Выбрать главу

— on zawierał konkretną treść.

WIOSNALUDOWTAKXODWIL

ZDODNIEPRUXPETERSBUR

GMOSKWAKIJOWKRYMNIEX

JAPONIATAKXPARTYAROZ

 KAZUJECZASKOMPENSACY

 ITAKROSYAPODLODEMXWS

ZYSTKIESRODKITAKXUWA

GAMLODZIIOCIEPIELNIK

IPRZECIWZIMIEXBRONLU

TEXNIEWIERZSTAREMUXK

URYERPRZYBEDZIEXZYJE

SZ

Wykaligrafowało się list na czystej kartce. Oczy przebiegały tekst raz po razie, konotując całe słowa i zdania, znało się go już na pamięć; rosła konfuzja. Pisali do ojca po latach sybiru pepeesowcy z Królestwa — ŻYJESZ — pisali starzy rewolucjoniści do chowańca mroźników — BROŃ LUTE — pisali w tonie komendy — PARTYA ROZKAZUJE — jakby w ojca mocy leżało sprawić to wszystko — ROSYA POD LODEM — ODWILŻ DO DNIEPRU — pisali mu szyfrem, żeby syn, broń Boże, nie poznał ich planów — WSZYSTKIE ŚRODKI — a cóż to, na miłość Pana, ma znaczyć?!

Paznokieć był obgryziony; się zabrało się za naskórek kciuka. Co mówił ten jednouchy socjalista? Że nie mieli kontaktu z ojcem? I to jest pierwsza od nich wiadomość dlań po pięciu latach? Suchotnik łgał, to jasne. Wcale nie dowiedzieli się o ojcu przez ludzi z Miodowej. Najpewniej oni sami go do lutych posłali. Chcą wykorzystać Lód do podniesienia rewolucji, dla trjumfu socjalizmu czy zmartwychwstania ojczyzny, która tam frakcja akurat

— Trzasnęły drzwi, przeciąg poderwał wszystkie papiery w przedziale, skoczyło się zamknąć okno.

— Panie Benedykcie!

— No i co wyprawiasz!

— Panie Benedykcie, mam go!

— Depczesz mi paszport. Jelena nie słuchała. Złapała za rękaw, pociągnęła, mało szew w marynarce nie poszedł.

— Co za granda! To już żandarmi uprzejmiej sobie poczynają!

— Się wyprostowało się z urazą. Uśmiechała się radośnie, blade różyczki wykwitły na zazwyczaj kredowobiałych licach; trzy, cztery czarne loki wymknęły się z koka, ach, toż jak na pannę Muklanowiczównę

— nieschludność niesłychana.

— Tak? Zniżyła głos do szeptu, przysuwając się bliżej jeszcze.

— Filimon Romanowicz Ziejcow.

— Ten komunista?

— Aha. Przygładziło się wąsa, spojrzało się na nią z ukosa, bardzo była z siebie dumna.

— Dlaczego Ziejcow?

— A więc tak. Wzięłam pieniądze od cioci, poszłam kupić prawadników i stewardów. I

— Co z Piełką?

— Nic z Piełką!

— prychnęła.

— Niech się pan Benedykt obudzi! Czy Fogiel nie mówił, że liedniaki włożyli swojego człowieka w ostatniej chwili? Nie mogli wiedzieć, dopóki doktor Tesla nie zdecydował, to znaczy

— ta panna Filipov zdecydowała, na fałszywe nazwisko zresztą. Prawda? Czy pan Benedykt ma pojęcie, jakie kolejki i zapisy są na bilety Transsibu? Miesiącami trzeba czekać!

— Znowu capnęła za połę marynarki; odstąpiło się pod ścianę, ale Jelena tym razem nie puściła.

— Jeszcze zdąży pan na spóźniony obiad, Ziejcow zawsze przychodzi na koniec, je sam, przysiądzie się pan

— on musi się zdradzić!

— Ale

— Zdradzi się! Prawadniki mi opowiedzieli: odkupił bilet tuż przed odjazdem z Sankt Peterburga, od jakiegoś kupca futrzanego, za półtora tysiąca rubli. Półtora tysiąca! Burżujkomunista! Ha! To on! Sięgnęła za siebie, nacisnęła klamkę. Rozejrzało się bezradnie po przedziale. Dywan, sekretarzyk, posłanie, wszędzie leżały papiery, dziesiątki kartek zapisanych kombinacjami liter próbowanemi w trakcie kryptoanalizy, na pierwszy rzut oka

— notatki szaleńca, nic innego. BJAH. I to miał zapamiętać na lata sybiru? Jakże dziwną maszyną jest ludzki umysł: w im ściślejszy porządek wprzęgnie świat dookolny, z tem większą furją natrze na ostatnie w nim gniazda nieładu. BJAH! Być to nie może, klucz m u s i  coś znaczyć. Jelena mówiła swoje, perswadując i prosząc, i targając za rękę, jak uprzykrzona młodsza siostra

— tymczasem ta ostatnia zagadka nie pozwalała się wyrwać z myśli, gwóźdź w czaszce, rana w głowie, dręczy, boli, nie daje spokoju, trzeba podrapać.

— Pan znowu mnie nie słucha! BJAH. A jeśli litery naprawdę nie mają żadnego znaczenia? Jeśli to jest jeszcze prostsze? Przesunięcia alfabetu o jeden, o dziewięć… . . Wszystko zapomną

— ale nie zapomną roku swego zesłania.

— Siedemnaście lat.

— Co? Zerknęło się ponad ramieniem Jeleny, mężczyzna w lustrze miał bardzo dziwną minę. Siedemnaście lat. Twarz ojca, gdy szedł na Sybir

— zapamiętana

— niezapamiętana

— o ile był wówczas starszy, kilka lat zaledwie; prawie rówieśnik przecież! Nie ma fotografij, nie ma obrazów, jeno rysopis policyjny i wspomnienie prawdziwefałszywe. Najpewniejszy i w istocie jedyny sposób to lustro: tylko tak, tylko na tyle istnieje ojciec w teraźniejszości, tylko w tej postaci. Jelena, zmarszczywszy brwi, obejrzała się przez ramię. Czy ona widzi, co dzieje się wokół z cieniem? Czy dostrzega kształt tej ażurowej poćmiaty?          Zapięło się kamizelkę pikową.

— Ziejcow. Jego powody mogły być zupełnie inne

— Ale! Wypytałam ich dobrze: wszyscy mieli bilety z dawna wykupione, tylko Ziejcow nie, tylko na niego przepisali w ostatniej chwili. Więc albo to on

— albo nikt. Chyba że liedniaki słuchają się jakichś jasnowidzów. Postąpiło się za próg. Panna Muklanowiczówna dygnęła przed Mrs. WhiteGessling. Zgorszona Angielka odwróciła głowę. Jelena syknęła ponaglająco.

— Nie będę pana ciągnąć za krawat, panie Benedykcie, jeśli na to pan liczy.

— Miałaś się położyć, znowu zasłabniesz.

— Zasłabnę? O czym pan mówi? I kiedyż to dopuściłam pana do podobnej poufałości w mowie? Panie Benedykcie! Z kluczem w dłoni spojrzało się jeszcze na zabałaganiony przedział. Na wierzchu papierów rozrzuconych po posłaniu leżała broszura reklamowa Transsibu, otworzona na stronie zabazgranej błędnie zapamiętanym szyfrem. Obróciło się klucz w zamku, zielony cień zalał okna, gdy Ekspres wpadł na chwilę między drzewa; zakręciło się w głowie i myśl nagła jak ów cień przesłoniła świadomość: A gdyby dało się odszyfrować także ten list?