Выбрать главу

Ja­nek spo­strzegł, że tym ra­zem w Oska­rze nie ma jego zwy­kłej swoj­sko­ści. Herr Di­rek­tor od­czy­tał na głos ra­port Scho­en­bru­na o sa­bo­ta­żu. Ja­nek znał Oska­ra głów­nie z opo­wia­dań in­nych więź­niów, szcze­gól­nie ojca, i nie wie­dział te­raz, co ma ozna­czać to peł­ne po­wa­gi wy­stą­pie­nie. Czy dy­rek­tor rze­czy­wi­ście ubo­le­wał nad po­psu­tą ma­szy­ną? Czy też był to tyl­ko po­pis?

Po od­czy­ta­niu oskar­że­nia Herr Di­rek­tor za­da­wał py­ta­nia. Dre­sner nie­wie­le mógł od­po­wie­dzieć. Tłu­ma­czył się, że nie był obe­zna­ny z ma­szy­ną. Wy­ja­śniał, że były kło­po­ty z na­sta­wie­niem jej. Za­cho­wał się zbyt ner­wo­wo i po­peł­nił błąd. Za­pew­niał, Herr Di­rek­to­ra, że nie miał po­wo­dów, aby po­psuć ma­szy­nę.

– Je­śli nie je­ste­ście kwa­li­fi­ko­wa­nym ro­bot­ni­kiem zbro­je­nio­wym, to dla­cze­go tu je­ste­ście? – za­py­tał Scho­en­brun. – Herr Di­rek­tor za­pew­niał mnie, że wszy­scy ma­cie do­świad­cze­nie w pro­duk­cji zbro­je­nio­wej. A wy, Dre­sner, tłu­ma­czy­cie się nie­wie­dzą.

Gniew­nym ge­stem Schin­dler roz­ka­zał więź­nio­wi opo­wie­dzieć do­kład­nie, co ro­bił w chwi­li prze­stęp­stwa. Ja­nek za­czął mó­wić o przy­go­to­wa­niach do uru­cho­mie­nia ma­szy­ny, na­sta­wia­niu jej, pró­bie na su­cho, włą­cze­niu za­si­la­nia, na­głym roz­bie­gu sil­ni­ka, roz­pad­nię­ciu się me­cha­ni­zmu. W mia­rę opo­wia­da­nia Schin­dler ro­bił się co­raz bar­dziej nie­spo­koj­ny i za­czął cho­dzić tam i z po­wro­tem, rzu­ca­jąc chłop­cu groź­ne spoj­rze­nia. Dre­sner opi­sy­wał wła­śnie ja­kąś zmia­nę, któ­rej do­ko­nał przy re­gu­la­cji, gdy Schin­dler za­trzy­mał się. Miał za­ci­śnię­te pięśd i pło­ną­ce oczy.

– Co po­wie­dzia­łeś?

– Pod­re­gu­lo­wa­łem ci­śnie­nie, Herr Di­rek­tor – po­wtó­rzył ci­cho chło­pak.

Oskar pod­szedł do nie­go i ude­rzył go w szczę­kę. Dre­sne­ro­wi zwi­sła gło­wa, ale w po­czu­ciu trium­fu. Przed chwi­lą bo­wiem Oskar – od­wró­co­ny ty­łem do po­zo­sta­łych sę­dziów – mru­gnął do nie­go nie­dwu­znacz­nie. Po­tem za­czął krzy­czeć, ma­cha­jąc wiel­ki­mi rę­ka­mi:

– Ta wa­sza cho­ler­na głu­po­ta! – wrzesz­czał. – To nie do wia­ry!

Zwró­cił się do Scho­en­bru­na i Fuch­sa, jak­by oni byli jego je­dy­ny­mi sprzy­mie­rzeń­ca­mi.

– Gdy­by oni mie­li na tyle in­te­li­gen­cji, żeby sa­bo­to­wać ma­szy­ny! Wte­dy mógł­bym przy­naj­mniej do­brać się im do skó­ry! Ale co z ta­ki­mi moż­na zro­bić? Z tymi ludź­mi to cał­ko­wi­ta stra­ta cza­su.

Oskar znów ści­snął pięść, a Dre­sner skur­czył się na samą myśl o ko­lej­nym cio­sie.

– Precz! – krzyk­nął Oskar.

W drzwiach Ja­nek usły­szał, jak Oskar mówi do po­zo­sta­łych, że le­piej o tym wszyst­kim za­po­mnieć.

– Mam do­bre­go mar­te­la na gó­rze – do­dał.

Ten zręcz­ny for­tel pew­nie nie usa­tys­fak­cjo­no­wał Lie­pol­da i Scho­en­bru­na, sko­ro nie do­szło do for­mal­ne­go za­koń­cze­nia po­sie­dze­nia, to zna­czy do wy­da­nia wy­ro­ku. Rów­no­cze­śnie jed­nak nie mo­gli się po­skar­żyć, że Oskar uni­kał prze­słu­cha­nia czy że je zlek­ce­wa­żył.

Dużo póź­niej­sza re­la­cja Dre­sne­ra skła­nia do przy­pusz­cze­nia, że więź­niów w Brin­n­litz utrzy­my­wa­no przy ży­ciu całą se­rią sztu­czek tak szyb­ko po so­bie na­stę­pu­ją­cych, że wy­glą­da­ły nie­mal na ma­gicz­ne. Inna spra­wa, że Brin­n­litz, za­rów­no jako obóz, jak i przed­się­bior­stwo pro­duk­cyj­ne, z isto­ty swo­jej było jed­nym wiel­kim, wręcz osza­ła­mia­ją­cym oszu­stwem.

XXXV

Al­bo­wiem fa­bry­ka Oska­ra nie pro­du­ko­wa­ła nic. „Ani jed­nej łu­ski” – po­wie­dzą więź­nio­wie Brin­n­litz, krę­cąc gło­wą. Ani je­den zro­bio­ny tam po­cisk 45 mm nie nada­wał się do użyt­ku, ani jed­na obu­do­wa do ra­kiet. Pro­duk­cję DEF-u z cza­sów kra­kow­skich z pro­duk­cją w okre­sie brin­n­litz­kim po­rów­nał sam Oskar. Na Za­bło­ciu wy­ko­na­no na­czy­nia ema­lio­wa­ne war­to­ści 16000000 RM. Rów­no­cze­śnie sek­cja amu­ni­cyj­na „Ema­lii” wy­pro­du­ko­wa­ła łu­ski war­to­ści 500000 RM. Na­to­miast w Brin­n­litz „z po­wo­du za­prze­sta­nia pro­duk­cji ema­lii” wła­ści­wie nie było żad­nej pro­duk­cji. Pro­duk­cja zbro­je­nio­wa – po­wie­dział Oskar – na­po­tka­ła „trud­no­ści roz­ru­cho­we”. Mimo to uda­ło się z Brin­n­litz wy­słać jed­ną cię­ża­rów­kę „czę­ści amu­ni­cyj­nych”, wy­ce­nio­nych na 350 000 RM. „Czę­ści te – po­wie póź­niej Oskar – przy­sła­no do Brin­n­litz już w po­ło­wie go­to­we. Do­star­czyć ich mniej było nie­po­do­bień­stwem, a wy­mów­ka o trud­no­ściach roz­ru­cho­wych by­ła­by zbyt nie­bez­piecz­na, za­rów­no dla mnie, jak i dla mo­ich Ży­dów, po­nie­waż mi­ni­ster uzbro­je­nia, Al­bert Spe­er, pod­no­sił swe wy­ma­ga­nia z mie­sią­ca na mie­siąc”.

Nie­bez­pie­czeń­stwo nie­pro­du­ko­wa­nia po­le­ga­ło nie tyl­ko na tym, że Oskar miał co­raz gor­szą opi­nię w In­spek­to­ra­cie Uzbro­je­nia. Zło­ści­ło to rów­nież kie­row­nic­twa in­nych przed­się­biorstw. Sys­tem pro­duk­cji był bo­wiem tego ro­dza­ju, że jed­na fa­bry­ka ro­bi­ła łu­ski, dru­ga za­pal­ni­ki, trze­cia wpy­cha­ła ma­te­ria­ły wy­bu­cho­we i skła­da­ła czę­ści. Cho­dzi­ło o to, aby na­lot na jed­ną fa­bry­kę nie za­kłó­cił po­waż­niej do­pły­wu amu­ni­cji. Łu­ski z fa­bry­ki Oska­ra wy­sy­ła­no do dal­szych fa­bryk, gdzie pod­da­wa­no je kon­tro­li. Kon­tro­lo­wa­li je in­ży­nie­ro­wie, któ­rych Oskar nie znał i nie mógł do­się­gnąć. Pro­duk­cja z Brin­n­litz za­wsze od­pa­da­ła w kon­tro­li ja­ko­ści. Oskar po­ka­zy­wał pi­sem­ne skar­gi Ster­no­wi, Fin­de­ro­wi, Pem­pe­ro­wi, Gar­de­mu. Ry­czał przy tym ze śmie­chu, jak gdy­by pi­szą­cy te re­pry­men­dy lu­dzie byli po­sta­cia­mi z ope­ret­ki.

W póź­niej­szej hi­sto­rii obo­zu mia­ło miej­sce na­stę­pu­ją­ce wy­da­rze­nie. Ran­kiem 28 kwiet­nia 1945 – tego ran­ka, kie­dy więź­nio­wie zna­leź­li się w skraj­nym nie­bez­pie­czeń­stwie, bo zo­sta­li już, jak się oka­że, ska­za­ni na śmierć przez sturm­ban­n­füh­re­ra Has­se­bro­ec­ka – w ga­bi­ne­cie Oska­ra byli Stern i Pem­per. Na ten dzień przy­pa­da­ły trzy­dzie­ste siód­me uro­dzi­ny Oska­ra i z tej oka­zji otwar­to już bu­tel­kę ko­nia­ku. A na biur­ku le­żał te­le­gram z fa­bry­ki w Brnie, w któ­rej mon­to­wa­no po­ci­ski. Stwier­dzał on, że łu­ski prze­ciw­czoł­go­we Oska­ra zo­sta­ły wy­ko­na­ne tak nie­sta­ran­nie, że od­pa­dły we wszyst­kich ba­da­niach ja­ko­ści. Były nie­pre­cy­zyj­nie wy­ka­li­bro­wa­ne, a po­nie­waż nie za­har­to­wa­no ich we wła­ści­wej tem­pe­ra­tu­rze, pę­ka­ły przy pró­bach.

Oskar był za­chwy­co­ny te­le­gra­mem, pod­su­wał go przed oczy Ster­no­wi i Pem­pe­ro­wi, ka­zał im czy­tać. Pem­per pa­mię­ta, jak wy­gło­sił on swo­je ko­lej­ne nie­praw­do­po­dob­ne stwier­dze­nie. „To naj­lep­szy pre­zent uro­dzi­no­wy. Te­raz wiem, że ża­den nie­szczę­śnik nie zgi­nął od mo­je­go wy­ro­bu”.