Ale być może wtedy jego syn nie był jeszcze zdecydowanym wrogiem nowego systemu. Pewnego wieczora owej jesieni Oskar znalazł się na przyjęciu w sanatorium w górach koło Ostrawy, nad polską granicą. Gospodynią była kierowniczka sanatorium, klientka i przyjaciółka Oskara, którą poznał podczas jakiejś podróży. Przedstawiła go szczupłemu i przystojnemu Niemcowi, Eberhardowi Gebauerowi. Rozmawiali o interesach i o przyszłych posunięciach Francji, Anglii i Rosji. W pewnym momencie Gebauer zaproponował, aby wziąć butelkę i pójść do któregoś z pustych pokoi, żeby swobodnie porozmawiać. Kiedy znaleźli się w pustym, oddalonym od sali bankietowej pokoju, Gebauer przedstawił się jako oficer wywiadu i zaoferował swojemu nowemu kompanowi od kieliszka współpracę z Sekcją Zagraniczną Abwehry. Pan – mówił – ma interesy po drugiej stronie granicy, na południu Polski i na Górnym Śląsku. Czy w związku z tym podjąłby się pan dostarczać Abwehrze informacji wojskowych z tego regionu? Potem Gebauer przyznał, że wie od gospodyni, która jest jego przyjaciółką, iż Oskar jest inteligentny i towarzyski, mógłby więc wykorzystywać nie tylko swoje własne obserwacje okolicznych urządzeń przemysłowych i wojskowych, ale także spostrzeżenia mieszkających w Polsce Niemców, których mógłby werbować w restauracjach, barach lub w czasie spotkań służbowych.
I tu apologeci Oskara powiedzą, że zgodził się on pracować dla Canarisa, ponieważ jako agent Abwehry był zwolniony ze służby wojskowej. I to był duży plus tej propozycji. Ale z faktu, że przystał na tę propozycję, wynika również, że Oskar uważał wejście Niemców do Polski za pożądane. Podobnie jak szczupły oficer, siedzący przed nim na łóżku i co chwilę podsuwający mu butelkę, i on popierał narodowy interes, choć jednocześnie nie podobał mu się sposób zarządzania nim. Gebauer mógł moralnie pociągać Oskara, bowiem zarówno on, jak i jego koledzy z Abwehry uważali się za przyzwoitą chrześcijańską elitę. Wprawdzie nie przeszkadzało im to planować inwazji na Polskę, ale za to mogli pogardzać Himmlerem i SS, z którym, jak byli bezwzględnie przekonani, rywalizowali w walce o kontrolę nad duszą Niemiec.
Po jakimś czasie zupełnie inny organ wywiadowczy uzna raporty Oskara za wyczerpujące i godne pochwały. W czasie swoich polskich wycieczek na rzecz Abwehry wykazał dar wyczarowywania informacji od ludzi, szczególnie w trakcie towarzyskich spotkań. Nie znamy dokładnego charakteru i wagi informacji, jakie uzyskał dla Gebauera i Canarisa, ale wiemy, że bardzo polubił Kraków i szybko zorientował się, że to piękne, średniowieczne miasto oplata sieć zakładów metalowych, tekstylnych i chemicznych.
A jeśli chodzi o nie zmechanizowaną armię polską, to większość jej sekretów była tajemnicą poliszynela.
II
Pod koniec października 1939 roku dwu niemieckich podoficerów pułku grenadierów weszło do salonu firmy J. C. Buchheister i S-ka przy ulicy Stradom w Krakowie i nalegało na sprzedanie im kilku bel drogiego materiału, które chcieli wysłać do domu. Żydowski ekspedient z przyszytą na piersi żółtą gwiazdą tłumaczył, że firma Buchheister nie prowadzi sprzedaży detalicznej, tylko zaopatruje fabryki odzieży i sklepy. Jednak chłopcom nie sposób było wybić kupna materiału z głowy. Gdy przyszło do uregulowania rachunku, dokonali tego bawarskim banknotem z 1858 roku i niemieckim certyfikatem okupacyjnym z 1914.
– Waluta najzupełniej w porządku – zapewniał jeden z nich żydowskiego księgowego. Zarówno on, jak i jego kolega byli zdrowymi młodymi ludźmi, którzy całą wiosnę i lato spędzili na manewrach i którym jesień przyniosła łatwe zwycięstwo i wszystkie związane z tym dobrodziejstwa. Księgowy zgodził się na proponowaną mu transakcję i pozbył się chłopców ze sklepu przed wpisaniem sprzedaży do kasy.
Tego samego dnia salon firmy odwiedził jeszcze młody rewident, Niemiec, urzędnik instytucji o zgrabnej nazwie Wschodnia Agencja Powiernicza, mającej za zdanie przejmowanie przedsiębiorstw żydowskich. Młody człowiek był jednym z dwóch niemieckich urzędników, których przydzielono do firmy Buchheister. Pierwszym był Sepp Aue, Treuhänder, czyli komisarz, niezbyt ambitny człowiek w średnim wieku, a drugim ten właśnie młody zdobywca świata, który teraz przeglądał księgi i kasę. W pewnym momencie wyjął banknoty, którymi jego koledzy zapłacili za materiał, i zapytał, co mają oznaczać te operetkowe, jak się wyraził, pieniądze.
Kiedy żydowski księgowy opowiedział zdarzenie, rewident oskarżył go o podłożenie przestarzałych banknotów w miejsce aktualnych pieniędzy i zameldował o tym Seppowi Aue, wyrażając jednocześnie pogląd, że w takim wypadku należałoby wezwać Schutzpolizei.
Zarówno Sepp Aue, jak i młody rewident dobrze wiedzieli, że wezwanie Schutzpolizei skończyłoby się osadzeniem księgowego w więzieniu na Montelupich. Rewident wręcz uważał, że byłby to świetny przykład dla Żydów. Lecz takie wyjście nie satysfakcjonowało Auego, który miał własne sekretne koneksje, mianowicie jego babka była Żydówką, choć nikt jeszcze tego nie odkrył.
Aue zdecydował się na inne wyjście: wysłał gońca z wiadomością do poprzedniego rewidenta firmy, polskiego Żyda o nazwisku Izaak Stern, który leżał w domu chory na grypę. Aue trafił na swe stanowisko raczej z przyczyn politycznych i nie miał wielkiego doświadczenia w księgowaniu. Teraz chciał, by Stern przyszedł do biura i doradził, jak wyjść z impasu. Tuż po wyjściu posłańca do gabinetu weszła sekretarka i oznajmiła, że przyszedł niejaki Oskar Schindler i twierdzi, że jest umówiony. Aue wyszedł do sąsiedniego pokoju i zobaczył młodego mężczyznę, spokojnie palącego papierosa, łagodnego jak duży pies. Aue przypomniał sobie, że poznali się wczoraj na przyjęciu. Oskar był tam z Niemką sudecką, Ingrid, która pracowała jako komisarz żydowskiej firmy żelaznej należącej do panów C., była więc koleżanką po fachu Seppa Aue. Oskar i Ingrid tworzyli wspaniałą parę – oboje byli bardzo eleganccy, oboje mieli mnóstwo przyjaciół w Abwehrze – i bardzo byli w sobie zakochani.