Выбрать главу

10

Podróż do Wolnego Miasta Stee drogą lądową, wokół zbocza Góry, trwałaby zbyt długo, by Prestimion i jego towarzysze mogli uznać ją za praktyczną, bowiem miasto było tak wielkie, że przebycie samych jego przedmieść tym sposobem zabierało całe trzy dni. Postanowili wiec udać się lądem tylko do Halanx o złotych murach, leżącego niedaleko Zamku, a tam wsiąść na prom o tępym nosie i grubych ścianach, szybko i bezpiecznie transportujący podróżnych rzeką Stee do miasta o tej samej nazwie. Tak też zrobili. Nikt nie zwracał na nich uwagi. Ubrani byli w szorstkie lniane szaty, proste, o stłumionej barwie, z rodzaju używanego przez wędrownych handlarzy, a fryzjer Septacha Melayna zręcznie zmienił ich wygląd używając peruk, fałszywych wąsów i, w przypadku Prestimiona, małej bródki, przystrzyżonej krótko wzdłuż linii szczęki.

Podobnie jak jego poprzednik na stanowisku Wielkiego Admirała Majipooru Gialaurys nie przepadał za szlakami wodnymi. Poczuł się fatalnie już w chwili, gdy prom odbił od brzegu. Kilka chwil kołysania sprawiło, że odwrócił się szerokimi plecami do bulaja i zaczął recytować pod nosem modlitwy, jedną po drugiej, pocierając kciukami dwa małe amulety, które trzymał w zaciśniętych pięściach.

Septach Melayn nie okazał mu litości.

— Tak, mój drogi, dobrze robisz, módl się ile tylko możesz, bo przecież wszyscy wiedzą, że te promy wciąż toną, a z nimi setki ludzi. Co tydzień.

W oczach Gialaurysa błysnął gniew.

— Oszczędź mi swego dowcipu przynajmniej raz, dobrze?

— To rzeczywiście bystra rzeka — odezwał się Prestimion, pragnąc przerwać ich kłótnię. — Na świecie niewiele jest chyba bystrzejszych.

Nie czuł obaw, żywionych przez Gialaurysa, choć szybkość, z jaką prom spływał ze szczytu Góry była naprawdę zaskakująca. Chwilami wydawało się, że lecą z Góry pionowo w dół. Po pewnym czasie ich droga wyrównała się jednak, a szybkość promu przestała niepokoić.

Zatrzymywał się w przystaniach pasażerskich Miasta Wewnętrznego Banglecode i Miasta Strażniczego Rennosk, wysadził część pasażerów, przyjął nowych i popłynął łagodnym łukiem na zachód, o kolejny poziom w dół. Kiedy późnym wieczorem znalazł się wśród Wolnych Miast i zbliżał do Stee, rzeka była już tak spokojna, że aż nieruchoma. Na horyzoncie widzieli stojące na jej obu brzegach wieże. Wraz z zapadającym zmierzchem różowoszary marmur murów na prawym brzegu przybrał odcień brązu od barwy zachodzącego słońca. Równie wyniosłe budynki na lewym brzegu już pogrążone były w cieniu.

Septach Melayn przyjrzał się lśniącej mapie z niebieskich i białych płytek, wpuszczonych w zaokrągloną ścianę promu.

— Widzę tu, że w Stee jest jedenaście przystani. Którą wybieramy, Prestimionie?

— A czy ma to jakieś znaczenie? Dla nas wszystkie są równe.

— W takim razie Vildivar — zdecydował Melayn. — To po tej stronie centrum, lepiej dla nas. Czwarty przystanek.

Prom, tym razem już niespiesznie, płynął od przystani do przystani, wysadzając grupy pasażerów; wkrótce lśniący znak na nabrzeżu powiedział im, że dotarli na miejsce. „I nie za wcześnie” — mruknął pod nosem Gialaurys. Twarz miał o trzy odcienie bledszą niż zazwyczaj, więc brązowa szczecina jego długich, gęstych baczków ostro odcinała się od policzków, nadając jego twarzy gniewny wyraz.

— No, panowie, ruszać się! — krzyknął wesoło Septach Melayn. — Wielkie Stee czeka na nas!

Każdy mieszkaniec Majipooru marzył o tym, by odwiedzić Stee choćby raz. Ojciec zabrał tu Prestimiona, gdy był on małym chłopcem, podobnie jak do wielu innych sławnych miejsc i jego syn, oszołomiony widokiem ciągnących się milami wspaniałych wież, przysiągł sobie, że powróci tu na dłużej, gdy tylko dorośnie. Ale ojciec zmarł nagle, obowiązki księcia Muldemar spadły na barki Prestimiona w bardzo młodym wieku, a potem zaczął awansować wśród młodych rycerzy Góry i tak rozpoczęła się jego kariera. Brakowało mu czasu na podróże dla przyjemności i teraz, patrząc na wielkie Stee oczami dorosłego mężczyzny, ze zdumieniem stwierdził, że wydaje mu się ono równie wspaniałe jak wtedy, kiedy był dzieckiem.

Przystań Vildivar nie leżała jednak tak blisko centrum, jak to się wydawało Septachowi Melaynowi. Tę część miasta zajęły dzielnice przemysłowe. Z fabryk wysypywali się kończący właśnie pracę robotnicy, śpieszący do swych domów w dzielnicy mieszkalnej po drugiej stronie rzeki. Czekały już na nich małe, kursujące regularnie promy i pasażerskie łodzie, zastępujące mosty, których nie sposób było przerzucić przez ogromną Stee. Dzielnica, w której się znaleźli, już wkrótce miała się wyludnić.

— Wynajmiemy łódź i popłyniemy nią do następnej przystani — postanowił Prestimion. Zawrócili i zeszli z powrotem nad wodę.

Bez problemu znaleźli odpowiednią łódkę czekającą w tej części nabrzeża, gdzie wolno było cumować prywatnym właścicielom. Była mała, sprawiała wrażenie pewnej i mocnej. Należała do rodzaju zwanego trappagasis, zrobiona była z klepek uszczelnionych tłuszczem i łączonych nie gwoździami, lecz grubymi, mocnymi linami z włókna guellum. Dziób i rufę ozdabiały galiony, zniekształcone i wypłowiałe, zapewne przedstawiające niegdyś łby smoków morskich. Jej kapitan — i najprawdopodobniej budowniczy — zaspany stary Skandar, siedział nieruchomy, zgarbiony na rufie, zapatrzony w ciemniejące niebo, ze wszystkimi czterema ramionami splecionymi na wypukłej piersi, jakby zamierzał uciąć sobie drzemkę.

Gialaurys, mówiący dobrze dialektem Skandarów, zaczął targi o wynajęcie jego łodzi. Wrócił po chwili krótkiej rozmowy, która nie poszła chyba po myśli gości, z bardzo dziwną miną.

— O co chodzi, Gialaurysie? — spytał Prestimion. — Czyżby nie chciał z nami popłynąć?

— Panie, powiedział mi, że nierozsądnie jest płynąć z prądem o tej porze dnia, ponieważ właśnie teraz Koronal Lord Prestimion zazwyczaj wraca do swego pałacu wielkim jachtem. Płynie w górę rzeki.

— Koronal Lord Prestimion? Tak powiedziałeś?

— Tak powiedziałem. Nowo koronowany władca świata, nikt inny, Koronal Lord Prestimion. Skandar powiedział mi, że ostatnio przeniósł się on do Stee i każdego dnia wraca z pałacu swego przyjaciela, hrabiego Fisiolo, do swej rezydencji. W niektóre wieczory jest w świetnym humorze, więc dla zabawy rzuca mieszkami pełnymi dziesięciokoronówek w kapitanów łodzi przepływających obok, a czasami w gorszym i wtedy każe kapitanowi taranować te, które mu się nie spodobały i je zatapiać. Nikt mu nie przeszkadza, bo w końcu jest przecież Koronalem. Nasz Skandar woli poczekać, aż jego jacht przepłynie i dopiero wówczas zabierze pasażerów. Twierdzi, że tak jest bezpieczniej.

— Ach! Koronal Lord Prestimion ma więc pałac w Stee? — powiedział Prestimion, zaniepokojony nie na żarty. Była to bardzo dziwna nowina. — No proszę, nie miałem o tym pojęcia! I o zachodzie słońca zabawia się zatapiając przypadkowe łodzie na Stee? Powinniśmy chyba dowiedzieć się o tym czegoś więcej.

— To prawda, powinniśmy — przytaknął poważnie Septach Melayn.

Tym razem zeszli na brzeg wszyscy trzej. Gialaurys ponownie zagadnął Skandara wyjaśniając mu, że chcą skorzystać z jego usług, a kiedy wyrzucił on dwa górne ramiona w niebo gestem odmowy, Septach Melayn wyciągnął aksamitny mieszek i uchylił go, ujawniając pobłyskujące srebrem pięciokoronówki. Stary wytrzeszczył na nie oczy.

— Jaka jest twoja zwyczajowa stawka za transport w górę rzeki, do najbliższej przystani, przyjacielu?