Tak więc tej zimowej nocy Oskar Schindler jest już człowiekiem mocno zaangażowanym w ratowanie niektórych ludzi. Zabrnął daleko; złamał prawa Reichu w stopniu zasługującym już nie na jedną, ale na wiele śmierci przez powieszenie, przez ścięcie, przez uwięzienie w zimnych barakach Oświęcimia lub Gross-Rosen. Ale nie wie jeszcze, ile to naprawdę będzie kosztowało. Choć wydał już majątek, nie wie, jakie wydatki jeszcze go czekają.
Aby zaraz na początku nie wzbudzać niczyjej nieufności, opowieść ta zaczyna się od zwyczajnego gestu dobroci – pocałunku, łagodnego głosu, czekoladowego batona. Helena Hirsch już nie zobaczy swoich czterech tysięcy złotych – w każdym razie nie w formie pozwalającej na wzięcie ich do ręki i policzenie. Zresztą do dziś uważa ona za sprawę małej wagi to, że Oskar tak niedbale obchodził się z pieniędzmi.
I
Dywizja pancerna generała Lista, prąc z Sudetów na północ, opanowała 6 października 1939 roku Kraków, perłę polskich miast. Podążając jej śladem, Oskar Schindler przybył do miasta, które na następne pięć lat miało stać się terenem jego działania. I choć nie czuje sympatii do narodowego socjalizmu, szybko zauważy, że Kraków, ze swym węzłem kolejowym i skromnym przemysłem, osiągnie pod nowymi rządami wielką prosperity. Sam Oskar zaś z komiwojażera zmieni się w przemysłowego potentata.
W historii rodziny Oskara niełatwo znaleźć przesłanki wskazujące na chęć niesienia pomocy bliźnim. Urodził się 28 kwietnia 1908 roku w górzystych Morawach, prowincji imperium Franciszka Józefa. Jego miastem rodzinnym było przemysłowe Zwittau (Svitavy), dokąd przodków Schindlera ściągnęły na początku XVI wieku bliżej nieokreślone handlowe nadzieje.
Hans Schindler, ojciec Oskara, chwalił c. k. porządek, uważał się za Austriaka i mówił po niemiecku przy stole, przez telefon, w interesach i w chwilach czułości. Ale gdy w 1918 roku nastała czechosłowacka republika Masaryka i Benesza, Hans Schindler i członkowie jego rodziny, a zwłaszcza jego dziesięcioletni syn Oskar, nie zmartwili się tym zbytnio. Wprawdzie Hitler jako dziecko podobno cierpiał z powodu niezgodności między mistyczną jednością Austrii i Niemiec a ich politycznym podziałem, ale Oskarowi tego rodzaju neuroza nie zakłócała dzieciństwa. Czechosłowacja była tak młodym, niezepsutym państewkiem, że mieszkający w nim Niemcy nie bez wdzięku obnosili się ze swoim statusem mniejszości. Dopiero kryzys lat trzydziestych i pewne kaprysy czeskiego rządu rzuciły na te stosunki cień.
Zwittau było małym, górniczym miastem, leżącym u podnóża górskiego pasma Jesioników. Otaczające miasto wzgórza były częściowo porośnięte modrzewiem, świerkiem i jodłą. Ze względu na obecność Niemców sudeckich w mieście znajdowała się niemiecka szkoła średnia; do tej szkoły chodził Oskar. Uczył się na mechanika, ojciec bowiem miał fabrykę maszyn rolniczych i Oskar musiał się przygotować do przejęcia tego dziedzictwa.
Schindlerowie byli katolikami. Również katolicka była rodzina młodego Amona Götha, kończącego w tym czasie gimnazjum realne w Wiedniu.
Matka Oskara, Luiza, była osobą gorliwie praktykującą; przez całą niedzielę jej ubranie wydzielało zapach kadzidła, obficie spalanego na sumie w kościele Św. Maurycego. Hans Schindler był tego typu mężem, który skazuje swoją żonę na religię. Lubił koniak, lubił kawiarnie. Temu dobremu monarchiście nieodłącznie towarzyszyła woń koniaku i dobrego tytoniu, a także niepoprawna rubaszność.
Rodzina Hansa Schindlera mieszkała w nowoczesnej willi z ogrodem, po przeciwnej stronie miasta niż dzielnica przemysłowa. W domu było dwoje dzieci, Oskar i jego siostra Elfriede. Nie ma świadków, którzy mogliby szczegółowo opowiedzieć o życiu tego domu. Wiemy tylko, że na przykład Frau Schindler bardzo martwiło, iż zarówno jej syn, jak i jej mąż są niezbyt gorliwymi katolikami.
Na pewno nie była to rodzina rządzona po tyrańsku. Sądząc po wzmiankach Oskara o swoim dzieciństwie, nie należało ono do smutnych. W tym dziecinnym światku słońce prześwieca przez jodły w ogrodzie, dojrzewają śliwki. Jeśli zdarzy mu się spędzić część letniego poranka na mszy, to nie wynosi z niej nauki o grzechu. Wyprowadza samochód ojca na słońce i zaczyna grzebać przy silniku. Albo siada na podmurówce przy domu i piłuje coś przy gaźniku samodzielnie budowanego motocykla.
Oskar miał kilku żydowskich kolegów, których rodzice także posyłali do niemieckiego gimnazjum. Nie byli to wiejscy aszkenazyjczycy – dziwaczni, ortodoksyjni, posługujący się jidysz – ale znające języki obce i nie tak rytualnie nastawione dzieci żydowskich przedsiębiorców. Po drugiej stronie równiny Hana i Beskidów w takiej właśnie rodzinie żydowskiej urodził się Zygmunt Freud, i to niedługo przed narodzeniem w porządnej niemieckiej rodzinie w Zwittau – Hansa Schindlera.
Nie znamy z dzieciństwa Oskara żadnego faktu, który by stanowił przesłankę dla jego późniejszego altruizmu; nic nie wiemy o tym, aby młody Oskar obronił jakiegoś żydowskiego chłopca przed napaścią rówieśników. Zresztą jedno wybawione od kłopotu żydowskie dziecko niczego by jeszcze nie dowodziło. Nawet sam Himmler, narzekając na zadawanie się Niemców z Żydami, w przemówieniu do Einsatzgruppen mówił: „To jedna z tych rzeczy, które bardzo łatwo powiedzieć: że Żydzi zostaną zlikwidowani. Tak mówi każdy członek partii: «Oczywiście, to jest nasz program, likwidacja Żydów, anihilacja – już my się tym zajmiemy». A potem okazuje się, że każdy z osiemdziesięciu milionów Niemców ma jakiegoś przyzwoitego Żyda. I każdy powiada: «Pewnie, że Żydzi to świnie, ale ten jeden jest w porządku»”.
Kierując się wskazówką daną przez Himmlera, poznajemy sąsiada Schindlerów, dra Feliksa Kantora, liberalnego rabina. Rabin Kantor był zdolnym uczniem Abrahama Geigera, liberalizatora judaizmu, który twierdził, że to nie zbrodnia, a co więcej, rzecz godna pochwały, być jednocześnie Żydem i Niemcem. Rabin Kantor nie był ograniczonym żydowskim nauczycielem. Ubierał się na sposób nowoczesny i mówił w domu po niemiecku. Swoje miejsce kultu nazywał oględnie świątynią, a nie synagogą. Do jego świątyni przychodzili żydowscy lekarze, inżynierowie i właściciele zakładów tekstylnych w Zwittau. Kiedy podróżowali, mówili innym przemysłowcom: „Nasz rabin to doktor Kantor. On pisze artykuły nie tylko do żydowskich gazet w Pradze i Brnie, ale i do zwykłych czeskich dzienników”.