Выбрать главу

A калі слязамі боль пакоціцца, калыханку матчыну ўспомні.

Do mojego syna

Porzucić niskie, wydeptane progi domu ojca, by losu jego uniknąć — masz prawo.

Zapomnieć omglone wschody słońca i zapachy lipowego kwiatu, by szybciej iść po dudniących asfaltach — masz prawo.

Stłumić wspomnienia ciepłego dzieciństwa, pierwszych radości twego życia, żeby odległe marzenia przybliżyć — masz prawo.

Słowa-pieśń swoją cisnąć w pył gościńca, by słupy milowe szybciej uciekały — masz i to prawo.

Ale gdy z bólu na łzy ci się zbierze — kołysankę matczyną wspomnieć musisz.

Przeł. Leszek Kożuszka

Прыехаў / Odwiedziny

Прыехаў

Глянь, маці, на сына. Ён сумны стаіць, бамбіза, i не ведае, куды падзець рукі. Падымі, маці, вочы. Ён здалёку прыехаў наведаць гаспадарку. Запытай, маці, як жывецца яму. Ён пакінуў цябе адну на загоне запушчаным. Прытуліся, маці, да шчакі! Ён не асмеліцца пацалаваць руку тваю...

Прыгалуб, мамачка, кучму яго раскудлачаную. Ён дарослы ўжо чалавек i жаніцца будзе. А пра нявестку нашто табе ведаць, маці? Ты ж у вёсцы свой век дажывеш.

Odwiedziny

Napatrz się, matko, na syna. Stoi, taki duży, i nie wie, gdzie ręce podziać. Podnieś oczy, matko. Z daleka przyjechał, przypomniał sobie o ziemi. Zapytaj, matko, jak mu się powodzi. Porzucił cię dawno, samą na gospodarce... Podejdź do niego. On — nie ośmieli się ręki ucałować. Przytul go, matko, włosy pogłaskaj. Jaki gruby i ważny. I żenić się będzie.

A o synową nie pytaj, co po niej? I tak w wiejskich opłotkach do końca swych dni pozostaniesz.

Przeł. Edward Redliński

Гандляру сумленнем / Handlarzowi sumieniem

Гандляру сумленнем

Хочаш песню сваю захаборыць усмешкаю тлустаю, каб штурхануць яе ў бездарожжа гасцінцаў вясковых! Як матку састарэлую. Але песня вяртаецца птушкаю пад парогі твае ўтульныя, каб прабачыць звыроднае адрачэнне сыноўскае! Як голуб кахання...

Ды ты ўжо прамяняў каханне на ўтульнасць.

Handlarzowi sumieniem

Chcesz swoim spasionym uśmiechem zbić z tropu pieśń rodzinną, żeby ją później wygnać na bezdroża dróg wiejskich. Jak zestarzałą matkę. Ale pieśń wraca ptakiem pod twe zaciszne progi i przebacza ci wyrodne synowskie odtrącenie; gołębiem miłości wraca.

Ale ty już dawno zamieniłeś miłość na spokój.

Przeł. Jan Czopik

Адрачэнне / Odtrącenie

Адрачэнне

Куды ж ты паперла, дзяўчына?! Чаго гэта панясло цябе ў горад далёкі? Шукаць лёс спадзяваны?.. Уцякла дзяўчына ад спакою вёскі, ад палёў васільковых, ад лугоў зарэчных... Прышлі, Кірачка, хоць ліст! Без цябе пуста тут.

Odtrącenie

Gdzieżeś ty powędrowała, dziewczyno? Co cię pociągnęło do odległego miasta? Czyżbyś szukała losu, co ci przypadł? Uciekła dziewczyna od ciszy wioski, od pól malowanych chabrami, od nadrzecznych łąk...

Napisz choć list, Kireczko, smutno tu bez ciebie.

Przeł. Jan Czopik

Аднойчы / Pewnego dnia

Аднойчы

Было адліжна.

Юзік сышоў на ўскрай тратуара. Ступаючы па нерастаптаным i таму як бы сушэйшым снезе, ён адчуваў, што нагам у благіх чаравіках рабілася ўсё цяплей (яны са свіное скуры).

Ад аўтобуснага вакзаліка пахацела смажанай рыбаю, з забягалаўкі. І лепей не глядзець у канцавіну Юравецкай, дзе ўзвышаліся новабудоўлі i разбуралі местачковыя хаты, з якіх Юзіку пылілі мякіннем успаміны гарадской маладосці...

У яго жыцці зараз нешта здарылася (назваў ён гэта, менавіта, як — нешта). Мо таму, што зайшоў ажио сюды беспатрэбна? Без чакання бацькоў з-за сінеючае пушчы, у сінім аўтобусе далёкага маршрута. З Крынак.

Чаравікі ў яго з рэдкай, свіной скуры.

Холадна да дрыжыкаў!

Юзік прыгорбіўся. Яму, аднак, цікава паразглядацца. Ен не адразу ўцяміў, што чагосьці шукае... Нечага падобнага да таго, што ўжо сустрэў, зусім неспадзявана, сёння. Нешта такое, ад чаго пуста, пранізліва пуста!

Па людзях не відаць.

Pewnego dnia

Była odwilż.

Józik ruszył skrajem trotuaru. Idąc po suchym nie zdeptanym śniegu, czuł, że w trzewikach ze świńskiej skóry robi mu się jakby cieplej. Od dworca zalatywało smażoną rybą. I lepiej było nie patrzeć na koniec ulicy Jurowieckiej, gdzie piętrzyły się nowe domy i równocześnie burzono stare — sypiące plewą wspomnień podmiejskiej młodości...

W życiu Józika nic się właściwie dotąd nie zdarzyło. Nic; inaczej tego nazwać nie można. A zatem, po co tu przyszedł? Po nic? Nie czekał przecież na ojca zza sinej puszczy, w sinym dalekobieżnym autobusie; z Krynek.

Trzewiki z rzadkiej świńskiej skóry.

Zimno, cholera! Józik przygarbił się. Był ciekawy, chciał popatrzeć. Chociaż nie od razu zrozumiał, że czegoś szuka... Niczego podobnego do tego, co już dziś wcześniej niespodzianie spotkał. Coś, od czego pusto, przeraźliwie pusto!

Po ludziach nie widać.

Przeł. Jan Czopik

Вёскішча, багіня ганьбы / Wiocha — bogini zawstydzenia

Вёскішча, багіня ганьбы