— nie jakiś przypadkowy przechodzień, bo takowych w zasięgu wzroku zapewne w ogóle nie było, ale jeden z wystawionych w kordonie policyjnym dla ochrony znamienitego gościa agientów, fanatyk wychowany w idejach nacjonalnych. Zaatakowałby cesarzewicza już przy pierwszej sposobności, no nie potrafił go odróżnić od innych cudzoziemców. Pomógł mu dopiero tatuaż, jaki Jewo Wysocziestwo Mikołaj Aleksandrowicz kazał sobie sporządzić w Nagasaki, gdy wraz z księciem greckim w tamecznych domach rozpusty się bawił. Prasa japońska opisała ów malunek na skórze prawej ręki cesarzewicza w detalach: smok z żółtemi rogami, czerwonym brzuchem. Tak i rozpoznał następcę tronu Rosji samuraj obłąkany. Zanim go obezwładniono, zdążył dwakroć siec Mikołaja Aleksandrowicza swoim mieczem; cesarzewicz rzucił się do ucieczki, lecz gdyby nie bambusowa laska greckiego księcia, nie żyłby, to pewne. Oba cięcia sięgnęły głowy. Zrazu wszakże rany zdawały się powierzchownemi: już po paru dniach był przyszły Imperator na nogach, pozostała blizna, nie bardzo szpetna. Lecz od tego czasu Jego Wysokość Mikołaj Aleksandrowicz cierpi na rozmaite przypadłości psychiczne. Które z czasem się nasilają. Na ten przykład Imperator nasz widzi wszędzie pajęczyny i rzuca się do ich zrywania, nakazuje służbie czyścić z nich pokoje i korytarze. Miecz japoński naznaczył Najjaśniejszego Pana na całe życie
— straszliwe migreny, halucynacje, depresje, apatje i słabości umysłu wystawiają go na żer szarlatanów, spirytystów, mesmerystów, mistyków i świętych szaleńców. Od pére Philippe’a, który miał sprawić, że cesarzowa urodzi następcę tronu, i wywoływał na żądanie duchy przodków Mikołaja Aleksandrowicza, by dyktowały mu politykę państwową, a który na koniec okazał się marsylskim fryzjerem
— przez Dziewicę Gałacką, co przepowiadała Imperatorowi wyniki wojen
— skończywszy na nieśmiertelnym Rasputinie. A w swoim czasie taką mesmeryczną władzę nad wolą samodzierżcy posiadał niejaki Biezobrazow, ongiś radca rządu i członek Świętej Ligi. Biezobrazow uważał się za znawcę polityki wschodniej i zwłaszcza w jej sprawach narzucał swoje zdanie. Gdy sprzeciwił się mu Witte
— „Komu Wasza Wysokość ufa bardziej: człowiekowi prywatnemu, czy swemu sztatssekretarzowi i ministrowi?”
— Imperator mianował Biezobrazowa sztatssekretarzem. Biezobrazow powchodził w liczne spółki z urzędnikami kancelarji Gasudaria Impieratora, konsulem w Koreji, Wielkimi Książętami, inwestując nawet miljony rubli z majątku samego Imperatora. Utworzyli oni mianowicie towarzystwo akcyjne, które otrzymało od rządu korejańskiego koncesję na eksploatację lasów i minerałów w Koreji. Aby realizować te i dalsze fantasmagorje finansowe, Biezobrazow zahypnotyzował Impieratora Wsjerassijskawo do decyzji o ustanowieniu namiestnictwa Aleksiejewa, o Linji Mandżurskiej Transsibu, urządzeniu Port Artura i Dalnego, w rezultacie
— do samej wojny z Japonją. Koncesja eksploatacyjna Biezobrazowa była w istocie główną przyczyną pierwszej wojny: żądania terytorjalne Rosji odpowiadały ziemiom przyznanem jego towarzystwu akcyjnemu. Pan inżynier mówił o kalkulacjach ludzi interesu? Zyski Imperatora z udziałów w przedsięwzięciu Biezobrazowa mogły wynieść co najwyżej kilka, kilkanaście miljonów
— podczas gdy samo namiestnictwo pożerało sto dwadzieścia miljonów rubli rocznie. Nie powiem już nic o kosztach wojny. Pan inżynier mówił o przyczynach i skutkach, następstwie rozumowych wyborów i pla nach politycznych. Otóż takie są przyczyny i taki rozum w państwie rosyjskim: miecz samuraja, omam duszny i głos szarlatana szepczący do imperatorskiego ucha. …Zasada obowiązuje tak samo na dworze jedynowładcy, jak w najmarniejszej wsi, w stepie pustym, tajdze zimnej
— nie ma żadnej linji, żadnej granicy, poza którą mógłbyś pan tu bezpiecznie stosować swoje narzędzia umysłu. Jedna jest Rosja. Znalazł się pan, inżynierze, w krainie, gdzie ludzie
— nie ludzie, ludzieprzedmioty poddane są istocie nieskończenie wyższej, a ona dowolnie kształtuje ich rzeczywistość podług swoich zmiennych kaprysów i zachcianek, nijak niczego nie tłómacząc, bo też nie są to rzeczy do wytłómaczenia. Zrozumieć
— zrozumieć można prawa natury. Ale czy człowiek zrozumiałby prawa natury, gdyby Bóg zmieniał je bez widocznej przyczyny, między sekundą a sekundą? Milczało się. Kto opowiada publicznie o obyczajach buduaru, kto mówi w towarzystwie przystojnem o sprawach tak wstydliwych jak nałogi zrodzone z popędów zwierzęcych ciała? I żeby jeszcze o sprawach byle kogo dotyczących
— ale monarchy panującego? Oficjer! Nie może to być! Wstyd, wstyd, wstyd! Że nie spalił się tu na miejscu
— cóż to za demon wewnętrzny rozsadza Priwieżeńskiego? Spoglądało się za okno, na pola i lasy, rozlewisko rzeczne i głaz biały, tuktuktukTUK, już pozostawione w tyle. Konieszyn, WhiteGessling i Verousse wymieniali luźne uwagi, z niepewnemi minami trawiąc słowa młodego kapitana.
— …no, szczerze, Yoshihito też normalny nie jest…
— Ze spirytyzmem rzeczywiście musi być coś na rzeczy, znowu bardzo modny na salonach peterburskich, księżna Błucka zapowiadała tu na dzisiaj prawdziwy seans, czujcie się panowie ostrzeżeni…
— Kapitan podobne historje przypadkowym towarzyszom podróży opowiada
— nie może być z wolnością obywatelską w Rosji aż tak źle. Priwieżeński uśmiechnął się gorzko.
— A pan inżynier myśli, że niby dlaczego wyprawiono mnie z Peterburga na drugi koniec świata? Zapaliło się drugiego papierosa. Dym szczypał w oczy, rozmyte obrazy wyłaniały się ze słonecznej jasności i w słońcu rozpływały. Jankes zamknął książkę, wstał, naciągnął mankiety, rozejrzał się po palarni, poczem wyszedł do sąsiedniego wagonu. Silnoręki Azjata, gdy przechodził chwilę potem mimo palmy, rzucał na zwieńczoną bluszczowemi rzeźbieniami boazerję cień jak najbardziej zwyczajny, o ostrych, stałych krawędziach. Na czymkolwiek więc polegał ów fenomen, wiązał się bezpośrednio z osobą Amerykanina.
— …hrabia, posiadając polskie korzenie, powinien zdawać sobie z tego sprawę.
— Proszę? Się obróciło się do kapitana. Priwieżeński pozostał skupiony na czyszczonym cybuchu fajki, nie podniósł wzroku.
— Brytyjczykowi się nie dziwię, ale że pan hrabia
—
— Nie ma między naszemi nacjami żadnego pokrewieństwa
— rzekło się sucho.
— Słuchałem, co hrabia mówił o rosyjskich żołnierzach i dyplomatach. Wszystkie narody podbite tak potem
—
— P o d b i t e? Wyście nas podbili? W jakiej to bitwie, można wiedzieć? W jakiej wojnie?
— …no no spokojnie w pociągu gdzie ubitej ziemi spokojnie nie ma o co taka quarelle d’Allemand… Zapaliło się. Priwieżeński stukał fajką o poręcz krzesła. Założyło się wygodniej nogę na nogę, szarpnęło się kant nogawki.