Hansowi związek ten nie podobał się, ponieważ widział, że Oskar wkracza w małżeństwo podobnie nieudane jak jego własne. Zmysłowy mąż, chłopiec z awanturniczą żyłką, zbyt wcześnie szukał spokoju u boku zacnej, miłej i niezbyt wyrafinowanej dziewczyny.
Oskar poznał ją na przyjęciu w Zwittau. Miała na imię Emilia, mieszkała w wiosce Alt-Molstein i była w odwiedzinach u przyjaciół. Oskar znał jej wieś, bowiem w tej okolicy sprzedawał traktory.
Kiedy w kościele parafialnym w Zwittau ogłoszono zapowiedzi, niektórzy uznali tę parę za tak niedobraną, że doszukiwali się innych niż miłość motywów, zwłaszcza że tego samego lata fabryka Schindlera znalazła się w tarapatach, bowiem była nastawiona na produkcję ciągników parowych, które traciły już powodzenie u rolników. Oskar większość swoich zarobków inwestował z powrotem w fabrykę, a teraz, wraz z Emilią, otrzymał posag – pół miliona marek, który był, jakkolwiek na to patrzeć, sporym kapitałem. Jednak plotki na temat małżeństwa Oskara nie miały podstaw, bowiem tego właśnie lata Oskar był zakochany po uszy. A ponieważ ojciec Emilii nigdy nie wierzył, że chłopiec się ustatkuje i będzie dobrym mężem, większości posagu nigdy nie wypłacił.
Emilia natomiast z radością wyszła za mąż za przystojnego Oskara Schindlera i z nie mniejszą radością zostawiła senne Alt-Molstein. Najlepszym przyjacielem jej ojca był tępawy proboszcz: Emilia dorastała podając im herbatę i słuchając ich naiwnych opinii o polityce i teologii. Natomiast jeśli chodzi o Żydów, to natkniemy się na ich ślady w dzieciństwie Emilii: byli to wiejski doktor, który leczył jej babkę, i Rita, wnuczka sklepikarza Reifa. Podczas jednej ze swych wizyt ksiądz powiedział ojcu Emilii, że to niedobrze, by dziecko katolickie utrzymywało bliskie stosunki z dziećmi żydowskimi. Z uporem charakterystycznym dla wieku dziecięcego Emilia nie poddała się wyrokowi księdza. Przyjaźń z Ritą Reif przetrwała do chwili, kiedy miejscowi naziści rozstrzelali Ritę przed sklepem jej dziadka w 1942 roku.
Po ślubie Oskar i Emilia zamieszkali w Zwittau. Lata trzydzieste musiały się Oskarowi wydawać epilogiem jego pomyłki na torze Altwater latem 1928 roku. Odsłużył wojsko w armii czechosłowackiej i choć mógł tam jeździć ciężarówką, spostrzegł, że nie znosi wojskowego życia, nie dlatego, że jest pacyfistą, tylko dlatego, że jest człowiekiem wygodnym. Po powrocie do Zwittau już nie interesował się Emilią, wieczorami niczym kawaler przesiadywał po kawiarniach, rozmawiając z dziewczynami, o których trudno powiedzieć, że były zacne lub wdzięczne. W 1935 roku rodzinny interes przestał istnieć. Tego samego roku ojciec Oskara opuścił Frau Luizę Schindler i zamieszkał w osobnym mieszkaniu. Oskar znienawidził go za to i chodził do ciotek na herbatki, podczas których narzekał na ojca. Nawet w kawiarniach wygłaszał mowy o tym, że jego okropny ojciec ośmielił się zostawić tak dobrą kobietę. Z tego wynika, że absolutnie nie zdawał sobie sprawy z analogii między jego własnym rozpadającym się małżeństwem a zerwanym małżeństwem rodziców.
Dzięki swoim kontaktom handlowym, a także osobistemu urokowi i mocnej głowie udało mu się podczas największego nasilenia kryzysu zdobyć posadę kierownika zbytu w Morawskich Zakładach Elektrotechnicznych. Dyrekcja tych zakładów znajdowała się w ponurej stolicy regionu, w Brnie, Oskarowi jednak to nie przeszkadzało, bo lubił życie w rozjazdach. To była zapowiedź tej przyszłości, jaką obiecywał sobie, kiedy wyprzedzał Winklera na torze Altwater.
Gdy umarła jego matka, przyjechał do Zwittau i stanął u boku ciotek, siostry Elfriedy i żony Emilii po jednej stronie grobu, zaś zdrajca Hans stał samotnie – wyjąwszy oczywiście grubego proboszcza – u wezgłowia trumny. Śmierć Luizy przypieczętowała wzajemną wrogość Oskara i Hansa. Oskar, w przeciwieństwie do kobiet, nie zdawał sobie sprawy, że Hans i Oskar to w gruncie rzeczy bracia, tyle że rozdzieleni przypadkowym stosunkiem ojcostwa.
Oskar zaczął nosić swastykę jeszcze przed pogrzebem matki. Ani Emilia, ani ciotki tego nie pochwalały, ale też zbytnio się tym nie przejmowały; było to coś takiego jak moda, coś, co młodzi Niemcy w Czechosłowacji w tym sezonie nosili. Tylko socjaliści i komuniści nie wpinali odznaki i nie zapisywali się do Niemieckiej Partii Sudeckiej Konrada Henleina, a Oskar, broń Boże, nie był ani komunistą, ani socjaldemokratą. Oskar był handlowcem. Gdy szło się do dyrektora firmy, Niemca, z odznaką w klapie, to można było mieć nadzieję, a nawet pewność, że dostanie się zamówienie.
Ale nawet wtedy, gdy książka zamówień Oskara była pełna, on sam, widząc, jak wielkie zmiany dokonują się w historii, nie miał zamiaru zmianom tym tylko się przyglądać i na kilka miesięcy przed wkroczeniem niemieckich dywizji do Sudetów zapisał się do partii.
Jakiekolwiek jednak były motywy tej decyzji, wydaje się, że z chwilą wkroczenia niemieckich dywizji na Morawy tak szybko i tak całkowicie rozczarował się narodowym socjalizmem jak poprzednio małżeństwem. Spodziewał się być może, że wejście Niemców spowoduje powstanie jakiejś bratniej Republiki Sudeckiej: przy jakiejś okazji wyznał, że był oburzony prześladowaniami ludności czeskiej i zajmowaniem czeskiego mienia. Jego pierwsze udokumentowane akty buntu nastąpią już w pierwszej fazie światowego konfliktu i nie ma powodów, aby wątpić, że proklamowanie przez Hitlera Protektoratu Czech i Moraw bardzo go zaskoczyło.
Poza tym dwoje ludzi, których opinie najbardziej szanował, to znaczy Emilia i Hans, nie dało się nabrać na hasła o dziejowej szansie Germanów ani też nie wierzyło, że Hitler zwycięży. Ich opinie nie były zbyt wyrobione, ale opinie Oskara również takimi nie były. Emilia, ze swoim prostodusznym, wiejskim uporem, uważała, że człowiek musi ponieść karę za porównywanie siebie z Bogiem. Hans, o czym doniosła Oskarowi ciotka, powoływał się na podstawowe prawa historyczne. Tuż pod Brnem znajdowało się miejsce, gdzie Napoleon wygrał bitwę, która przeszła do historii pod nazwą Austerlitz. I cóż się stało z tym zwycięskim Napoleonem? Musiał na koniec sadzić ziemniaki na małej wyspie gdzieś na środku Atlantyku. I to samo czeka Hitlera. Przeznaczenie, dowodził Hans, to nie jest sznurek bez końca. To kawał gumy. Im mocniej ją naciągniesz, tym gwałtowniej szarpnie cię do tyłu, do punktu wyjścia. Oto czego życie, małżeństwo i gospodarczy krach nauczyły Hansa Schindlera, nieudanego męża i wytwornego światowca.