– Cześć, nie słyszałam, jak wstałeś.
– Wszystko w porządku?
– Usiądź przy mnie. Mam ci dużo do powiedzenia.
Garrett zajął miejsce przy stole i uśmiechnął się do Teresy, która obracała w palcach filiżankę, nie odrywając od niej wzroku. Wyciągnął rękę i odgarnął pasmo włosów, które spadało jej na twarz.
– Znalazłam butelkę, gdy latem biegałam plażą – zaczęła spokojnie, ale sztywno, jakby przypominała sobie coś bolesnego. – Nie wiedziałam, co będzie napisane w liście. Przeczytałam i się popłakałam. Był taki piękny – widać było, że napisano go prosto z serca. Rozumiałam, o czym piszesz, ponieważ sama czułam się samotna. – Teresa uniosła głowę i popatrzyła na Garretta. – Tamtego ranka pokazałam list Deannie. To ona zaproponowała, żeby go opublikować. Początkowo nie chciałam się na to zgodzić. Uważałam, że jest zbyt osobisty. Deanna nie widziała w tym przeszkody. Twierdziła, że inni też powinni go przeczytać. Ugięłam się i sądziłam, że to będzie koniec. Stało się inaczej. Zadzwoniła do mnie kobieta, która przeczytała mój tekst. Przysłała mi drugi list, który znalazła parę lat temu. Byłam zaintrygowana, ale nie sądziłam, że nastąpi jakiś dalszy ciąg. Słyszałeś kiedyś o magazynie „Yankee”?
– Nie.
– To takie regionalne pisemko, mało znane poza Nową Anglią. Tam znalazłam trzeci list.
– Wydrukowali go?
– Tak. Odszukałam autora artykułu, a on przesłał mi trzeci list. Wtedy ciekawość zwyciężyła. Miałam trzy listy… i każdy następny wzruszał mnie tak samo mocno jak poprzedni. Z pomocą Deanny dowiedziałam się, kim jesteś, i przyjechałam tutaj. – Uśmiechnęła się smutno. – Wiem, że z pozoru wygląda to tak, jakbym postępowała w sposób wyrachowany. Tymczasem nie przyjechałam tutaj, aby się w tobie zakochać ani po to, by napisać tekst. Chciałam się przekonać, jaki jesteś. Chciałam poznać autora pięknych listów. Poszłam do portu i się spotkaliśmy. Rozmawialiśmy, a potem zaprosiłeś mnie na łódź. Gdybyś tego nie zrobił, pewnie następnego dnia wróciłabym do domu.
Nie wiedział, co powiedzieć. Teresa przykryła jego dłoń swoją.
– Tak dobrze było nam ze sobą, że zapragnęłam zobaczyć cię znowu. Już nie z powodu listów, ale ze względu na sposób, w jaki mnie potraktowałeś. Tylko pierwsze spotkanie było zaplanowane. Nic więcej.
Garrett milczał przez chwilę.
– Dlaczego nie powiedziałaś mi o listach?
– Chciałam, ale chyba przekonałam samą siebie, że nie ma znaczenia, jak się poznaliśmy. Najważniejsze było to, czy jest nam dobrze ze sobą. Poza tym nie wierzyłam, że zrozumiesz, a nie chciałam cię stracić.
– Gdybyś powiedziała mi wcześniej, zrozumiałbym.
Patrzyła na niego uważnie.
– Czyżby, Garrett? Rzeczywiście byś zrozumiał?
Wiedział, że nadeszła chwila prawdy. Kiedy nie odpowiedział, Teresa potrząsnęła z powątpiewaniem głową i uciekła spojrzeniem w bok.
– Gdy poprosiłeś mnie, żebym się przeprowadziła, nie zgodziłam się od razu, ponieważ nie miałam do końca jasności, dlaczego to zrobiłeś. – Zawahała się na chwilę. – Musiałam być pewna, że chcesz właśnie mnie. Musiałam wiedzieć, że chodzi ci o nas, a nie dlatego, że przed czymś uciekasz. Pragnęłam, żebyś mnie przekonał, ale ty znalazłeś listy… – Wzruszyła bezradnie ramionami. – W głębi duszy wiedziałam o tym od samego początku, ale chciałam wierzyć, że mimo wszystko nam się uda.
– O czym mówisz?
– Nie wątpię, że mnie kochasz. Wiem, że tak jest. Dlatego to takie trudne. Wiem, że mnie kochasz, ja też cię kocham… w innych okolicznościach pewnie dalibyśmy sobie ze wszystkim radę. Ale teraz… Sądzę, że nie jesteś gotów.
Garrett poczuł się tak, jakby dostał cios w żołądek. Teresa patrzyła mu prosto w oczy.
– Nie jestem ślepa. Zdaję sobie sprawę, dlaczego czasami umilkłeś, dlaczego chciałeś, żebym tu przyjechała.
– Tęskniłem za tobą.
– Być może… ale nie do końca. – Poczuła, że łzy napływają jej do oczu. Głos jej się załamał. – Chodzi o Catherine. – Otarła łzy. Nie chciała, by Garrett był świadkiem jej załamania. – Kiedy opowiadałeś mi o niej pierwszy raz… miałeś taki wyraz twarzy… zdałam sobie sprawę, jak bardzo ją kochałeś i nadal kochasz…Twój gniew uświadomił mi to ponownie. Spędziliśmy ze sobą tyle czasu… ale nie jesteś gotów. – Wzięła głęboki oddech. – Nie byłeś zły dlatego, że znalazłam listy, byłeś zły, ponieważ stałam się zagrożeniem dla uczuć, jakie łączyły cię z Catherine.
Odwrócił głowę, słysząc echo oskarżeń ojca. Dotknęła jego ręki.
– Jesteś, kim jesteś. Mężczyzną, który kochał głęboko, który pokochał na zawsze. Nie ma znaczenia, jak bardzo mnie kochasz… Nigdy jej nie zapomnisz, a ja nie potrafię z tym żyć.
– Możemy spróbować – zaczął ochryple. – Ja mogę spróbować… być innym.
Przerwała mu.
– Wiem, że w to wierzysz. Sama chcę w to wierzyć. Gdybyś objął mnie i zaczął błagać, żebym została, pewnie bym została, bo odmieniłeś moje życie, dałeś mi coś, czego od dawna w nim brakowało… Nasza znajomość układałaby się tak jak do tej pory, a my mielibyśmy nadzieję, że kiedyś może nam się uda, ale nie mogło nam się udać… Nie rozumiesz? Przy następnej kłótni… – Urwała. – Nie mogę z nią konkurować. Na to nie mogę się zgodzić, chociaż pragnę, żebyśmy byli razem.
– Kocham cię.
Uśmiechnęła się łagodnie. Puściła jego rękę i delikatnie pogłaskała go po policzku.
– Ja też cię kocham. Jednak czasami miłość nie wystarczy.
Garrett pobladł. Milczał. W ciszy, która zapadła, rozległ się płacz Teresy.
Garrett otoczył ją ramionami. Oparł policzek o jej włosy, a ona ukryła twarz na jego piersi. Drżała. Upłynęła dłuższa chwila, nim odsunęła się od niego i otarła łzy. Popatrzyli na siebie. W spojrzeniu Garretta malowała się niema prośba. Pokręciła głową.
– Nie mogę zostać, chociaż oboje tego pragniemy.
Słowa te zabolały. Garrettowi zakręciło się w głowie.
– Nie… – powiedział załamującym się głosem.
Teresa odsunęła się, wiedząc że powinna wyjść, zanim zmieni zdanie.
– Muszę już iść.
Zarzuciła pasek torebki na ramię i skierowała się do drzwi. Garrett nie był w stanie się poruszyć.
Wreszcie, oszołomiony, nie w pełni świadomy, co się dzieje, poszedł za nią. Na dworze padał deszcz. Jej samochód stał na podjeździe. Otworzyła drzwi. Garrett, niezdolny do powiedzenia słowa, obserwował, jak Teresa otwiera drzwi.
Włożyła kluczyki do stacyjki. Z bladym uśmiechem zamknęła drzwi. Mimo deszczu opuściła szybę. Chciała go raz jeszcze wyraźnie zobaczyć. Widząc wyraz jego twarzy, przez chwilę zapragnęła cofnąć decyzję, zawrócić, powiedzieć, że nie jest ważne to, co mówiła, bo nadal go kocha. Ta wizja była taka pociągająca…
Bardzo pragnęła to zrobić, ale nie mogła się do tego zmusić.
Garrett postąpił krok w stronę samochodu. Pokręciła głową, żeby go zatrzymać.
– Będę za tobą tęskniła, Garrett – powiedziała cicho, jakby do siebie i wrzuciła bieg.
Deszcz padał zimnymi, wielkimi kroplami.
Garrett stał nieruchomo.
– Proszę – rzekł błagalnym tonem – nie odchodź. – Jego głos tłumił szum deszczu.
Nie odpowiedziała.
Wiedziała, że jeśli zostanie choć trochę dłużej, znowu zacznie płakać. Zakręciła szybę i powoli ruszyła. Garrett oparł dłonie o maskę, palce powoli zsunęły się z mokrej blachy. Po chwili samochód stał już na ulicy, gotowy do drogi. Wycieraczki poruszały się rytmicznie.
– Tereso! – zawołał. – Zaczekaj! – Garrett zrozumiał, że traci ostatnią szansę.
Nie usłyszała go w szumie deszczu. Samochód minął dom. Garrett biegł do końca podjazdu, machał ramionami, żeby zwrócić uwagę Teresy. Nic nie widziała.
– Tereso! – wołał. Biegł za samochodem środkiem drogi, rozpryskując kałuże. Zauważył, że zabłysły na czerwono światełka hamulców. Wiedział, że Teresa widzi go w lusterku wstecznym. Jeszcze nie wszystko stracone – pomyślał.
Światła zgasły i samochód ruszył, przyśpieszając coraz bardziej. Garrett biegł nadal. Deszcz lał się z nieba strumieniami, wsiąkał w ubranie, oślepiał, zalewał ulicę. Samochód Teresy się oddalał. W końcu Garrett przestał biec. Zatrzymał się, dysząc ciężko. Stał na środku drogi, patrząc, jak pojazd skręca i znika z pola widzenia. Stał tak dłuższą chwilę, próbując złapać oddech. Czekał, miał nadzieję, że Teresa zawróci, że razem pojadą do domu. Tak bardzo chciałby cofnąć czas i dać sobie ostatnią szansę.