– Tereso, tak mi przykro, że Cię zraniłem. W przyszłym tygodniu przyjadę do Bostonu. Mam nadzieję, że znajdziesz dość siły, by mi wybaczyć. Może już jest za późno. Nie wiem.
Tereso, kocham Cię i zawsze będę Cię kochał. Widzę dzieci bawiące się na plaży i wiem, że pragnę mieć dzieci z Tobą. Chcę patrzeć na dorastanie Kevina, pragnę trzymać Cię za rękę, gdy on będzie prowadził własną pannę młodą. Pocałuję Cię wtedy, gdy spełnią się jego marzenia. Bez Ciebie ze smutku czuję się chory. Siedzę w kuchni i modlę się, byś pozwoliła mi wrócić, na zawsze.
Garrett
Zapadł zmierzch. Szare niebo pociemniało. Teresa wielokrotnie przeczytała list, mimo to wciąż czuła się tak samo jak za pierwszym razem, gdy wzięła go do ręki.
Siedziała na plaży i próbowała go sobie wyobrazić, jak siedzi w kuchni i pisze do niej list. Przesunęła palcem po kartce. Walcząc ze łzami, jeszcze raz obejrzała list. W kilku miejscach zobaczyła smugi, jakby pióro ciekło. Sześć słów było przekreślonych, ale nie potrafiła ich odczytać.
Skończyła czytać, zwinęła list i okręciła szpagatem, tak żeby zawsze wyglądał jak przedtem. Wsunęła do butelki, którą położyła obok torby. Wiedziała, że po powrocie do domu postawi ją na biurku, tam gdzie ją trzymała. W nocy, gdy światło latarni ulicznych dostawało się do wnętrza pokoju, butelka lśniła w ciemnościach. Teresa tuż przed zaśnięciem widziała blask szkła.
Sięgnęła po zdjęcia, które dostała od Jeba. Wtedy, po powrocie do Bostonu, gdy zaczęła je przeglądać, rozpłakała się i wrzuciła je do szuflady. Nie chciała ich oglądać.
Teraz miała je w ręku, odnalazła to wykonane na ganku. Patrzyła na nie i wspominała: jak wyglądał, jak się poruszał, uśmiechał. Może jutro – powtarzała sobie – zabiorę je do fotografa, powiększę i postawię na stoliku, tak jak on postawił zdjęcie Catherine. Potem zrozumiała, że tego nie chce. Schowa zdjęcia z powrotem do szuflady obok kolczyków, które dostała od babci. Widok jego twarzy był zbyt bolesny.
Od czasu pogrzebu kontaktowała się z Jebem, dzwoniła, pytała, jak się miewa. Za pierwszym razem opowiedziała mu, dlaczego Garrett wziął tamtego dnia „Happenstance” i rozmowa skończyła się płaczem. Po kilku miesiącach mogli wspominać jego imię bez łez. Jeb opowiadał jej o dzieciństwie syna, a nawet o tym, co Garrett porabiał między spotkaniami z Teresą.
W lipcu zabrała Kevina na Florydę. Mieli zamiar ponurkować. Woda była cieplejsza i bardziej przezroczysta niż w Karolinie Północnej. Spędzili tam osiem dni. Codziennie rano nurkowali, a po południu wylegiwali się na plaży. Na urodziny Kevin poprosił o prenumeratę czasopisma o nurkowaniu. Jak na ironię pierwszy numer był poświęcony wrakom przy wybrzeżu Karoliny Północnej. Opisano nawet wrak leżący w płytkiej wodzie, który obejrzeli razem z Garrettem.
Od śmierci Garretta nie spotykała się z nikim. Koledzy z redakcji namawiali ją na randki. Uprzejmie, acz stanowczo odmawiała. Jedynie Deanna dała jej spokój.
Wszystko zmienił telefon od Jeba, który zadzwonił przed trzema tygodniami. Postanowiła pojechać do Cape Code. Jeb łagodnym głosem mówił, że powinna pogodzić się ze śmiercią Garretta i żyć dalej. Wtedy mury, które zbudowała wokół siebie, zaczęły pękać. Przepłakała całą noc, ale nazajutrz wiedziała, co powinna zrobić.
Stanęła na plaży. Rozejrzała się, żeby zobaczyć, czy ktoś jej nie obserwuje. Tylko ocean wydawał się poruszać. Okolica była opustoszała. Patrzyła przez dłuższą chwilę w wodę, która wyglądała na niebezpieczną. Nie było to romantyczne miejsce z jej wspomnień. Myślała o Garretcie, aż usłyszała werbel gromu. Zerwał się wiatr.
Dlaczego życie Garretta skończyło się w ten sposób? Teresa nie wiedziała. Jeszcze jeden podmuch wiatru i poczuła, że jest przy niej. Poczuła jego dotyk, jak wtedy, gdy się żegnali. Tyle rzeczy chciałaby zmienić…
Została sama ze swoimi myślami. Kochała go. Zawsze będzie go kochała. Wiedziała to od pierwszej chwili, gdy zobaczyła go w porcie, i wiedziała o tym teraz. Ani jego śmierć, ani czas tego nie zmienią. Zamknęła oczy.
– Tęsknię za tobą – szepnęła. Przez chwilę wyobrażała sobie, że on o tym wie. Nagle wiatr ucichł i powietrze znieruchomiało.
Spadły pierwsze krople deszczu, gdy wyjęła butelkę, odkorkowała ją i wyciągnęła list, który do niego napisała. Rozwinęła szpagat i trzymała list w ręku tak jak tamten, który znalazła. Ściemniło się i nie mogła przeczytać listu, ale i tak znała jego treść na pamięć. Ręce jej drżały.
Ukochany,
Zaledwie rok minął od czasu, gdy siedziałam z Twoim ojcem w kuchni. Jest późno w nocy i chociaż z trudem znajduję słowa, nie mogę się oprzeć uczuciu, że nadeszła pora, abym odpowiedziała na Twoje pytanie.
Oczywiście, że Ci wybaczam. Wybaczam Ci teraz i wybaczyłam Ci w chwili, gdy przeczytałam Twój list. Zerwanie z Tobą było takie trudne, po raz drugi byłoby to niemożliwe. Kochałam Cię za bardzo, żeby ponownie zostawić. Ciągle zastanawiam się, co mogłoby się wydarzyć, ale czuję głęboką wdzięczność dla losu, że znalazłeś się w moim życiu, chociaż na tak krótko. Założyłam, że spotkaliśmy się, żebym pomogła ci przeżyć okres rozpaczy. Teraz, po roku, doszłam do wniosku, że było odwrotnie.
Jak na ironię znalazłam się w tym samym miejscu, w którym Ty byłeś, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy. Gdy piszę, mocuję się z duchem kogoś, kogo bardzo kochałam. Teraz rozumiem, jak było Ci ciężko pogodzić się ze stratą i jakie bolesne musiały być próby życia, jakby nic się nie stało. Czasami ogarnia mnie rozpacz i chociaż wiem, że już nigdy się nie zobaczymy, część mnie chce pozostać przy Tobie na zawsze. Gdybym mogła się zakochać w kim innym, może wtedy zbladłoby wspomnienie o Tobie. Oto paradoks. Ponieważ tak bardzo za Tobą tęsknię, ze względu na Ciebie nie lękam się przyszłości. Zakochałeś się we mnie, więc dałeś mi nadzieję. Nauczyłeś mnie, że można żyć dalej bez względu na rozpacz, i żal.
Nie sądzę, abym była już gotowa, ale to jest mój wybór. Nie obwiniaj się. Dzięki Tobie mam nadzieję, że przyjdzie dzień, w którym mój smutek zastąpi miłość. Dzięki Tobie mam siłę żyć dalej.
Nie wiem, czy umarli mogą wrócić na ziemię, choćby niewidzialni, do tych, których kochali, ale jeśli mogą to wiem, że zawsze przy mnie będziesz. Kiedy słucham szumu oceanu, wydaje mi się, że to Twój szept. Gdy chłodna bryza pieści mój policzek, czuję, że jesteś przy mnie. Nie ma znaczenia, kto zjawi się w moim życiu. Stoisz teraz obok Boga, obok mojej duszy, pomagasz mi, kierujesz ku przyszłości, której nie potrafię przewidzieć.
Nie jest to pożegnanie, ukochany, ale podziękowanie. Dziękuję, że zjawiłeś się w moim życiu i dałeś mi radość. Dziękuję, że mnie kochałeś, że w zamian przyjąłeś moją miłość. Dziękuję za wspomnienia, które będą ze mną na zawsze. Jednak najbardziej dziękuję za to, że pokazałeś mi, iż nadejdzie czas, kiedy będę mogła pozwolić Ci odejść.
Kocham Cię,
T.
Teresa przeczytała list po raz ostatni, zwinęła go i wsunęła do butelki. Wiedziała, że tutaj kończy się jej podróż. Gdy już zrozumiała, że nie może dłużej czekać, rzuciła butelkę najdalej, jak mogła.
Wówczas zerwał się silny wiatr i rozstąpiła mgła. Teresa stała i patrzyła, jak butelka powoli dryfuje na pełne morze. Wiedziała, że to niemożliwe, ale wyobrażała sobie, że jej listu fale nigdy nie wyrzucą na brzeg. Będzie pływał bez końca, mijając odległe miejsca, których ona nigdy nie zobaczy.
Po kilku minutach butelka zniknęła jej z oczu. Teresa ruszyła w kierunku samochodu. Szła spokojnie w deszczu. Nagle uśmiechnęła się do siebie. Nie wiedziała ani kiedy, ani gdzie to się stanie, ale była pewna, że Garrett dostanie list.