Jej biodra musnęły okolice mojego pępka.
– Fantastycznie! Nazywam się Hank!
– A ja Mary Lou.
– Mary Lou – powiedziałem – kocham panią.
Roześmiała się.
– I mam nadzieję, że nie chowa się pani za kolumnami w operach?
– Nigdy niczego nie chowam – powiedziawszy to, zdecydowanym ruchem wypięła piersi do przodu.
– Chciałaby się pani czegoś napić?
– Zawsze! Ale ci tu nie chcą mnie już obsługiwać!
– Tu mają więcej barów, Mary Lou. Chodźmy na pierwsze piętro. Tylko nie krzycz i nie klnij. To płoszy konie. Co pijemy?
– Wszystko i zawsze!
– Scotch z wodą?
– Natychmiast!
Piliśmy do końca biegów. Przyniosła mi szczęście. Wygrałem dwie gonitwy z trzech.
– Przyjechała pani samochodem?
– Tak. Z jakimś pokręconym, w krostach. Możemy o nim zapomnieć.
– Jeśli pani to potrafi, to ja tym bardziej.
W samochodzie rzuciliśmy się na siebie, a jej język wił się jak zagubiona żmija nerwowo szukająca wyjścia z pułapki. Jechaliśmy wybrzeżem w poszukiwaniu lokalu. Tego wieczora miałem szczęście. Stolik z widokiem na wodę był wolny. Wypiliśmy parę drinków, czekając na sałatę i steki. Wszyscy wlepiali w nią swoje ślepia. Zapaliłem cygaro, wiedząc już, że wyszukałem sobie kogoś rzeczywiście bardzo szczególnego. Każdy z gapiących się w naszą stronę wiedział, o czym ja myślę, Mary Lou też to wiedziała, a ja uśmiechałem się do samego siebie nad palącą się zapałką.
– Ocean – patrz, jak napiera, jak dobiera się do brzegu, i jak go zdradza, odpływając. A w nim miliony gatunków ryb, biednych stworzeń zwalczających się i pożerających się nawzajem. My chyba jesteśmy też takie rybki, tylko trochę wyżej, nad powierzchnią tej cudownej wody. A mimo to, jeden fałszywy krok, i po tobie. Czasami dobrze jest się nad tym zastanowić, nawet i przez krótką chwilę. Czasami wydaje się nam, że też opanowaliśmy sztukę pływania.
Wyciągnąłem następne cygaro i zapaliłem.
– Jeszcze raz to samo, Mary Lou?
– Tak jest, Hank.
5
Dojechaliśmy do hotelu. Stary budynek, elegancki, wlepiony w skarpę nad Oceanem. Dostaliśmy pokój na parterze, mogliśmy więc wsłuchiwać się w oceaniczną kąpiel, fale odchodzące i nadchodzące, mogliśmy wdychać zapach oceanu.
Nie przystępowałem do rzeczy od razu. Długo rozmawialiśmy, ostro grzejąc w żyłę. A potem usiadłem blisko niej i zaczęło się: rozebrałem się do naga, nie pozwoliłem zdjąć jej ani jednego własnego łaszka, zaniosłem ją do łóżka, wlazłem na nią, policzyłem wszystkie jej żebra i najmniejsze chrząstki, rozbierając ją powoli, bez pośpiechu. A potem byłem w środku. Łatwe to nie było. Stawiała opór, na szczęście taktyczny, na szczęście długo to nie trwało. Dawno nie było tak wspaniale. Słyszałem wodę, słyszałem fale, słyszałem ją. Wydawało mi się, że robimy to tam, pod wodą. Trwało to wieczność. A potem stoczyłem się z niej, spocony i zmachany.
O ty Boże, co ty czynisz z ludźmi – wzdychałem – co ty z nami wyrabiasz! Kiedyś chciałbym się dowiedzieć, dlaczego właśnie w takich momentach Bóg zawsze pojawia się na samym końcu języka.
6
Następnego dnia pojechaliśmy zabrać jej rzeczy. Zostawiła je w którymś z bardzo licznych tu hoteli. Podejrzany typ z brodawką na nosie wyszedł nam naprzeciw. Nie powiem, że wyglądał miło i ujmująco.
– I zabierasz się teraz z tym tu – zapytał Mary Lou, wskazując na mnie.
– Tak.
– Proszę! Proszę! Więc życzę ci dużo szczęścia!
Zapalił papierosa.
– Dziękuję ci, Hektor.
– Hektor, a co to za osrane imię?
– Po piwku – zapytał krótko.
– A jak – odpowiedziałem jeszcze krócej.
Hektor siedział na tapczanie. Poszedł do baru i przyniósł trzy butelki piwa. Niemieckie. Importowane. Nietanie. Nalał do szklanki i podał Mary Lou.
– Ty też ze szklanki? – zapytał.
– Nie, dziękuję.
Po chwili milczenia przecisnął przez ściśnięte wargi:
– Słuchaj, czy ty aby jesteś jednym z tych, co to wyobrażają sobie, że są wściekle samczo – męscy, a więc mogą pozwalać sobie na wszystko, nawet na wyryw obcej baby?
– Człowieku, nie mnie o tym sądzić. To jej sprawa. Jeśli woli być z tobą, to zostanie z tobą. Spytaj jej się sam!
– Mary Lou, zostajesz!?
– Nie, zmiatam z nim – odpowiedziała Mary Lou.
I wskazała na mnie palcem. Nagle poczułem się dowartościowany. Zwykle to ja musiałem odstępować innym kobiety. Tym razem było inaczej. Nie przeczę, było mi bardzo, bardzo przyjemnie. I dlatego postanowiłem uczcić to jeszcze jednym cygarem. Rozejrzałem się po pokoju w poszukiwaniu popielniczki. Stała na toaletce.
Tylko przez przypadek zerknąłem w lustro, żeby zobaczyć jak dalece kac zdeformował mi twarz, i ujrzałem, jak on rzuca się na mnie, wymachując groźnymi pięściami. Na szczęście miałem w ręku butelkę z piwem. Zawirowałem nią i przywaliłem mu prosto w skrzywiony ryj. Poszły zęby, pociekła krew. Hektor upadł na kolana i zaczął wyć, trzymając ręce przy twarzy. I dopiero wtedy zobaczyłem sztylet. Nogą podsunąłem go do siebie i podniosłem. Długi. 22 centymetry. Nacisnąłem przycisk w rękojeści i ostrze wsunęło się do środka. Wsadziłem go do kieszeni. Silny kop w dupę powalił na podłogę cały czas wrzeszczącego Hektora. Przeszedłem koło niego i wypiłem resztki piwa z jego butelki. Zbliżyłem się do milczącej Mary Lou i odwaliłem jej w twarz. Zaskrzeczała.
– Tandetna zdziro! Zwabiłaś mnie w pułapkę, tak! Chciałaś mnie sprzątnąć, razem z tym cuchnącym gorylem, co! Za te marne i liche czterysta czy pięćset dolarów w moim portfelu, tak!
– Nie! Nie! – krzyczała.
Nagle obydwoje zaczęli drzeć się wniebogłosy.
Odwaliłem jej jeszcze jednego sierpa.
– Dziergasz się tak przez życie, szmirusko! Więcej wyobraźni, suko! Za parę setek rozprułabyś każdemu brzuch!
– Nie! Nie! JA CIĘ KOCHAM! HANK! JA CIĘ KOCHAM!
Chwyciłem kołnierz jej niebieskiej sukni i pociągnąłem z całej siły. W strzępach pokazały się jej biodra. Nie nosiła biustonosza. Jak się ma taki cyc, jest to zupełnie zbędne.
Wyszedłem z hotelu, wsiadłem do samochodu i pojechałem na tory wyścigowe. Przez dwa czy też trzy tygodnie nerwowo oglądałem się za siebie. Myślałem, że znowu ujrzę jakiś sztylet. Nie ujrzałem. Mary Lou nie pojawiła się też więcej w barze. Hektora nie spotkałem nigdy więcej.
7
Gra na wyścigach przestała przynosić dochody. Wycofałem się z końskiego hazardu. Siedziałem w domu i czekałem na koniec mojego trzy miesiące trwającego urlopu. Nerwy nawalały bez przerwy. To wszystko przez te liczne pijaństwa. A i kobiety poczyniły mocne spustoszenie. One robią to bardzo skutecznie. I nawet wtedy, kiedy postanawiam sobie zamrozić na czas nieokreślony intensywność damsko – męskich podchodów, zawsze narobi się tak, że pojawia się taka jedna, i to właśnie ona nie daje nam odsapnąć. Wszystko zaczyna się raz jeszcze, ciągle od tego samego początku.
Wróciłem do pracy, a w kilka dni później natknąłem się na następną. Fay. Fay miała siwe włosy i zawsze była ubrana na czarno. Kolor ten miał stanowić wyraz jej protestu przeciwko wojnie. Nie miałbym nic przeciwko takim antywojennym demonstracjom, gdyby… Uprawiała pisarstwo, uczęszczała na odpowiednie kursy, a przede wszystkim zajmowała się tworzeniem własnej teorii ratowania od zagłady tego świata. Nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby ten świat chciała ratować dla mnie i tylko dla mnie… Żyła z alimentów przyznanych jej przez sąd na mocy wyroku w sprawie rozwodowej z jej byłem mężem. Mieli troje dzieci. Były mąż łożył na nie i na byłą żonę, czyli Fay. Jej matka od czasu do czasu wspomagała córkę przekazem pieniężnym albo czekiem. Fay pracowała może dwa czy trzy razy w całym swoim dotychczasowym życiu.