Выбрать главу

Lady Therissa potrząsnęła głową.

— Nie próbowałam sięgać tak daleko. — Zwróciła się do Dinitaka. — Znalazłam twojego ojca tak łatwo, ponieważ też miał założony hełm. Kiedy wysłałam mój umysł, by zobaczyć, co zdołam odnaleźć, pierwsze, co poczułam, to umysłowa emanacja pochodząca od niego. Maszyna, którą ma, jest potężniejsza od tej, prawda?

— Tak, pani. To późniejszy model. Nie ośmieliłem się go zabrać, nigdy się z nim nie rozstaje.

— Tak jak się obawialiśmy, używa go, by rozsiewać szaleństwo. Widziałam, jak łatwo można to zrobić. Czar zapomnienia, który twoi magowie rzucili pod koniec wojny, Prestimionie, tak jak mówiłeś, stworzył ubytki w wielu umysłach, osłabienie struktury, które łatwo można przełamać. Nie potrzeba dużego nacisku, by pękły. Kiedy ten człowiek, przy użyciu swego hełmu, dotyka takich ludzi…

Prestimion wydał z siebie odgłos bardzo bliski krzykowi bólu.

— Matko, to musi się skończyć!

Jego udręka była wyraźnie widoczna. Dekkeret patrzył na niego przerażony.

— To może nie być takie proste — powiedział poważnie Maundigand-Klimd. — Używa hełmu, by bronić siebie i swego pana przed atakami, prawda, lady Therisso?

— Tak. Wyczułeś to, nieprawdaż? Zbudował mentalną tarczę, która utrudniła mi kontakt z nim. Nawet kiedy w końcu ją przebiłam, napotkałam wielką ciemność. Nie potrafię wam powiedzieć gdzie, nawet w obrębie pięciuset mil, położony jest obóz.

— Oczywiście — przytaknął Prestimion. — Istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że Barjazid używa hełmu do ukrycia obozu Dantiryi Sambaila przez napastnikami. Akbalik o tym mówił. Nazywał to „chmurą niewiedzy”. Sądził, że prokurator skorzystał z pomocy maga, który wytworzył tę chmurę jakimś zaklęciem, ale kiedy opowiedziałem mu historię Dekkereta o spotkaniu z Barjazidem i jego hełmem w Suvraelu, zasugerował, że ciągłe zniknięcia Dantiryi Sambaila mogą być sprawką Barjazida.

— Możesz być tego pewien, mój panie — powiedział Dinitak. — Nietrudno jest wykorzystać hełm do stworzenia, jak to nazywacie, chmury niewiedzy w czyimś umyśle. Sam mógłbym to zrobić. Mógłbym stać tu przed wami, a myślelibyście, że zniknąłem.

Prestimion odwrócił się do chłopca.

— Czy uważasz — spytał — że można użyć tych hełmów do zakłócania sobie nawzajem pracy?

— To powinno być możliwe, mój panie. Nie byłoby to łatwe, gdyż mój ojciec doskonale posługuje się tymi przyrządami i zawsze jest niebezpiecznym przeciwnikiem, ale tak, sądzę, że da się to zrobić.

— W takim razie rozwiązanie naszych problemów jest oczywiste. Użyjemy hełmu, który tutaj mamy, do kontruderzenia. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, usuniemy Barjazida i jego maszynę z równania, skończy się szerzenie szaleństwa, a Septach Melayn i Gialaurys będą mogli odnaleźć i zaatakować Dantiryę Sambaila. Jak myślisz, matko? Czy to coś, co mogłabyś zrobić?

Lady Therissa spojrzała synowi w oczy. Przemówiła spokojnym głosem bez wyrazu i bez choćby odrobiny ciepła.

— Prestimionie, jestem nawykła do używania moich mocy do leczenia. Nie do wojen. Nie do atakowania ludzi, nawet takich, jak Barjazid. Albo Dantirya Sambail.

Jej niespodziewana odpowiedź wyraźnie wstrząsnęła Prestimionem. W jego oczach błysnęło zdumienie, a policzki zarumieniły się. Szybko jednak odzyskał spokój.

— Matko, nie możesz myśleć o tym jako o ataku! Spróbuj chociaż widzieć w tym kontratak. To oni są stroną agresywną. Co powinnaś robić, jeśli nie chronić niewinnych ludzi przed atakami tamtych?

— Być może. Być może. — Pani nie wyglądała na przekonaną. Spochmurniała, widać było, że bije się z myślami. — Musisz też wziąć pod uwagę, Prestimionie, że ledwo potrafię używać tej maszyny. Zanim w ogóle pomyślimy o wykorzystaniu jej tak, jak proponujesz, muszę lepiej ją opanować, zrozumieć jej subtelności, lepiej wyczuć jej siłę i zasięg. A do tego będę potrzebować czasu. Zakładając, że w ogóle się zgodzę.

Wyraz rozdrażnienia na twarzy Prestimiona pogłębił się.

— Czas? Nie mamy czasu! W tej chwili w tej potwornej dżungli znajdują się dwie nasze armie. Jak długo, myślisz, matko, wytrzymają tam? I to szaleństwo, które z godziny na godzinę rozprzestrzenia się z rąk tego człowieka… nie. Nie. Musimy uderzyć natychmiast. Musisz to zrobić, matko!

Pani nie odpowiedziała. Otoczyła się murem królewskiej wielkości i patrzyła na syna w milczeniu. Milczeniu, które jest odpowiedzią, pomyślał Dekkeret. Temperatura w pokoju gwałtownie spadła. Jakież to niezwykłe, być świadkiem kłótni pomiędzy Koronalem a Panią Wyspy!

Wtedy lodowatą ciszę przerwał wysoki, jasny głos Dinitaka Barjazida.

— Jeśli Pani tego nie zrobi, ja mogę. Wiem jak.

— Zaatakowałbyś własnego ojca? — wykrzyknął Dekkeret, zdumiony.

Chłopiec spojrzał na niego z pogardą, jakby Dekkeret powiedział coś nieprawdopodobnie naiwnego.

— Och, dlaczego nie, książę Dekkerecie? Jeśli on postanowił zostać wrogiem całego świata, stał się i moim wrogiem. Po cóż miałbym przynosić tutaj hełm, jeśli nie po to, by zaproponować wykorzystanie go przeciw niemu? — oczy mu błyszczały. Twarz aż płonęła młodzieńczym zapałem. — Jestem tu, by służyć, książę Dekkerecie. Jak tylko potrafię.

Dekkeret zdał sobie sprawę, że Prestimion również się w niego wpatruje.

Nagle zrozumiał, że młody Barjazid postawił go w niezręcznej sytuacji. W końcu to on przyprowadził chłopaka do Prestimiona. To on namawiał Koronala, by mu zaufał. Od momentu, kiedy Dekkeret wyszarpnął kradnący sny hełm z rąk starszego Barjazida w Suvraelu, Dinitak mówił ojcu, że mądrze będzie pojechać na Górę Zamkową i pokazać moc urządzenia Lordowi Prestimionowi.

Ale gdyby założyć, że — jak zasugerował Prestimion, gdy Dinitak nagle przyłączył się do niego w Stoien — obecna sytuacja naprawdę jest częścią zdradzieckiego planu Dantiryi Sambaila? Co będzie, jeśli chłopak, mając na głowie hełm połączy siły z oddalonym o tysiące mil, przebywającym w Stoienzar ojcem, który ma na sobie drugie takie urządzenie? Razem mieliby siłę nie do przezwyciężenia.

To ryzykowny plan, pomyślał Dekkeret. Stawiamy wszystko na odzianego w łachmany młodzika, w którego żyłach płynie krew człowieka, dla którego fałsz i zdrada są równie naturalne jak oddychanie. Czy wolno nam ryzykować aż tak?

A jednak… mimo to…

— Cóż powiesz, Dekkerecie? — zapytał Koronal. — Przyjmiemy propozycję chłopca?

Dekkeret spojrzał obok Prestimiona, na zachowującą dystans, tajemniczą postać Maundiganda-Klimda, który przez całą dyskusją pozostawał w cieniu.

Pomóż mi, błagał Su-Suherisa oczami. To dla mnie za wiele. Pomóż mi. Pomóż mi.

Czy Maundigand-Klimd zrozumiał?

Tak. Czworo zielonych oczu maga patrzyło prosto w jego własne. Lewa głowa skinęła prawie niezauważalnie. Potem zrobiła to też prawa. Potem zaś, nie było najmniejszych wątpliwości, obie głowy skinęły jednocześnie.

Dziękuję ci, Maundigandzie-Klimdzie. Dziękuję z głębi serca.

Pewnym głosem Dekkeret powiedział:

— Kiedy tylko tu przybył, powiedziałem, żeby mu zaufać, mój panie. Wciąż twierdzę, że tak należy zrobić.

— Niech więc tak będzie — zgodził się natychmiast Prestimion. Najwyraźniej sam podjął identyczną decyzję. Spojrzał na młodego Barjazida. — Spotkamy się później — powiedział chłopcu — omówić sprawę kontrataku. — Potem przemówił do księżnej Therissy: — Matko, nie musisz się stawić. Nie będę prosił cię, byś brała w tym udział, skoro jest to dla ciebie tak nieprzyjemne. Choć mam też dla ciebie inne zadanie. — I w końcu zwrócił się jednocześnie do Dekkereta, Dinitaka i Maundiganda-Klimda: — Możecie teraz odejść, wszyscy trzej. Chciałbym przez chwilę pobyć sam z matką.