Выбрать главу

— Marcynowcy.

— Aha!

— Zaświeciły się jej oczy. Coraz bardziej przypominała dziecko zaskakiwane kolejnemi prezentami: największa radość i podniecenie, zanim pociągnie się za pierwszą wstążkę, zanim rozedrze papier. Póki szczelnie zamknięta i tak efektownie opakowana, tajemnica zapiera dech w piersi: zawiera w sobie wszystkie możliwości najcudowniejsze. Zagadki kryminalne nie są po to, żeby je rozwiązywać; rozwiązane stają się bezużytecznemi.

— Tamci marcynowcy napadli pana i pana Fessara, a z koleji marcynowiec Piełka stanął w waszej obronie, czy tak? Mmm

— pociągnęła długi łyk

— coś mi to wygląda na religijną sprawę, musiał pan im nadepnąć na odcisk.

— Ba! Dopierom co w ogóle usłyszał o Marcynie. Pewnie jakaś schizma w sekcie. Albo inny swar pod ikonami. Wtedy rzeczywiście najsroższe okrucieństwo między braćmi, nie ma litości. Ale panna mi i tak nie wierzy, przecież spiskuję z księciem i pewnie z carem samym. Cziort ich pabieri. Kto to w ogóle był

— ten Marcyn? Prawadnicy przysłuchiwali się prowadzonej po polsku rozmowie

— rozpoznawszy imię Marcyna, wymienili spojrzenia, Siergiej sapnął, sięgnął do kieszeni mundira po piersiówkę i doprawił sobie ciemny czaj; siorbnąwszy, sapnął po raz drugi…

— Marcyn, ech, Marcyn.

— Przeżegnał się.

— Znamy go, panie, jeżdżą tu tacy, znamy, oj. Któż znałby ich lepiej od odźwiernych Syberji: prawadników Ekspresu Transsyberyjskiego? Każda pielgrzymka wyznawców Marcyna zaczyna się od Transsibu. Chcąc nie chcąc, wierzą czy nie wierzą

— to diakoni tego Kościoła. Burknąwszy jeszcze, by Niko przykręcił poświstujący samowar, Siergiej rozpoczął opowieść, prędko wchodząc w ton i melodję skazki dworskiej: cudzy głos, cudze słowa

— z ust najniższych heroldów Lodu. Owóż był w kraju jakuckim Monastyr Awagienski, od czasu Raskołu i reform patrjarchy Nikona obleczon złą sławą matecznika renegatów, odszczepieńców religijnych, przygarniska staroobrzędowców i rozmaitych sekciarzy. Pono tam właśnie szykowano kryjówkę dla zesłanego protopopa Awwakuma; Awwakuma jednak skazano na spalenie żywcem i zgładzono po torturach okrutnych. Podówczas wielu ginęło w ogniu, z własnej wszakże woli. Zbierali rodziny, z babami, z dziećmi, swoje księgi święte, i zamykali się w cerkwiach, a pod cerkwie kładli ogień. Płonęli samasżygatiele całemi gminami. Były lata, że szło z dymem do nieba ponad trzydzieści tysięcy starowierców; Awwakum chwalił takie samasażżenije, ucieczkę ze świata razem z Cerkwią całkiem już przez Antychrysta opanowanego, oczyszczenie w płomieniach.

— A z czegóż to ów raskoł powstał?

— Aa, wielmożny panie, to Nikon przecie dopuścił w nabożeństwach kazania, procesje w cerkwiach w kierunku przeciwnym słonecznemu, Alleluja trzykrotne, krzyż dwubelkowy, i to zmienił, że można się było żegnać trzema palcami, zamiast dwóch, o.

— Trzema palcami. I o to się palili?

— Wasze Błagarodje lekce sobie waży prawdy wiary

— obruszył się Siergiej.

— Ażbym śmiał! Zdaje mi się to jeno różnicą nazbyt błahą, by życie przez nią tracić. I czy istotnie przynależy do prawd wiary zewnętrzny gest obrzędu? Nie takie rzeczy stanowią o treści wierzeń, rozumiecie to przecie.

— W łacińskich herezjach pewnie nie ma to znaczenia

— mruknął Niko

— skoro i tak się żegnają jak popadnie, więc czemu nie „figą trójpalczastą”, tą pieczęcią Antychrysta, pod którą umysł się zaciemnia i przestaje odróżniać dobro od zła, rzecz istniejącą od fałszywej. Ale w wierze istinnoj nie może być dwóch prawd: jeśli zgodne z Bożą prawdą jest dwojepierstije, to nie trojepierstije; a jak trojepierstije, to nie dwojepierstije. A w tym groza, że Nikon dopuścił o b a . Dozwolisz dyskusję nad Bogiem, zaprzeczysz Bogu. Zmienisz jedną literę Słowa Bożego, zabijesz Słowo Boże. Podniesiesz rękę w głosowaniu za lub przeciw Bogu, wyprzesz się Boga. Prawdę można tylko powtarzać wiernie; po tym poznać kłamstwo, że kłamstwo się zmienia, że jest go więcej niż jedno. Zbliżał się był na dodatek rok Antychrysta, , objawiali się prorocy i insze samozwańce, za Sabbatajem Cwi, skoro obwieścił się mesjaszem narodu wybranego, poszli prawie wszyscy Żydzi, czas był apokaliptyczny, i biorąc przykład z Monastyru Awagienskiego, zaczęto szykować monastyr na Wyspach Sołowieckich na azyl, gdzie bezpieczeństwo znaleźć mieli wszyscy prześladowani, przeciwnicy Nikona i jego reform. Syberja dawała schronienie. …Aż się zabrała za nich władza i poszedł ukaz, coby rozgnieść te gniazda herezyj. Nasampierw trafiło w Monastyr Awagienski. Zburzyli go. Większość mnichów uszła, pochowali się po eremach, po chutorach i górskich jaskiniach, w dziczy. Mija wiek, drugi, a to się nie zmienia; tak powstał niewidzialny monastyr syberyjski, rozciągnięty na tysiącach wiorst. Przyjeżdżali do nich współwyznawcy, jakoś się znajdywali, z drugiego końca świata ciągnęli, albo też sami sybiracy, starowiercy zesłani przez cara, popowcy i bezpopowcy, uczniowie, naśladowcy, następcy. Wywozili potem w świat pisma, częściej zostawali

— wrośli w kraj. Ci i owi wymarli, ale też uciekali kolejni sektanci, i tak się wymieniali, pokoleniami, herezjami

— znajdziecie tam i nieśmiertelników, i dobrolubowców, ewangelistów, żydowstwujuszczich, chłystów i skopców, szałoputów, kapitonowców, wazdychańców, skrytników, pierfiłowców, niemoliaków, nowych strigolników, fiedosiejewców, melchizedeków i babuszkinowców, pastuchowców i liubuszkinów, akulinowców i stiepanowców, wę  drownych biegunów jawnych i skrytych i skrytopodwójnych, małakanów, duchaborców, sztundystów, i tołstojowców pewno też, wioski i gminy, obszcziny całe sekciarzy innowierców, poza mapami i rejestrami cesarskiemi, poza prawem i czasem, odcięte od świata, nie znajdziecie. Syberja daje schronienie. …Marcyn, ten z eremu Marcyna, który on tam licząc od mistrza, nie wiadomo, wiadomo, że imię wzięło się od Marcjona z Synopy, któren był jeden z pierwszych heretyk, sto lat po Chrystusie, a tak zatwardziały, że go ojciec rodzony, biskup Pontu, ekskomuniką obłożył. Onże Marcjon, i ludzie jego, marcjonitami zwani, taką herezyję głosili: Bóg Starego Testamentu nie jest Bogiem Chrystusa, lecz rzeczywistą przyczyną grzechu i cierpienia człowieka

— żyjemy w świecie złego stworzyciela

— a poznanie i odkupienie przyjść musi spoza tego świata

— od nowego Boga. I że tylko Ewangelia Apostoła Łukasza jest prawdziwą, a i to nie cała, i listów parę Pawła Apostoła. Ci, co tu jeżdżą, opowiadają jeszcze, że Marcjon taki właśnie Nowy Testament złożył i nie było innego Pisma chrześcijan, aż się dopiero przeciwko marcjonowemu zebrali i tak oto, dla zaprzeczenia prawdzie Marcjona Synopskiego, tak powstała nasza Biblia, oto, co opowiadają. …Owóż kiedy Lód dotarł do niego, Marcyn ujrzał w mroźnikach tę wyczekiwaną siłę pozaświatową i objawienie Boga, które odmieni oblicze ziemi zła. Pierwsi marcynowcy, co szli w mgły lodowe, w soplicowa i do lutych, nie szli wcale na samozmrożenie, ale dla doświadczenia oświeceń, iluminacyj

— i ponoć niektórzy wracali, i opowiadali dziwy i cuda, i Marcyn spisywał swoje Proroctwa Zimy. W tysiąc dziewięćset dwudziestym zniknął, a w każdym razie taka wieść w Imperjum poszła. Pozostały pisma, tradycje i naśladowcy. Których przybywa w miarę jak Lód posuwa się przez Azję i Europę, i coraz to nowe sekty wchodzą w Mróz, aż doszło tu, w Lecie, do takiego pomieszania, że ani my, ani nawet oni sami nie mogą się zgodzić, kto jest prawdziwym synem Marcyna, kto wiernie głosi jego słowo, a kto wypacza ichnią wiarę i przekręca sens Proroctw; i są między nimi tacy, co w końcu dopatrzyli się w lutych Antychrysta, a spośród nich tacy, co chcą go ogniem przepędzić, i tacy, co witają go chętnie, czekając zagłady i końca świata w Lodzie; i są tacy, którym skarby Zimy zwiastują Złoty Wiek; i tacy, co w Lodzie widzą prospekt życia wiecznego, i jeżdżą tam, do swej ziemi świętej, na obrządek samozmrożenia, kupują bilety na Transsib w jedną stronę dla całych rodzin, widzieliśmy ich, zostają już na Sybirze, w bryłach kryształowych, w sarkofagach lodowych, tak.