– Od ośmiu tygodni?
Skinęła głową.
– Musiałam zajść w ciążę, gdy ostatnim razem pływaliśmy jachtem.
Garrett wziął koszulkę i trzymał ją przed sobą. Potem pochylił się i przytulił Catherine mocno do siebie.
– Nie mogę w to uwierzyć.
– Ale to prawda.
Uśmiechnął się szeroko, gdy wreszcie nowina w pełni do niego dotarła.
– Jesteś w ciąży.
Zamknęła oczy i szepnęła mu do ucha:
– Będziesz ojcem.
Garretta wyrwało z zamyślenia skrzypnięcie drzwi. Do saloniku zajrzał ojciec.
– Zobaczyłem przed domem twoją ciężarówkę. Chciałem się upewnić, czy wszystko w porządku. Nie spodziewałem się ciebie przed wieczorem. – Garrett milczał, więc ojciec podszedł bliżej i natychmiast zauważył na stole zdjęcie Catherine. – Dobrze się czujesz, synu?
To pytanie zerwało tamę. Garrett wyrzucał z siebie zdanie po zdaniu. Opowiedział ojcu o wszystkim. O snach, które go dręczyły, o listach wysyłanych w butelkach, o wydarzeniach z poprzedniego wieczoru. Niczego nie pominął. Kiedy skończył, ojciec wyjął z ręki Garretta listy.
– Musiał to być dla ciebie prawdziwy wstrząs – stwierdził Jeb, zerkając na kartki. Był zaskoczony, że syn nigdy mu nie wspomniał o listach. – Nie sądzisz, że byłeś dla niej za surowy?
Garrett ze znużeniem pokręcił głową.
– Wiedziała o mnie wszystko i nic mi nie powiedziała. Wszystko sobie zaplanowała.
– To nie tak – zaprzeczył Jeb. – Mogła przyjechać tu po to, żeby cię poznać, ale nie mogła cię zmusić, żebyś się w niej zakochał. Zrobiłeś to sam.
Garrett odwrócił spojrzenie od ojca i popatrzył na fotografię.
– Nie sądzisz, że postąpiła źle, ukrywając to przede mną?
Jeb westchnął. Nie chciał odpowiadać na to pytanie. Spróbował z innej strony.
– Dwa tygodnie temu, kiedy siedzieliśmy na molo, powiedziałeś, że chcesz się z nią ożenić, bo ją kochasz, pamiętasz?
Garrett przytaknął.
– Dlaczego to się zmieniło?
– Już ci mówiłem.
– Tak, wyjaśniłeś mi powody – przerwał mu Jeb, nim dokończył zdanie – ale nie byłeś wobec mnie całkiem szczery. Ani ze mną, ani z Teresą, ani nawet z samym sobą. To pewne, że Teresa powinna była powiedzieć ci o tych listach i prawdopodobnie by to zrobiła. Ale nie dlatego jesteś taki zły. Jesteś zły, ponieważ zmusiła cię, żebyś zdał sobie sprawę z czegoś, do czego nie chciałeś się przyznać.
Garrett, milcząc, wpatrywał się w ojca. W pewnym momencie podniósł się z kanapy, poszedł do kuchni, jakby zapragnął uciec od tej rozmowy. Z lodówki wyjął pojemnik z kostkami lodu. Zdenerwowany, za mocno nacisnął brzeg i kostki rozsypały się po całym blacie. Zaklął pod nosem.
Tymczasem Jeb zapatrzył się na zdjęcie Catherine, wracając pamięcią do swojej żony. Odłożył listy na bok i podszedł do szerokich szklanych drzwi. Rozsunął je i przyglądał się, jak lodowaty grudniowy wiatr znad Atlantyku goni fale, które z hukiem rozbijają się o brzeg. Ryk morza docierał aż do wnętrza domu. Jeb, wpatrzony w ocean, nagle usłyszał pukanie do drzwi.
Odwrócił się, zastanawiając się, kto to może być. Uświadomił sobie, że po raz pierwszy w tym domu słyszy, że ktoś stuka do drzwi.
Garrett, który nadal kręcił się po kuchni, nie zareagował. Jeb więc podszedł do drzwi wejściowych.
– Idę! – zawołał głośno.
Kiedy otworzył drzwi, podmuch wiatru wpadł do salonu i zdmuchnął listy Garretta ze stołu. Jeb tego nie zauważył, całą uwagę skupił na stojącym na progu gościu. Nie mógł oderwać wzroku od ciemnowłosej młodej kobiety, której nigdy przedtem nie widział. Domyślił się od razu, kim jest. Odsunął się na bok, żeby wpuścić ją do środka.
– Proszę wejść – powiedział cicho.
Popatrzyła na Jeba niepewne, a on zakłopotany nie wiedział, co powiedzieć.
– Pewnie jesteś Teresa – odezwał się w końcu Jeb, słysząc dobiegające z kuchni gniewne mamrotanie Garretta, który ścierał podłogę. – Dużo o tobie słyszałem.
– Wiem, że przyjeżdżam niespodziewanie…
– Nic nie szkodzi.
– Czy on tu jest?
Jeb gestem wskazał kuchnię.
– Jest. Poszedł przygotować coś do picia.
– Jak on się miewa?
– Musisz sama z nim pomówić.
Teresa pokiwała głową. Nagle straciła pewność, czy jej przyjazd to dobry pomysł. Spojrzała w głąb pokoju i dostrzegła rozsypane po podłodze listy. Torba Garretta stała przy drzwiach do sypialni. Poza tym dom wyglądał tak jak zawsze.
Była jeszcze fotografia.
Spostrzegła ją ponad ramieniem Jeba. Stała na stole, chociaż zazwyczaj Garrett trzymał ją w sypialni. Nie mogła oderwać od niej wzroku. Gdy Garrett wrócił do pokoju, nadal wpatrywała się w zdjęcie.
– Tato, co się stało? – Urwał i stanął jak wryty.
Żadne z nich się nie odezwało. Teresa patrzyła na niego nieśmiało, wzięła głęboki oddech i powiedziała:
– Witaj, Garrett.
Garrett stał milczący. Jeb zabrał kluczyki samochodowe ze stołu. Wiedział, że na niego już pora.
– Macie sobie dużo do powiedzenia, więc lepiej będzie, jak pójdę.
– Było mi miło ciebie poznać – rzucił, mijając Teresę, zrobił przy tym taki gest, jakby życzył jej szczęścia.
– Po co przyjechałaś? – spytał obojętnie Garrett, gdy zostali sami.
– Musiałam przyjechać. Chciałam cię zobaczyć.
– Po co?
Nie odpowiedziała. Po krótkim wahaniu podeszła do niego, patrząc mu prosto w oczy. Gdy znalazła się blisko, położyła mu palec na wargach.
– Nie pytaj – wyszeptała – Nie teraz. Proszę. – Próbowała się uśmiechnąć, ale łzy spłynęły jej po policzkach.
Nic więcej nie mogła powiedzieć. Nie potrafiłaby opisać tego, co czuje. Otoczyła go ramionami i mocno się przytuliła, a gdy Garrett niechętnie zrobił to samo, położyła mu głowę na piersi. Pocałowała go w szyję, przesunęła dłonią po włosach, musnęła wargami policzek, a potem usta. Pocałowała go najpierw delikatnie, potem bardziej namiętnie. Garrett mimowolnie odpowiedział na pocałunek i przygarnął Teresę do siebie.
Z zewnątrz do saloniku docierał ryk wzburzonego oceanu, a oni tulili się do siebie, poddając ogarniającemu ich pożądaniu. Teresa wysunęła się z objęć Garretta i zaczęła się rozbierać. Garrett zrobił krok w stronę sypialni, ale potrząsnęła przecząco głową. Chciała na niego patrzeć, chciała, aby on też ją widział, żeby widział, że jest właśnie z nią, a nie z kim innym.
Powoli, bardzo powoli… zdejmowała z siebie ubranie – bluzkę… spodnie… stanik… majteczki… Nie spuszczała z niego wzroku, rozchyliła lekko wargi. Kiedy była już naga, stanęła przed nim, pozwalając, aby ją dobrze obejrzał.
Wreszcie zbliżyła się do niego. Delikatnie przesunęła palcami po jego piersi, ramionach, rękach, jakby chciała na zawsze zapamiętać ich kształt. Odsunęła się i stanęła za nim, żeby mógł się rozebrać. Obserwowała go, gdy zrzucał z siebie ubranie. Zbliżyła się ponownie, pocałowała go w ramię, a potem powoli przesunęła wargami po jego skórze.W pewnym momencie wzięła Garretta za rękę i zaprowadziła do sypialni. Położyła się na łóżku i przyciągnęła go do siebie.
Przytulili się do siebie rozpaczliwie. Nigdy przedtem nie kochali się w ten sposób – boleśnie świadomi rozkoszy dawanej sobie nawzajem. Każde dotknięcie wywoływało silniejszy dreszcz niż poprzednie. Jakby obawiając się tego, co przyniesie im przyszłość, pieścili swoje ciała z namiętnością, która miała na zawsze pozostać w ich wspomnieniach. Kiedy razem dotarli na szczyt, Teresa odchyliła głowę do tyłu i głośno krzyknęła.
Usiadła na łóżku i położyła sobie głowę Garretta na kolana. Głaskała go po włosach, słuchając jego miarowego oddechu.
Garrett obudził się późnym popołudniem i przekonał się, że jest sam. Wyskoczył z łóżka i chwytając po drodze dżinsy i koszulę, wybiegł z sypialni.
Teresę znalazł w kuchni przy stole, na którym stała do połowy opróżniona filiżanka z kawą. Dzbanek z ekspresu tkwił w zlewie. Garrett zerknął na zegarek i stwierdził, że spał prawie dwie godziny.
– Cześć – rzucił niepewnie.
Teresa spojrzała przez ramię.