przykroiłby cały wieczór na miarę czarującego wizerunku, jaki miałby zamiar stworzyć. „Przez przypadek mam butelkę wina, może chciałabyś wypić kieliszek?” Na pewno mówiłby więcej o sobie. Robiłby to bardzo umiejętnie. David doskonale orientował się, kiedy pewność siebie zamieniała się w arogancję, i umiał się powstrzymać przed przekroczeniem tej granicy. Dopóki nie poznało się go lepiej, trudno było się zorientować, że stosuje różne sztuczki, aby wywrzeć jak najlepsze wrażenie. Od samego początku wiedziała, że Garrett nie udaje. Był naturalny i szczery. Uznała, że intryguje ją jego zachowanie. Czy postąpiła właściwie? Nie była tego pewna. Jej działania zbyt przypominały manipulację. Nie chciała tak o sobie myśleć.
Już się stało. Podjęła decyzję i nie mogła jej zmienić. Zgasiła lampę. Gdy wzrok przyzwyczaił się do ciemności, popatrzyła w kierunku rozsuniętych zasłon. Rogal księżyca już był na niebie, blade światło padało na poduszkę. Patrzyła na księżyc, nie mogąc odwrócić spojrzenia, aż odprężyła się i zamknęła oczy.
Rozdział siódmy
– Co się wtedy stało?
Jeb Blake pochylił się nad filiżanką kawy. Zbliżał się do siedemdziesiątki, a nadal był szczupły i wysoki, może trochę za chudy. Miał mocno pobrużdżoną twarz. Przerzedzone włosy były niemal białe, a jabłko Adama wystawało z szyi niczym mała śliwka. Ramiona pokrywały tatuaże, blizny i brązowe plamy. Kostki u rąk były jak zwykle opuchnięte – pozostałość lat spędzonych na kutrze. Gdyby nie spojrzenie, można by sądzić, że to słaby, ciężko chory człowiek. W rzeczywistości było zupełnie inaczej. Prawie codziennie wychodził do pracy, chociaż teraz wyruszał o świcie i wracał przed południem.
– Nic się nie stało. Wsiadła do samochodu i odjechała.
Zwijając pierwszego z dwunastu papierosów, które miał zamiar wypalić tego dnia, Jeb popatrzył na syna. Przed wielu laty pewien lekarz powiedział mu, że zabija się, paląc papierosy, ale ponieważ sam umarł na atak serca przed sześćdziesiątką, Jeb przestał wierzyć lekarzom. Garrett uważał, że ojciec go przeżyje.
– To chyba była strata czasu, co?
Garretta zaskoczyła bezpośredniość ojca.
– Nie, tato. Spędziłem bardzo miły wieczór. Łatwo się z nią rozmawiało, było mi dobrze w jej towarzystwie.
– Ale nie masz zamiaru znowu się z nią zobaczyć.
Garrett upił łyk kawy i pokręcił przecząco głową.
– Wątpię. Jak już ci wspominałem, przyjechała tu na wakacje.
– Na jak długo?
– Nie wiem. Nie spytałem.
– Dlaczego nie?
Garrett sięgnął po pojemniczek ze śmietanką i wlał jego zawartość do kawy.
– Dlaczego tak cię to interesuje? Popływałem wczoraj z kimś i spędziłem miły wieczór. Nic więcej nie mam ci do powiedzenia.
– Na pewno coś jeszcze mógłbyś mi powiedzieć.
– Na przykład?
– Czy ta randka sprawiła ci dość przyjemności, żebyś znowu zaczął spotykać się z ludźmi.
Garrett zamyślony mieszał kawę. O to więc chodziło. Przez lata przyzwyczaił się do tego, że ojciec go wypytuje, ale tego ranka nie był w nastroju, żeby wracać do starych spraw.
– Tato, już to przerabialiśmy.
– Wiem, ale martwię się o ciebie. Za dużo czasu spędzasz sam.
– Nie, nie spędzam.
– Ależ tak – zaprzeczył ojciec z zadziwiającą łagodnością. – Jesteś sam.
– Nie chcę się z tobą sprzeczać, tato.
– Ja też nie. Już próbowałem i nie działa. – Jeb uśmiechnął się lekko. Po chwili spróbował z innej beczki. – Jaka ona jest?
Garrett zastanowił się chwilę. Wbrew sobie wczoraj długo o niej myślał.
– Teresa? Atrakcyjna i inteligentna. Czarująca na swój sposób.
– Samotna?
– Tak mi się zdaje. Rozwiodła się i nie sądzę, żeby się ze mną umówiła, gdyby przyjechała tu z kimś.
Starszy pan uważnie przyglądał się twarzy syna. Gdy Garrett umilkł, Jeb pochylił się nad kawą.
– Spodobała ci się, prawda?
Garrett spojrzał ojcu w oczy. Wiedział, że nie ukryje przed nim prawdy.
– Tak, spodobała mi się. Ale jak już mówiłem, prawdopodobnie nigdy więcej jej nie zobaczę. Nie mam pojęcia, gdzie się zatrzymała. Poza tym wiem, że dzisiaj wyjeżdża.
Ojciec patrzył na niego w milczeniu. Potem spytał ostrożnie:
– A gdyby została i wiedziałbyś, gdzie jest, to spotkałbyś się z nią, jak myślisz?
Garrett nie odpowiedział i odwrócił wzrok. Jeb wyciągnął rękę przez stół i dotknął ramienia syna. Garrett poczuł, że ojciec zaciska lekko palce tak, by zwrócić jego uwagę.
– Synu, upłynęły już trzy lata. Wiem, że ją kochałeś, ale powinieneś przestać o tym ciągle myśleć. Zgadzasz się ze mną, prawda? Musisz się z tym pogodzić.
Minęła dłuższa chwila, nim odpowiedział.
– Wiem, tato, ale to nie jest łatwe.
– Nic, co ma jakąś wartość, nie jest łatwe. Pamiętaj o tym.
Kilka minut później dopili kawę i Garrett zostawił na stoliku dwa dolary. Pożegnał się z ojcem i wsiadł do zaparkowanej w pobliżu ciężarówki. Kiedy wreszcie dotarł do sklepu, nie potrafił skupić się na papierkowej robocie. Postanowił pójść do portu i dokończyć reperacji silnika, którą zaczął poprzedniego dnia. Mimo iż powinien spędzić trochę czasu w sklepie, w tej chwili chciał zostać sam.
Garrett wyciągnął skrzynkę z narzędziami z tyłu ciężarówki i zaniósł do starego kutra służącego do nauki nurkowania. Był on tak duży, że wystarczał na zabranie ośmiu kursantów, a także sprzętu.
Reperacja silnika była czasochłonna, ale niezbyt trudna. Poprzedniego dnia dużo zrobił. Zdjął pokrywę i zaczął się zastanawiać nad tym, co powiedział ojciec. Miał rację. Nie powinien stronić od ludzi, zwrócony ku przeszłości, ale brał Boga na świadka, że nie wiedział, jak to przerwać. Catherine była dla niego wszystkim. Wystarczyło jej spojrzenie, by poczuł, że na świecie znowu zapanował porządek. Kiedy się uśmiechnęła… Boże, nie umiał tego znaleźć u nikogo innego… Że też coś takiego mu odebrano… To niesprawiedliwe. Co gorsza, to wydawało się podłe. Dlaczego właśnie ją musiało to spotkać, a dlaczego nie jego? Podczas bezsennych nocy, leżąc w łóżku, zastanawiał się: „Co by było, gdyby…” Gdyby zaczekała jeszcze sekundę przed zejściem na jezdnię? Gdyby jedli śniadanie o kilka minut dłużej? Gdyby poszedł razem z nią, zamiast ruszyć prosto do sklepu? Tysiące „gdyby” nie ułatwiało mu zrozumienia tego, co się wydarzyło. Tak jak w pierwszej chwili nie pojmował niczego.