—
— Więc mówi pan: nie anarchiści i socjaliści, lecz chciwi burżuje?
— uśmiechnął się Konieszyn.
— Jedno drugiego nie wyklucza
— zauważyło się półgłosem.
— Cóż prostszego, jak podrzucić gorącogłowym eserom precyzyjną informację o czasie i miejscu? I kto potem będzie szukał tajemniczych donosicieli? Terroryści sami się przyznają, nie wyprą się ideji. Jak już mordować, to cudzemi rękoma, panowie, cudzemi rękoma. Doktor skrzywił się z niesmakiem, potarł nos, poprawił binokle.
— Rozumując w ten sposób, za każdą bombą ciśniętą w sanowników przez naiwnego anarchistę winniśmy się domyślać pałacowej walki ottiepielników z liedniakami, spisku jednego syndykatu choładpramyszlienników przeciwko innemu, ambicji jakiegoś ministra czy Wielkiego Księcia…
— Żeby już nie wspomnieć o kłótniach w Dumie: niedługo wybory, a Struve może stracić większość, jeśli wyłoży się na negocjacjach pokojowych.
— Minister Wojny
— Kapitan Priwieżeński wybuchnął gromkim śmiechem. Umilkły wszystkie rozmowy, nawet z pokoju bilardowego wyjrzało kilka osób. Kapitan zasłonił usta dłonią. Doktor Konieszyn spoglądał nań z brwiami pytająco uniesionemi, inżynier WhiteGessling
— zmieszany. Priwieżeński odłożył fajkę, skrzyżował ramiona na mundurze.
— O czym panowie mówią?
— spytał cicho, wciąż ze śmiechem w chrapliwym głosie.
— Proszę o wybaczenie, ale dłużej nie mogłem zstrzymać. Panie inżynierze
— zwrócił się do WhiteGesslinga
— te pana kalkulacje gospodarcze, analizy walki interesów…
— Co?
— zaperzył się Brytyjczyk.
— Co pan się
—
— Nie, nie
— kapitan z wysiłkiem tłumił wesołość, chyba nie do końca szczerą.
— Ma pan rację, oczywiście. To znaczy
— miałby pan rację, gdyby to była Wielka Brytanja. Widzi pan, tak się złożyło, że w swojej krótkiej przecież jeszcze karjerze zdążyłem się otrzeć o ludzi z wewnętrznych kręgów władzy, zajrzeć, że tak powiem, pod pałacowe dywany… O czym panowie mówią, na rany Zbawiciela!
— Kręcił głową z szyderczem niedowierzaniem.
— To jest Rosja!
— …uwagi temu faktowi nie omieszkamy dziękujemy serdecznie…
— Proszę się nie gniewać, panie inżynierze, ale nie ma pan pojęcia o zasadach, któremi rządzi się nasz kraj.
— Doprawdy?
— sarknął WhiteGessling, tocząc między palcami drugiego papierosa.
— To nawet nie jest kwestja władzy i rządzenia państwem, tak, jak pan to ujmuje rozumem swoim. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu cała Rosja n a l e ż a ł a do Gasudaria Impieratora, Impierator ją posiadał
— ziemie, bogactwa w nich ukryte, i to, co na ziemi rośnie, i góry, rzeki, jeziora, ćwierć kontynentu.
— Kapitan Priwieżeński objął gestem słoneczne przestrzenie migające za oknami Ekspresu.
— P o s i a d a ł, tak jak panowie posiadają swoje zegarki czy buty. Dopiero niedawno zgodził się łaskawie przeprowadzić podział na to, co należy do Jewo Impieratorskawo Wielicziestwa i Rodziny, i to, co należy do Rosji. Zachował dla siebie połowę. Więc nie mówię już o Stanach Zjednoczonych Ameryki, nie mówię o Francji czy Wielkiej Brytanji z jej Magna Charta i parlamentami
— ale jest to zupełnie inny rodzaj władztwa niż ten, jaki znacie z nawet najbardziej reakcyjnych monarchij europejskich. Niech pan zrozumie, inżynierze: Habsburgowie r z ą d z ą
— Imperatorzy Wszechrosyjscy p o s i a d a j ą. …Panowie domyślają się wielkich sporów politycznych i konfliktów finansjery za decyzjami samodzierżcy. Mój Boże. Gdybyż tak było! Gdybyż te hypotezy spisków i piętrowych knowań mogły być słuszne! Choćby ten pociąg, którym jedziemy, Kolej Transsyberyjska. Jak panowie sądzą, jak doszło do powstania Linji Mandżurskiej i wybuchu pierwszej wojny z Japonją? Polityka? Kalkulacje gospodarcze, co, panie inżynierze? Rachunek korzyści inwestycyj? A może stoi za tym cała rosyjska strategja kolonizacji dalekiej Azji…? Ha! …Prawda zaczyna się od tego, że Imperator nasz, Mikołaj Drugi Aleksandrowicz, w dzieciństwie i za lat młodzieńczych oddawał się bez umiaru grzechowi Onana. Kiedy ogólna apatja, zmęczenie i dzienna słabość umysłu następcy tronu stały się aż nadto widocznemi, wezwano inastrannych profesorów. Ich diagnoza dotarła w końcu do uszu Jewo Impieratorskawo Wielicziestwa, który nakazał czem prędzej rozwiązać wstydliwy problem wychowawczy. Tak więc starzy jenerałowie, tajni radcy i ministrowie dworscy po długich konsultacjach wybrali metodę wielekroć sprawdzoną: należy dać ujście siłom męskim młodzieńca w naturalny sposób. Zaczęto zatem prowadzać przy rozmaitych okazjach przed oczy cesarzewicza Mikołaja Aleksandrowicza najgładsze krasawice, zazwyczaj córki rodzin dworowi bliskich. Zrazu cesarscy doradcy gratulowali sobie powodzenia planu, bo istotnie cesarzewicz szybko poznał, który grzech smakuje lepiej, i całkiem porzucił jeden na rzecz drugiego
— rychło wszakże pokazało się, że i w tym umiaru nie zna, obróciwszy go w nałóg jawny. A przecie rzecz to jest wielkiej politycznej wagi, aby nic nie stało na przeszkodzie przyszłego aliansu z inną potęgą przez mądre małżeństwo Imperatora. Nowy więc powstał ból głowy u radców tajnych i emerytowanych jenerałów: by w porę rozbijać wszystkie romanse Mikołaja Aleksandrowicza, zanim nazbyt się przywiąże do wybranki i w afekcie wzrośnie. Póki się bowiem cesarzewicz puszczał z Wielkim Księciem Sergiu szem Aleksandrowiczem w nocne wyprawy po peterburskich spelunach i domach wysokodostojnych prostytutek, groźby wielkiej nie było. Ale wkrótce koszta poczęły rosnąć: oto już za zerwanie mademoiselle Miatlewej z następcą tronu cesarzowa zapłaciła rodzinie Miatlewów trzysta tysięcy rubli, wykupując z wielokrotną przepłatą ich majątek przy Peterhofskim Trakcie. I szło ku gorszemu. Cesarzewicz z koleji ogłupiał bez reszty na punkcie baletnicy Krzesińskiej. Gasudar’ Impierator, zwiedziawszy się o tym, a i o tym, że owa Krzesińska jest Polką i gotowa przyszłego Impieratora przez alkowę przeprowadzić z prawosławia do obrządku rzymskiego, popadł w rozpacz ostateczną. Wyszykowano najwyższy rozkaz wydalający urodziwą baletnicę z Peterburga w drodze administracyjnej i wyprawiono z nim do Krzesińskiej oberpolicmajstra peterburskiego, jenerała Gressera. Krzesińska przyjęła Gressera uprzejmie, przeczytała rozkaz i poprosiła jenerała do buduaru
— a w buduarze kto? Cesarzewicz Mikołaj Aleksandrowicz. On, wiele nie myśląc, papier podarł i drzwi Gresserowi wskazał. Tu już jasno zobaczyli wszyscy radcy dworscy, że przyszłość Imperjum jest zagrożoną. Nie można odsunąć od Mikołaja Aleksandrowicza pokus sercowych
— należy odsunąć od nich samego Mikołaja Aleksandrowicza. Jak to uczynić? Ano, wsadzono go na okręt i wyprawiono w podróż dookoła świata. Ale okręt nie monastyr, cesarzewicz nie mnich. O bezeceństwach i rozpustach dziejących się na pokładzie krążownika „Pamiat’ Azowa” podczas rejsu cesarzewicza pisały ponoć światowe gazety; do Jewo Impieratorskawo Wielicziestwa docierały tylko te informacje, które musiały dotrzeć. W okolicy Indyj z rejsu wyłączył się podróżujący z Mikołajem Aleksandrowiczem Wielki Książę Jerzy; wrócił do kraju połamany, z rozbitą piersią i ledwie żyw. Co się pokazało: podczas jednej z hulanek na okręcie tak się wysokourodzeni spili, że najdziksze ideje im do głów przychodziły i założył się książę Jerzy z księciem greckim, kto wyżej wejdzie na maszt. Grek wygrał; Jewo Wysocziestwo książę Jerzy spadł zaś z wysokości, tylko dzięki boskiej interwencji lub pijackiemu szczęściu nie skręcając sobie karku. Następnym przystankiem w podróży młodego następcy tronu, przed Władywostokiem, gdzie miał wziąć udział w uroczystości otwarcia budowy Koleji Transsyberyjskiej, była Japonja. Ma się rozumieć, każdorazowemu zejściu na brzeg dziedzica Imperjum towarzyszyły wielkie manewry sił porządku; wiecie panowie, w jakim strachu przed zamachowcami żyje rodzina panująca. Nie inaczej było wtedy, a kordon miał przytem służyć ograniczeniu samodzielnych ruchów cesarzewicza. Na nic wszakże wszystkie ostrożności i armje japońskich konstablów na ulicach wystawione. W drodze powrotnej znad jeziora Biwa do Kioto rzucił się na niego