Выбрать главу

— восень i карпы-гультаі, ад якіх неяк смакавіта. І ўтульна, мабыць, ад таго, што відаць водарасці, відаць дно i рыбы, i нават качкі, што схаваліся ў аерынай гушчэчы. Ад цішыні круціцца ў галаве. Старэйшы сын, патрывожанае медзведзяня ў залацістым узлеску, неспакойна ўглядаецца ў мой бок, i я крычу яму, каб ён бег сюды. Гэй, якая пекната!..

Цягнік чамусьці не адыходзіць, хоць ужо час.

... Праз тыдзень атрымаю ліст ад сына: „У Мокрым добра. Ірву вішні. Каля хаты — сем куранят, квактуха, чатыры гусяняты, адно з выкручанаю нагою. Певень з падбітым вокам

— скача на ўсіх. І тры гускі ёсць; гусак спакойны. Часамі паганяю канём у возе. За акном — маліны. Ёсць транзістар i кроены. У лесе вельмі зялёна. Купаемся ў Белай. Робім здымкі".

Як гэта падобна на лета ў Барсуковіне, вёсцы маёй маці: хутар пад яловай пушчай, сушаныя грыбы, васкавіны з мёдам, масла ў крынічнай вадзе, еярпы на падстрэшшы, цяпло гутаркі. Без беларускай гутаркі няма лета! Таму i лета ў Мокрым таксама цудоўнае.

— Таня! — крычу да жонкі ў акне, хоць яна можа не пачуць. — Не забудзьцеся схадзіць у лес...

Нарэшце цягнік рушыў.

Lato w Mokrem

Odprowadziłem Tanię i syna na dworzec. Tania zasłoniła wybladłą twarz okularami przeciwsłonecznymi. Syn oglądał lokomotywy, całą tę fabrykę podróży.

— Szczęśliwej drogi! — mówię, ale syn nie słyszy.

— Tato! — krzyczy radośnie.

Parowóz zagwizdał.

Posiedziałem z nimi w przedziale i wyszedłem na peron — plażę pożegnań, gdzie przypieka samotność. Zaraz odjadą. Jeszcze tu są blisko mnie, lecz już ich nie ma.

Tania i syn wysiądą za Bielskiem, na drugim przystanku. Wprost w zapach pól, w Podbielu. A ja zejdę z peronu w żar ulicy, i będzie mi dobrze, że podarowałem im lato. Podejdę do kiosku z piwem, ale kupię sok jabłkowy, schowam się w cieniu, gdzieś pod betonową zasłonę i będę tam pić, zadzierając głowę na ceglaną ścianę, co podpiera niebo... Pewnego razu we wrześniu, w niezwykle upalnym wrześniu, w pierwszą niedzielę wybrałem się z obydwoma synami na stawy pod Białymstokiem. Dzieci biegały po grobli, oślepione słońcem. Ubrania schowały w wysokiej trawie, pod brzozą. Sam też się rozebrałem, popłynąłem do zatoczki, woda była tam wygrzana.

Dzikie kaczki wystraszyły się mnie i jedna za drugą schowały w trzcinie; spore stadko. Nad dnem — spokój jesieni i karpie-leniuchy, zdawało się, że pachną smakowicie... I przytulnie, pewnie dlatego, że widać wodorosty, widać dno i ryby, nawet kaczki, co schowały się w gęstwinie tataraku. Cisza, w głowie aż się kręci. Starszy syn, niczym zaniepokojony niedźwiadek na złocistej polanie, czujnie patrzy w moją stronę, krzyczę, żeby biegł do mnie. Ech, cudownie...!

Pociąg coś nie odchodzi, choć już czas.

... Po tygodniu przyszedł list od syna: "W Mokrym jest ładnie. Zrywam wiśnie. Na podwórku jest siedem kurcząt i krowa, cztery gąsięta, jedno ma wykręconą łapkę. Kogut ma podbite oko i na wszystkich skacze. I są trzy gąski, gąsior nie szczypie. Czasem jeżdżę wozem i koń mnie się słucha. W lesie jest bardzo zielono. Kąpiemy się w rzece Białej. Robimy zdjęcia".

Jakie to podobne do lata w Borsukowinie, chutorze mojej matki: zagroda na skraju żywicznego boru, suszone grzyby, miód z woszczyną, masło w źródlanej wodzie, sierpy zatknięte za strzechą, ciepło wieczornej pogwarki. Bez swojskiej rozmowy po białorusku — nie ma lata! Dlatego i lato w Mokrem jest takie piękne.

— Taniu! — krzyczę do żony w oknie wagonu, choć może nie słyszy.—Pamiętajcie, pójdźcie do lasu...

Nareszcie pociąg rusza.

Przeł. Zbigniew Nasiadko

За Ярашоўкаю / Za Jaroszówką

За Ярашоўкаю

За Ярашоўкаю, калі ісці лесам улева, можна напаткаць даліну.

Летам — я, Таня i дзеці — ходзім у даліну, што за Ярашоўкаю. Дзеці бягуць па кветках аж да канца i вяртаюцца. Я размаўляю з Таняй аб цяперашніх ураджаях, якія нават i не сніліся нашым дзядам ды бацькам...

У даліне — сажалкі. У ix спелая вада. Над шпакоўняй далёкай застаўкі хіліцца чыстабелая чаромха. Мы прыкмецілі, што да яе прыходзяць хлопец з дзяўчынаю. Ён дорыць ёй галінку ўсхваляванасці. Яны нічога не гавораць, i доўга стаяць.

У бабіна лета мы аблюбавалі сабе месцейка ў зацішшы маладняку, што выгусціўся над далінаю. Над старым лесам. Тут настой з цішыні i жывіцы.

Адыходзілі мы дамоў, калі сонца ўжо гняздзілася ў аголеных пагорках. За пыльнаю дарогай.

Я адразу не сказаў, што мы прыходзім сюды таму, што над гэтымі сажалкамі некалі была чужая гаспадарка, якая забрала лепшыя гады маёй маці. А яшчэ i таму, што мне ўсё не верылася, каб у такой цудоўнай даліне чалавек ад гора выплакаў вочы! І яшчэ для таго, каб нарадавацца ды наслухацца бесклапотнага смеху маіх дзяцей. Малодшаму з ix восем гадоў.

Восем гадоў было маёй маці, калі стала яна батрачкай у заможнага гаспадара, што валодаў гэтай далінай. Маладосць яе прайшла бокам, за гарамі-лясамі.

Za Jaroszówką

Za Jaroszówką, gdy się odbić w las z lewej strony, można wejść w dolinę.

Latem, ja, Tania i dzieci chodzimy tam właśnie. Dzieci biegną po kwiatach aż do końca radości i powracają. Ja rozmawiam z Tanią o tegorocznych urodzajach: naszym dziadkom i ojcom takie się nawet nie śniły...

W dolinie — sadzawki. Z dojrzałą wodą. Nad domkiem dla szpaków chyli się nieprawdopodobnie biała czeremcha. Zauważyliśmy, że spotykają się pod nią chłopiec i dziewczyna; wręczana jej gałązka jest jak wciąż nowe wyznanie miłości. Potem długo milczą.

W czas babiego lata naszym ulubionym miejscem był zaciszny młodniak gęściej ący obok starodrzewu. Ze stężałym ekstraktem cichości i żywicy: dzieci bawiły się przy nim leniwie i często odpoczywały.