— Dość! — powiedział podnosząc głowę, przerywając Septachowi Melaynowi w środku przemowy. — Proszę, przyjaciele, oszczędźcie mi tego, przynajmniej na razie.
Septach spojrzał w dół z wysokości swego imponującego wzrostu.
— Wszystko w porządku, Prestimionie? — spytał. — Nagłe zmieniłeś się na twarzy.
— Tak?
— Jesteś jakiś napięty, zdenerwowany.
Prestimion zachował całkowitą obojętność.
— Ostatnie kilka nocy kiepsko spałem.
— To dlatego, że sypiasz sam, panie. — Septach Melayn łypnął na niego prowokująco.
— Bez wątpienia. — Zabrzmiało to wręcz lodowato. — Kolejny problem do rozwiązania, ale to już kiedy indziej. — Dopilnował, by przyjaciel pojął, że nie udało mu się go rozbawić. Zachowywał chłodną ciszę, a po długiej chwili milczenia powiedział: — Prawdziwy problem, Septachu Melaynie, polega na tym, że czuję budzący się we mnie wielki niepokój. Pojawił się, kiedy nałożono mi na głowę koronę. Zamek zaczyna wydawać mi się więzieniem.
Jego przyjaciele wymienili zaniepokojone spojrzenia.
— Powinieneś porozmawiać z Dantiryą Sambailem. Już on by ci uświadomił prawdziwe znaczenie słowa „więzienie”. — Septach Melayn przesadnie przewrócił oczami.
Ten człowiek jest niereformowalny — pomyślał Prestimion.
— Niewątpliwie dojdzie i do tego… we właściwym czasie — powiedział głośno, bez uśmiechu. — Pozwolę sobie tylko przypomnieć ci, że jest on kryminalistą, zaś ja — królem.
— Mieszkającym w najwspanialszym z Zamków — zauważył Gialaurys. — Czyżbyś wolał wrócić na pole bitwy, panie? Spać na deszczu w malowniczym schronieniu pod drzewem vakumba w lasach Moorwath? Przedzierać się w błocie po pas brzegami Jhelum? Grzęznąć w bagnach Beldak? A może jeszcze raz iść w delirium przez pustynię Valmambra?
— Daj spokój tym głupstwom, Gialaurysie. Nie rozumiesz, o czym mówię. Obaj nie rozumiecie. Czy Zamek to Labirynt? Czy jestem Pontifexem, od którego wymaga się, by do śmierci nie ruszał się z Labiryntu? Zamek nie zakreśla mi granic życia. Kilka ostatnich lat spędziłem próbując uczynić się Koronalem, zostałem nim wreszcie, a teraz mam nieodparte wrażenie, że jedyne, co osiągnąłem, to królowanie nad dokumentami i debatami. Uroczystości koronacyjne przeszły i minęły. Siedzę za biurkiem… przyznaję, wspaniałym… dzień po dniu, marząc jednak o tym, by być gdzie indziej. Przyjaciele, muszę udać się w świat. Na jakiś czas.
— Ależ… nie myślisz chyba o wielkiej procesji, Prestimionie? — zaniepokoił się Septach Melayn. — Jeszcze nie! Nie w pierwszym miesiącu panowania. Ba, nie w pierwszym roku!
Prestimion potrząsnął głową.
— Nie. Doskonale rozumiem, że na to jest jeszcze za wcześnie. — Więc czego właściwie chciał? Szczerze mówiąc, sam nie do końca wiedział i musiał improwizować. — Krótkie wizyty gdzieś… nie wielka procesja, lecz mała, przez kilka z Pięćdziesięciu Miast na przykład. Powiedzmy dwa-trzy tygodnie podróży wyłącznie po Górze. Zbliżyłbym się do ludzi, dowiedział, o czym myślą. Całe lata nie zajmowałem się niczym innym, tylko gromadziłem żołnierzy i planowałem bitwy.
— Ależ oczywiście, wypraw się do najbliższych miast, nie widzę w tym nic niewłaściwego — przytaknął Melayn. — Ale przygotowanie nawet najkrótszej oficjalnej wizyty wymaga czasu. Tygodni, jeśli nie miesięcy. Wiesz o tym równie dobrze jak ja. Urządzenie królewskich apartamentów… program oficjalnych i nieoficjalnych wydarzeń… organizacja przyjęć i bankietów…
— Jakbym nie dość miał bankietów — burknął Prestimion.
— Nie da się ich uniknąć, panie. Ale jeśli chcesz tylko uciec z Zamku, powłóczyć się po którymś z sąsiednich miast, mogę ci coś zasugerować.
— Co mianowicie?
— Mówiono mi, że Korsibar też chciał móc podróżować po Górze, chociaż był Koronalem. Robił to w sekrecie, w przebraniu, używając jakiegoś sposobu na zmianę postaci, wymyślonego przez tego oślizgłego Vroona, Thalnapa Zelifora. Przecież możesz zrobić to samo, zmienić się tak albo inaczej, i nikt się nie zorientuje.
Prestimion spojrzał na niego z powątpiewaniem.
— Przypominam ci — powiedział surowo — że w tej chwili Thalnap Zelifor jest w drodze na wygnanie na Suvraelu, a z nim wszystkie należące do niego narzędzia magii.
— Och, rzeczywiście, zupełnie o tym zapomniałem. — Septach Melayn zmarszczył brwi, ale już w następnej chwili oczy mu błysnęły. — Ale przecież nie jesteśmy niewolnikami magii, prawda? Jak rozumiem, pewnego dnia zawiodła ona Korsibara, zdaje się, że podczas wizyty w Sipermit i ludzie widzieli, jak odzyskuje swą postać. Dało to początek głupiej plotce, że jest Zmiennokształtnym. Za to fałszywa broda, powiedzmy, chusta zawiązana na głowie, ubogi strój…
— Fałszywa broda? — Prestimion aż się zachłysnął.
— A owszem. Towarzyszylibyśmy ci, ja albo Gialaurys, także w przebraniu. Wykradlibyśmy się z Zamku do Bibiroon, Górnego Sunbreak, Banglecode czy Greel, czy gdzie byś chciał, spędzilibyśmy dzień czy dwa bawiąc się z dala od Zamku. W całkowitej tajemnicy. I co ty na to, panie? Czy nie uspokoiłoby cię to, przynajmniej odrobinę?
— Podoba mi się ten pomysł. — Nowo mianowany Koronal czuł, jak w sercu kiełkuje mu ziarno radości, uczucia, którego nie czuł od czasu tak długiego, że wolał go nie liczyć. — Nawet bardzo mi się podoba.
I chętnie wyrwałby się z Zamku tego samego wieczoru, ale czekały na niego spotkania, w których musiał uczestniczyć, musiał rozważyć propozycje i podpisać dekrety. Dopiero teraz dotarła do niego mądrość starego i doskonale mu znanego powiedzenia, że komu spełni się marzenie o władaniu światem szybko przekona się, że został jego sługą.
— Panie, przyszedł książę Abrigant z Muldemar, by się z tobą spotkać — ogłosił Nilgir Sumanand, awansowany do funkcji majordomusa Koronala.
— Niech wejdzie.
Szczupły, wysoki Abrigant był o siedem lat młodszy od Prestimiona. Po obecnym Koronalu przejął tytuł księcia Muldemar, miał też wielką szansę na członkostwo w Radzie, które władca rozważał bardzo poważnie. Nie od razu oczywiście, lecz za jakiś czas, gdy dojrzeje, a wiek doda mu rozwagi.
Wyglądał na brata Septacha Melayna raczej niż Prestimiona, tak bardzo różnił się od niego fizycznie. Był smukły tam, gdzie Prestimion potężny, i wysoki, zaś jego włosy, choć także złote, lśniły, podczas gdy włosy starszego brata były matowe. Był przystojny, odziany w strój doskonale pasujący do dworskiej etykiety: elegancki, obcisły, nie sięgający talii, różowo-fioletowy dublet, uszyty niewątpliwie w Alaisor, tego samego koloru długie bryczesy z miękkiej tkaniny, wpuszczone w wysokie buty z unikalnej żółtej skóry z Estotilaup, o cholewkach wykończonych doskonałej jakości marszczoną koronką. Władcę powitał nie tylko gestem gwiazd, lecz także niskim ukłonem, mocno przesadzonym. Prestimion tylko machnął ręką, jakby odsuwał od siebie objawy takiej uniżoności.
— Przesadziłeś, Abrigancie. I nie była to drobna przesada.
— Przecież teraz jesteś Koronalem.
— Owszem, jestem, ale nie przestałeś przez to być moim bratem. Prosty rozbłysk gwiazd byłby wystarczający. Więcej niż wystarczający. — Prestimion znów bawił się leżącą na biurku opaską. — Septach Melayn wspomniał, że masz kilka pomysłów, które chcesz mi przedstawić. Zdaje się, iż dotyczą poprawy losu mieszkańców regionów cierpiących obecnie z powodu nieurodzaju oraz innych podobnych przyczyn.