Выбрать главу

Na jego brwi i policzkach widać było nowe krople potu. Szare, głęboko osadzone oczy miał prawie zawsze przekrwione i nabrały teraz udręczonego wyrazu. Varaile żałowała, że w ogóle zadała to pytanie.

— Wiem, co zrobili magowie pod Granią Thegomar — powiedziała. — Ale… słuchaj, Akbaliku, jeśli wojna jest dla ciebie bolesnym tematem…

Zdawało się, że ledwo ją słyszy.

— O ile mi wiadomo, w pobliżu nie było żadnych starć — Akbalik patrzył nie na nią, tylko przez okno, na spalony słońcem, brązowy krajobraz, w którym z rzadka rosły grupki szarozielonych drzew, wypuszczających dziwne, spiralne zwoje. — Na północny zachód stąd odbyła się bitwa, przy zbiorniku na Iyann. Także w pobliżu Jhelum, na południu i zdaje się, że Prestimion wspominał o bitwie na równinie Arkilon. I oczywiście pod Granią Thegomar, ale to daleko na południowym wschodzie. O ile mi wiadomo, wojna ominęła ten region. — Akbalik odwrócił się nagle i popatrzył na nią z szeroko otwartymi oczyma. — Wiesz, pani, że walczyłem przeciwko Lordowi Prestimionowi?

Varaile nie byłaby bardziej zdziwiona, gdyby wyznał, że jest Zmiennokształtnym.

— Nie — powiedziała z całym opanowaniem, na jakie było ją stać. — Nie, nie miałam pojęcia! Byłeś po stronie Korsibara? Ale jak to możliwe, Akbaliku? Prestimion ma o tobie takie dobre zdanie, wiesz przecież!

— A ja o nim. Mimo to, sądzę, że podczas rewolucji staliśmy po przeciwnych stronach.

— Tylko sądzisz? Nie jesteś pewien?

Przez twarz przemknął mu spazm bólu, który próbował zmienić w krzywy uśmiech.

— Mówiłem ci, żadne wspomnienie wojny nie pozostało w moim umyśle, ani w czyimkolwiek, poza Prestimionem, Septachem Melaynem i Gialaurysem. Ale wiem, że kiedy to się zaczęło, byłem na Zamku. Nawet pomimo sposobu, w jaki Korsibar doszedł do władzy, niezwyczajnego i niespotykanego, wydaje mi się, że uznałbym go jako prawdziwego Koronala po prostu dlatego, że był namaszczony i koronowany. Więc jeśli poproszono mnie, bym za niego walczył, a jestem pewien, że Korsibar by mnie poprosił, zrobiłbym to. Korsibar był na Zamku, a Prestimion gdzieś na prowincji zbierał armię spośród miejscowej ludności. Większość książąt z Góry musiała pewnie służyć jako oficerowie w armii, którą uważano za prawowitą armię królewską. Wiem, że tak zrobił Navigorn. A ja, bratanek księcia Serithorna, nie mogłem przeciwstawić się mojemu potężnemu wujowi i uciec do Prestimiona.

Varaile zakręciło się w głowie.

— Serithorn też był po stronie Korsibara?

— Pani, pytasz mnie o rzeczy, których już nie pamiętam. Ale tak, zdaje mi się, że tak, przynajmniej przez jakiś czas. To były bardzo trudne czasy. Nierzadko ciężko jest powiedzieć, kto był po czyjej stronie.

Nagle prawie wstał, krzywiąc się.

— Akbaliku, czy wszystko w porządku?

— To nic, pani. To nic. Proces zdrowienia… czasem jest trochę bolesny… — uśmiechnął się nieprzekonująco. — Skończmy temat wojny, dobrze? Czy teraz rozumiesz, dlaczego Prestimion wymazał ją z naszych umysłów? To była najmądrzejsza rzecz, jaką mógł zrobić. Wolę być jego przyjacielem do śmierci niż jego dawnym wrogiem, a teraz nie pamiętam, żebym kiedykolwiek był wrogiem, jeśli w ogóle tak było. Navigorn też nie pamięta. Septach Melayn powiedział mi, że Navigorn był najważniejszym generałem Korsibara, ale teraz wszystko zostało zapomniane. Prestimion ufa mu we wszystkim. Dlatego wojna nigdy nie może być czynnikiem w naszych relacjach. I dlatego…

Znowu zajęczał, tym razem nie zdołał tego ukryć. Dziko przewracał oczami, pot płynął każdym porem jego skóry, pokrywając mu twarz jasnym połyskiem. Zaczął wstawać, obrócił się, opadł na poduszki i trząsł się konwulsyjnie.

— Akbalik! Akbalik!

— Pani… — wymamrotał. — Noga… nie wiem… ona…

Varaile złapała dzbanek z wodą, nalała mu i przycisnęła kubek do jego ust. Wypił i słabym skinieniem głowy poprosił o więcej. Potem zamknął oczy. Przez moment Varaile myślała, że umarł, ale nie, wciąż oddychał. Jest bardzo chory, pomyślała. Zanurzyła chustkę w wodzie i przetarła jego rozpalone czoło. Potem popędziła do przedniej kabiny i załomotała w drzwi, żeby zwrócić uwagę kierowcy. Skandar o brązowym futrze, zwany Varthan Gutarz, który wokół bicepsów trzech z czterech ramion nosił amulety jakiegoś skandarskiego kultu, siedział pochylony nad deską rozdzielczą latacza, ale szybko podniósł wzrok.

— Pani?

— Kiedy będziemy w Sisivondal?

Skandar spojrzał na przyrządy.

— Za jakieś sześć godzin, pani.

— Dowieź nas tam w cztery. A kiedy będziemy na miejscu, jedź prosto do największego szpitala w mieście. Książę Akbalik jest poważnie chory.

* * *

Sisivondal wyglądało, jakby składało się z samych przedmieść. Centralna równina ciągnęła się w nieskończoność, nie rosły tam żadne drzewa, pustkę wypełniały tylko małe grupki chatek z cynowymi dachami, potem pustka, znowu więcej chatek, może dwa razy więcej, niż poprzednio i znów pustka, i kilka rozrzuconych magazynów i warsztatów. Powoli przedmieścia zmieniły się w miasto, ogromne miasto.

I ogromnie brzydkie. Podczas niedawnych podróży po świecie, Varaile widziała kilka brzydkich miejsc, ale Sisivondal było naprawdę ponurym ośrodkiem handlowym, pozbawionym jakiegokolwiek piękna. Zbiegało się tu wiele głównych dróg. Wiele towarów, przewożonych z Alaisor na Górę Zamkową lub do miast w północnym Alhanroelu przechodziło przez Sisivondal. Było to surowe, praktyczne miasto, mila za milą wypełnione gigantycznymi magazynami, stojącymi przy szerokich bulwarach. Nawet rośliny Sisivondal były nudne i pożyteczne: niskie palmy camaganda o fioletowych liściach, które z łatwością mogły przetrwać długą porę suchą, trwającą większość roku i masywne lummalummy, które dla niewprawnego oka mogły się wydać szarymi skałami, i twarde, kłujące rosetty i garavedy, którym całe wieki zajmowało wypuszczenie wysokiego, czarnego kolca, z którego wyrastały kwiaty.

Wyglądało na to, że bulwar, którym wjechali od zachodu, zabierze ich prosto do centrum. Varaile zauważyła, że wjeżdżające do miasta drogi były jak szprychy wielkiego koła, połączone kolistymi alejami, które miały coraz mniejszą średnicę w miarę zbliżania się do środka. Budynki użyteczności publicznej muszą stać w centrum. Wśród nich na pewno będzie szpital.

Akbalik umierał. Teraz była tego pewna.

Tylko chwilami odzyskiwał przytomność. Niewiele z tego, co mówił, miało sens. W jednym przebłysku świadomości oświadczył, że pewnie trucizna bagiennego kraba dotarła w końcu do serca, ale poza tym bełkotał rzeczy, których nie rozumiała, pomieszane historie turniejów i pojedynków, wypraw myśliwskich, nawet walk na pięści. Pewnie wspomnienia z młodości. Czasem słyszała imię Prestimiona, czasem Septacha Melayna, czasem nawet Korsibara. Dziwne, że mówił o Korsibarze. Ale przypomniała sobie, że ojciec w szaleństwie robił to samo.

Nareszcie szpital. Ku swemu zaniepokojeniu Varaile odkryła, że główny lekarz był Ghayrogiem, istotą straszliwie obcą jak na te okoliczności. Miał srogi wyraz twarzy i zachowywał się z wielką rezerwą, nie zrobiło na nim wrażenia, że oto stanęła przed nim żona Koronala i nakazywała mu rzucić wszystko, co robi i zająć się bratankiem księcia Serithorna.

Rozwidlony, gadzi język poruszał się z niepokojącą szybkością. Szarozielone, gadzie oczy nie wyrażały współczucia. Spokojny, opanowany głos mógł równie dobrze wydobywać się z maszyny.

— Pani, przybywasz w bardzo trudnym momencie. Wszystkie sale operacyjne są zajęte. Mieliśmy tu wiele nietypowych problemów, które…