Выбрать главу

— He he, gaspadin Czuszyn roztrwoni cały kapitał, zanim kopalnie swoje zobaczy.

— Wy się nie martwcie o moje kopalnie, wy się martwcie o swoje bumażniki. Podnosimy stawkę do dziesięciu, zgoda? Wcześniej grano przez chwilę w wista i vingtetun, ale od kilku godzin szedł hazard podług reguł zimuchy. Dwie osoby przysiadły się na paręnaście rozdań; teraz znowu pozostała tylko piątka. Ludzie przechodzili, przystawali, przyglądali się. Wysokie pule przyciągały uwagę. Stewardzi uzupełniali trunki, opróżniali popielniczki, otwierano i zamykano okna. Bile grzechotały w łuzach, gdy Ekspres zakręcał, hamował i przyśpieszał.

— A cóż oni sobie myśleli, wkładając stół bilardowy do pociągu?

— dziwował się Ünal Tayyib Fessar.

— Kiedy już wydaje mi się, że przywykłem i zaczynam rozumieć ten kraj, natrafiam na coś podobnego i znowu zachodzę w głowę. Leży król.

— Leży as.

— Leży dziewiątka.

— Panowie…!

— Zdrów.

— Oho!

— Musieli chyba obudować cały wagon dookoła stołu.

— Albo opuścić go przez dach. Druga rundka.

— Monumentalna głupota oprawna w kosztowny luksus

— mruknęło się pod wąsem.

— Co pan powiedział?

— Grand seigneur raczył uczynić aluzję do naszej ojczyzny

— kapitan Priwieżeński wyjaśnił uprzejmie doktorowi. Nie potrafił powstrzymać się od sarkazmu. Na razie się udawało się nie odpowiadać mu lepkim uśmiechem i spojrzeniem błagalnem

— ponieważ nie spoglądało się na niego w ogóle.

— Leży as.

— Ależ pan masz rozdania. Leży siódemka.

— Heureux au jeu, malheureux en amour, jak by rzekł pan dziennikarz. No dobrze, ale po prawdzie

— jaki sens? Czy jest coś bardziej idjotycznego od stołu bilardowego w pociągu?

— Mhm, można założyć nowe reguły

— zauważyło się, sprzedając do puli waleta.

— Są szachy i jest zimucha.

— Co macie na myśli?

— Bilard z, mhm, dodatkowym elementem losowym.

— Człowiek uderza, Pan Bóg bile nosi. Leży piątka.

— Uch. Trzeba znać umiar w bluffach, panie doktorze!

— Kapitan powie to Aleksiejowi Fiodorowiczowi.

— Gaspadina Czuszyna stać na bluffy głupie. Aleksiej Czuszyn odziedziczył po wuju (stryju, teściu, dziadku, innym krewnym lub powinowatym) pakiet kontrolny w spółce wydobywającej zimnazo i jechał objąć w posiadanie niespodziewany majątek. Czy już przedtem zajmował się górnictwem? Czy miał jakiekolwiek doświadczenie w interesach? Teraz, w podróży, tak czy owak pozostawało to nie do sprawdzenia i w gruncie rzeczy nie miało znaczenia: był tym, kim się współpodróżnikom przedstawił. Ciemnogranatowy surdut opinał jego korpus baryłkowaty jak flak kiełbasę; w czarnym muszniku żorżetowym lśniła szpilka z brylantem. Najstarszy z grających, objawiał przy kartach chwiejność wielką i brak spójnej strategji; zdarzało mu się sprzedawać pięć, sześć kart w rozdaniu, by potem spasować w licytacji. Ocierał wysokie czoło chustą ogromną i wzdychał głęboko, kręcąc głową nad rozdaniem. Się zastanawiało się, na ile owa teatralność jest dla Czuszyna naturalna, a na ile wynika z jego przekonania, iż tak właśnie powinien się w grze zachowywać niefrasobliwy bogacz. Nie pił kawy, herbaty, nie pił wódki

— prosił o szampańskie. Przed rozdawaniem długo wycierał pulchne dłonie; karty kleiły mu się do palców. Sposób zachowania podczas gry hazardowej

— a właściwie nie ma tu znaczenia wysokość stawki, skoro naprawdę się w grę zaangażujemy

— zdradza o nas rzeczy, których inaczej nijak byśmy nie ujawnili. Nie jest to wyłącznie kwestja silnych nerwów; można mieć nerwy ze stali i grząść w bluffach beznadziejnych. Powiadają, że nie odróżnisz bohatera od tchórza, dopóki nie zostaną oni poddani próbie, to znaczy dopóki ktoś im nie przystawi ostrza do piersi, dopóki nie staną pod ogniem nieprzyjaciela. W codziennem życiu bowiem, ani zimnem, ani gorącem, w domowem cieple, w temperaturze ciała

— dusza gnije i rozkłada się jak mięso w słońcu czerwcowem. Otóż hazard oferuje jedno z najlepszych przybliżeń sytuacji prawdziwej próby. Bohaterowie wojenni, ci, co przeżyli, kiedy opowiadają potem swe bitewne dzieje, zawsze wspominają momenty, gdy, wzruszywszy ramionami, przeżegnawszy się i splunąwszy

— „Raz się żyje!”

— rzucali się w ryzyko śmiertelne, zdając się na los, nierzadko przekonani, że istotnie nie wyjdą z opresji cało. Kapitan Priwieżeński grał bardzo ostrożnie, gorących rąk nie sprzedając w ogóle i często pasując tuż po rozdaniu; trzy razy jednak konsekwentnie podbijał i licytował do samego końca. Ale ponieważ robił to z tak żołnierską regularnością, szybko się wszyscy na nim poznali i wycofywali się, gdy tylko on podejmował wyzwanie. Choć więc zachowuje podziwu godny spokój i nie zdradza się słowem, gestem ni miną, nasz kapitan nigdy sum wielkich nie wygra. Doktor Konieszyn z koleji był konsekwentnie nieprzewidywalny. Znało się takich graczy

— gdy mają szczęście, zgarniają fortuny, gdy mają pecha, fortuny tracą.   Ünal Tayyib Fessar stanowił przypadek osobny. Nudził się. Nudził się, gdy przegrywał, i nudził się, gdy wygrywał. Wszystko przy stole robił od niechcenia, mimo woli i machinalnie. Czy rzeczywiście gra i pieniądze nie miały dla niego znaczenia i wobec tego nie była to żadna próba

— czy też Turek w ten właśnie sposób radził sobie w chwilach próby? Łysy chudzielec lewantyńskiej urody, z żyłami naciągniętemi pod spaloną przez słońce i mróz tkanką jak struny fortepianowe

— nie ma w nim kości i mięśni, są tylko ścięgna i stawy; kiedy się uśmiecha, krzywe zęby trzeszczą w dziąsłach, kiedy przełyka kawę gęstą, grdyka kłuje skórę szyji niczym wykluwający się z gardła jedwabnik. Długiemi paznokciami postukuje w koszulki kart, strzela palcami jak kastanietami. Gdyby uderzyć w jego czaszkę o kształcie jaja, rozległby się stukot suchy, jak od dębowego drewna. Pan Fessar wracał z rozmów w Konstantynopolu. Prowadził w Irkucku interesy kompanji handlowej sprzedającej w basenie Morza Śródziemnego bogactwa naturalne Syberji, głównie zimnazo, tungetyt i cynę. Twierdził, że w gubernatorstwie irkuckim spędził połowę życia. Opowiadając Aleksiejowi Fiodorowiczowi malownicze historje z Kraju Lutych, zdawał się nudzić trochę mniej.

— I nie wierz pan zachodnim gieologom, sprzedadzą wam mapy, z których można wyczytać dzieje gór, położenie prehistorycznych wiosek Jakutów i złoża najrzadszych minerałów, ale do lutych to nosa oni nie mają. Bierz pan Rosjan, Polaków, w ostateczności ludzi z Bałkanów po austryjackich uczelniach. Mieliśmy kiedyś specjalistę z Ameryki, no i czyja kolej teraz, panie doktorze, mieliśmy takiego cwaniaka z pól alaskańskich, cóż, kurtlu baklanin kor alicisi olur, dwadzieścia tysięcy poszło w ślepe odwierty i ciepłe odkrywki.

— Słyszałem, że istnieje kompletna mapa zimnych złóż…

— Ach, słynna Karta Grochowskiego! Możesz być pan pewien, w pierwszym tygodniu po przyjeździe dostaniesz pan tuzin propozycyj zakupu Grochowszczyka, ciemne typy, włóczędzy, bywsze katorżniki, marcynowcy, łowcy fortun, nie masz pan pojęcia, co to za miejsce; jeszcze niedawno Kraj Przylądkowy, przedtem Kalifornja

— a teraz awanturnicy i błękitne ptaki z całego świata walą tam właśnie: za Bajkał, w Zimę. Panie Benedykcie, sprzedaje pan czy nie? No nie międl pan tej karty bez końca