— a może dziedzina jeszcze innego żywiołu; smugi ciemności ciemniejszej od ciemności, i linje ciemniejsze od tamtych, i chmury największej ciemności nad ciemnościami.
— Nie jestem hazardzistą
— powiedziało się
— żaden nałóg gry mną nie rządzi. Przegrywałem, żeby kłamstwo przeprowadzić. Niechże się przedstawię: Benedykt Gierosławski, łotr. Oto jest historja. …Prawda, karty nie były mi obce, trudno, żebym nie posmakował drobnego hazardu między studentami, wtedy też palić zacząłem tytuń i poznałem pragnienie alkoholowe. Ale hazardzistą nie byłem nigdy. Musiałem natomiast zdobyć reputację hazardzisty. Przegrywałem pieniądze, żeby zdobyć pieniądze. Bieda, panno Jeleno, bieda jest jedynym prawdziwym nałogiem, jaki mnie dotknął. Być może gdybym nie miał w pamięci dzieciństwa dostatniego… Tem bardziej nie do zniesienia było życie takie. Nędza przeżera człowieka jak choroba śmiertelna, wyniszcza to, co w nim najlepsze, przysposabia do niskich radości, niskich ambicyj, przygniata do ziemi. Mówię: nałóg
— bo w tym jej doń podobieństwo, że z czasem coraz trudniej się z niej wyrwać, brud przyciąga brud, niedostatek przyciąga niedostatek, choroba chorobę, marność marność
— w królestwie materji i w królestwie ducha. P r z y z w y c z a j a m y s i ę. Głupiec, kto wierzy romantykom i kapłanom: bieda nie uszlachetnia, nie prostuje ścieżek do życia wiecznego. Przeciwnie: zatruwa nas zawiścią, zazdrością, goryczą wobec świata i ludzi, że już nie potrafimy dostrzec w nich niczego dobrego, że budzimy się i kładziemy spać z grymasem na twarzy, z zaciśniętemi ustami, i takie są nasze sny, i takie marzenia, i nawet miłość taka, to znaczy nędzna. Kiedym wsiadł tu do Luksu… Inne Słońce świeci nad głowami bogaczy, inne powietrze ich żywi, inna pneuma napędza ich dusze. …Od zesłania ojca matka stopniowo podupadała na zdrowiu. Jakby wyciekająca z niej chęć życia istotnie pociągała za sobą odpływ sił witalnych z organizmu, pozostawiając pustkę. Jak w ciemnych kątach zapuszczonego domu zbiera się kurz, robactwo, lęgną się myszy
— tak matkę wypełniały choroba po chorobie. I chciałbym móc rzec, że co zrobiłem, zrobiłem dla pieniędzy na jej leczenie, ale to nieprawda; był to zaledwie jeszcze jeden z objawów nędzy. Gdy tylko panna Julja wspomniała sumę
— dziesięć tysięcy rubli
— wiedziałem, co odpowiem. Tak. Tak, jestem gotów. …Rzecz cała była możliwą wyłącznie dlatego, że znaliśmy się od dzieciństwa, nasze familje się znały, jej rodzice znali moich, znali mnie, być może już nas wówczas w żartach swatano; byliśmy spokrewnieni, ale odlegle, Kościół dałby permisję, nie takie koligacje znajdzie się w naszych drzewach gienealogicznych. Rodzina Julji była bogata, lecz poznała się już dobrze na charakterze panny i trzymała ją krótko, nie dopuszczając do fortuny, cała gotowizna pójść miała na wiano i do ręki jej małżonka, gdy się Julja za mąż wyda. Była więc Julja uwięziona pod groźbą nędzy; jam już był nędzy niewolnikiem. Zeszliśmy się jak dwa magnesy obrócone przeciwko sobie w polu jednej siły. …Jak było z panną Julją ustalone, zacząłem się hazardować coraz intensywniej, wchodząc w towarzystwo graczy bardzo już poważnych, sumy wysokie w pokerze i zimusze stawiających, aż trafiłem do stolika Miłego Księcia, a tam świadkiem bywałem partyj, w których obracano tysiącami rubli. Jednocześnie wizytowałem pannę Julję wobec jej rodziny, umawiając się na schadzki i obiady, raz nawet z matką, gdy się z łoża podniosła, na odświętną wieczerzę się do nich udałem. Panna Julja bardzo mi była przychylną, nie czyniąc tajemnicy z wzajemnego afektu, że szybko poczęto mówić o zaręczynach i wypytany zostałem po wielekroć o moje intencje
— jak najuczciwsze, zapewniłem
— ale czy utrzymanie żonie zapewnić pan Benedykt zdoła
— cóż, serce nie sługa, a czy winić mnie można za ojca, co poszedł w ślady powstańców i zapłacił majątkiem, nie można
— ale panna posag spory ma zapewniony. Otóż padały już sumy konkretne. Tak więc doszło do zaręczyn i wszyscy w mieście usłyszeli, że Benedykt Gierosławski żeni się z dwudziestoma pięcioma tysiącami rubli; Żydzi stali się nagle znacznie bardziej hojni i otworzyły się przede mną kredyty nowe. …Z których łacno skorzystałem. Grałem już wówczas wyłącznie u Miłego Księcia, wynajmował on u Kalki na Marszałkowskiej pokoje, w których wieczorami i długo w noc grali najtwardsi hazardziści socjety warszawskiej, legendy krążyły o fortunach tam przepuszczonych i zdobytych, o graczach i ich szaleństwach, ponoć jeden pułkownik z Cytadeli, wyszedłszy od Kalki, palnął sobie od razu w łeb, jako że przegrał fundusze zdefraudowane ze skarbu carskiego, inny nieszczęśnik, dyrektor Chrześcijańskiej Spółki Spożywczej z Chrzanowa, doznał tam przy stoliku udaru nerwowego i odtąd cierpi paraliż prawej strony ciała (przez co zmuszony jest trzymać karty w dłoni lewej i kiepsko mu idzie tasowanie i rozdawanie), a dla odmiany jakiś wygrany, imienia którego plotka nie pomni, tak na umie zasłabł po odzyskaniu folwarku i rzeźni dochodowej, że otworzywszy na rozcież okno, począł garściami ciskać trioszki i czerwońce na Marszałkowską, ludzie nogi sobie łamali na lodzie, żeby dopaść owego deszczu pieniędzy; krążyła też legenda o innym Rosjaninie z garnizonu, bodaj majorze, który po wyczerpaniu zastawu i kredytu, oferował się dać satysfakcję dłużnikowi wedle zasad loterji rewolwerowej, to jest zakręciwszy bębenkiem z jednym nabojem włożonym i palnąwszy sobie ślepo w skroń, stąd zwą ową zabawę „rosyjską ruletą”. Widzi więc panna, że przy tym stoliku nie żartowano. Chodziłem tam trzycztery razy w tygodniu, a już zawsze w soboty, zostając do niedzielnego świtu, bywało, że i do południa. Szło o to, żeby przegrać, ile można. …Przegrać, ale nie do byle kogo. Wiadomo: trzeba mi było przegrywać konsekwentnie i od dłuższego już czasu, aby nie podnieść post factum żadnych podejrzeń. Ale na koniec przyjść musiała jedna wielka przegrana, oczywisty i konieczny ciąg dalszy długiego łańcucha strat liczonych po kilkadziesiąt, kilkaset rubli. Był ranek zimowy, służba odsunęła zasłony, za oknami budziła się biała Warszawa, gasły wysokie latarnie, nad stolikiem wisiał dym siwy jak widmo uciekającej z ciała duszy, lokaj przyniósł kawę, Miły Książę rozdał, spojrzałem w karty, ale one akurat były najmniej ważne, postawiłem tysiąc, potem drugi, potem przebiłem na cztery, tak minęliśmy w licytacji dwadzieścia tysięcy, ja i Fryderyk Welc, jego poręczył Książę, ja postawiłem mój posag, podpisaliśmy weksle, i na koniec Fredek odkrył parkę króli i wygrał wszystko. Podziękowałem, pożegnałem się, zabrałem palto i wyszedłem na mróz. Patrzyli za mną z okna, może się spodziewali, że też będę sobie chciał w łeb strzelić
— nie miałem broni
— może, że pójdę pod lutego; widziała panna tych samobójców, zimownicy odkuwają ich potem młotami. Z trudem powstrzymywałem się, żeby nie wybuchnąć śmiechem do zimnego Słońca. …Liczyliśmy, że nie zabierze to więcej niż miesiąc. Wszystko poszło zgodnie z planem. Przegrałem przy najsłynniejszym stoliku miasta, wieść rozniosła się błyskawicznie, do wieczora wszyscy zainteresowani wiedzieli, że Benedykt Gierosławski przepultał w pokera u Miłego Księcia cały posag narzeczonej. Skandal napędzał sam siebie. Familja Julji oczywiście wymusiła zerwanie zaręczyn
— ale to tylko odkryło nowe zarzewia wstydu, bo teraz niedoszły jej mąż najpewniej trafi do więzienia, wystawiwszy weksle bez pokrycia. To już będzie hańba publiczna, w którą wciągnięta zostanie bezpośrednio rodzina Julji. Panna zaczęła błagać ojca, coby oszczędził jej takiego piętna; toż musiałaby wynieść się z Warszawy. Na koniec