Выбрать главу

— Trzy korony i pięćdziesiąt wag, ale…

Septach Melayn wytrząsnął na dłoń dwie lśniące monety.

— Oto dziesięć koron — oznajmił. — Potrójna stawka, nie mylę się? Nie kusi cię?

— A jeśli Koronalowi Lordowi Prestimionowi spodoba się zatopić mi łódź? — spytał Skandar grobowym głosem. — Ostatniego dnia drugiego zrobił to Friedragowi, prawdę mówię, a trzy tygodnie temu pod wodę poszedł Rhezmegas. Jeśli to samo spotka mnie, jak zarobię na życie? Młodość już poza mną, dobry panie, nie nadaję się na szkutnika. Dziesięć koron to bardzo mało, jeśli nie ma się źródła utrzymania.

Prestimion uczynił szybki znak, nieznaczny, niemal niewidoczny ruch palców. Septach Melayn znów zadzwonił mieszkiem i na jego dłoń wypadła ciężka srebrna moneta imponującej wielkości, przy której pięciokoronówki wyglądały jak błahe zabawki.

— Wiesz, co to jest, przyjacielu? — spytał.

Skandar wytrzeszczył oczy.

— Dziesięć rojali, prawda? — spytał drżącym głosem.

— Owszem, dziesięć rojali. Czyli, inaczej mówiąc, sto koron. To teraz popatrz: mam tu drugą, a także trzecią. Nie będziesz musiał budować następnej trappagasis, prawda? Za trzydzieści rojali kupisz ją sobie bez problemu. To twoje ubezpieczenie na wypadek, gdyby Lord Koronal miał dziś ochotę coś sobie zatopić. I co, przyjacielu? Co ty na to?

— Czy mogę zobaczyć jedną z tych monet, mój panie? — spytał stary ochrypłym głosem.

— Nie jestem twoim panem, przyjacielu, tylko zwykłym zamożnym kupcem z Gimkandale, który zapragnął obejrzeć cuda Stee wraz z przyjaciółmi. Podejrzewasz, że moje pieniądze są fałszywe?

— O nie, panie, skąd! — Szybko, wręcz błyskawicznie, Skandar wykonał serię przepraszających gestów. Wszystkie cztery ramiona dotknęły czoła. — Ale… ja nigdy nie widziałem dziesięciorojalki, ani razu, przez całe życie! Nie to, że nie miałem, po prostu nie widziałem! Mogę popatrzeć? A potem zabiorę was gdzie chcecie.

Septach Melayn podał mu wielką monetę. Stary marynarz obejrzał ją uważnie, zdumiony i zachwycony, przesuwając włochatymi paluchami po twarzach na awersie i rewersie: Koronala Lord Confalume i zmarłego Pontifexa Prankipina. Kiedy ją oddawał, ręce mu drżały.

— Dziesięć rojali — powtórzył. — Cóż to za widok dla moich starych oczu, nie znajduję właściwych słów. Zapraszam, panowie. Zapraszam z całego serca.

Wsiedli. Skandar odepchnął łódź od nabrzeża. Najwyraźniej nadal był w szoku w obliczu takiej fortuny, od czasu do czasu potrząsał głową, wpatrywał się w palce, gładzące przed chwilą coś tak cennego.

Trappagasis wpłynęła w nurt rzeki. Prestimion, który jak większość panów z Góry niewiele miał okazji, by posługiwać się gotówką, pochylił się do Septacha Melayna.

— Powiedz mi, co można za to kupić? — spytał cicho.

— Za dziesiątkę? Powiedziałbym, że dobrego wierzchowca czystej krwi. Paromiesięczne mieszkanie w przyzwoitym hotelu, albo tyle dobrego wina z Muldemar, że wystarczyłoby go na rok. Nasz przewoźnik zarabia tyle w ciągu może pół roku, zapewne więcej, jego łódź jest mniej więcej tyle warta.

— Ach!

Prestimion w milczeniu rozważał przepaść, dzielącą jego życie od życia tego Skandara. Wiedział, że istnieją monety o nominałach większych niż dziesięć rojali, pięćdziesiątki, a nawet setki. Zaledwie wczoraj zaaprobował przecież projekty nowych serii z wizerunkiem swoim i Pontifexa Confalume’a.

A przecież dziesięć rojali w jednej monecie, jakich Septach Melayn miał zapewne wiele w mieszku, dla przeciętnego mieszkańca tego świata było niewyobrażalnym bogactwem. Zwykli ludzie posługiwali się drobną monetą, bitą w brązie lub lśniącymi jednokoronówkami, zawierającymi minimalną ilość srebra w stopie z miedzią. Rojal mógł, przynajmniej dla nich, pochodzić wręcz z innego świata, tyle miał wpływu na zwykłe, codzienne życie.

Było to doświadczenie trzeźwiące i pouczające zarazem, zwłaszcza w świetle doskonale zapamiętanych momentów, gdy ludzie pokroju Dantiryi Sambaila czy Korsibara bez namysłu stawiali pięćdziesiąt czy nawet sto rojali na zawodników w zamkowych igrzyskach. Muszę wiele się jeszcze nauczyć, powiedział sobie Prestimion, nauczyć wiele o świecie, który uczynił mnie swym władcą.

* * *

Trzeszcząca, stara trappagasis powoli spływała w dół rzeki. Jej siedzący na rufie właściciel od czas do czasu napierał na ster, utrzymując ją w nurcie. W tym miejscu rzeka była wręcz nieprawdopodobnie szeroka i tak leniwa, że niemal stojąca. Prestimion wiedział jednak, że jej charakter zmienia się wraz z opuszczeniem miasta, gdzie z wielką siłą uderzała w rząd niewysokich, lecz ostrych skalistych wzgórz, znanych pod nazwą Ręki Lorda Spadagasa, rozpadała na mnóstwo wąskich, bystrych, nic nie znaczących strumieni, ginących gdzieś u podnóża Góry.

— Dokąd się udajecie, wielcy panowie? — zawołał Skandar. — Najbliższa jest przystań Havilbove’a, potem Kanadby, a za nią Guadeloome’a.

— Dowieź nas tam, gdzie coś się dzieje, gdziekolwiek to jest — odpowiedział Prestimion i zwrócił się do Septacha Melayna: — Jak myślisz, o czym on mówił? Chodzi mi o tę historię z Lordem Prestimionem, pływającym jachtem i zatapiającym łodzie? Przecież tutejsi mieszkańcy muszą wiedzieć, że Lord Prestimion nie miał jeszcze czasu na złożenie oficjalnej wizyty w mieście i nie ma najmniejszej szansy na to, by w nim zamieszkać i sprawiać im kłopoty.

— Sądzisz, panie, że interesują ich realia życia Koronala? — spytał Gialaurys. — Przecież dla nich jest on mitem, postacią z legendy i równie dobrze może być w sześciu miejscach naraz.

Prestimion roześmiał się.

— Mimo wszystko… wymyślić, że Koronal, nawet gdyby tu rzeczywiście był, dla zabawy zatapia łodzie na rzece…

— Uwierz mi panie, kiedy powiem, że lepiej znam sposób myślenia zwykłych ludzi niż ty masz szansę go poznać. Tacy ludzie uwierzą w cokolwiek i we wszystko, co dotyczy władcy. Nie masz pojęcia, jak dalece jesteś im obcy mieszkając wysoko nad nimi, na samym szczycie Góry. I nie potrafisz sobie wyobrazić, jak fantastyczne wymyślają historie, jakie nieprawdopodobne opowieści.

— Nie mówimy o opowieści, Gialaurysie — powiedział Septach Melayn nie kryjąc zniecierpliwienia — tylko o przywidzeniu. Nie widzisz, że ten stary oszalał jak ci wszyscy, których widziałeś w Kharax, tańczących i śmiejących się głośno? Taki był poważny wyjawiając nam, że Koronal zabawia się zatapianiem łódek! Czy nie jest to kolejny przypadek szaleństwa, rozprzestrzeniającego się po świecie jak zaraza?

— Słusznie. Sądzę, że masz rację. Szaleństwo. Złudzenie. Ten Skandar nie wydaje się głupi, więc musi być szalony, bez dwóch zdań.

— Mimo wszystko dziwne to przywidzenie — zauważył Prestimion. — Na swój sposób komiczne, oczywiście, lecz ja miałem raczej nadzieję, że moi poddani kochają mnie wystarczająco mocno, by nie sądzić, że byłbym zdolny…

W tym momencie ich przewoźnik krzyknął głośno.

— Patrzcie, wielcy panowie! Patrzcie! — Stary Skandar wyciągnął przed siebie wszystkie cztery ramiona, wskazując kierunek. — Tam. Blisko, pod prąd.

Na rzece wrzało. Promy i łodzie wszystkich rodzajów i rozmiarów ożywiały się, nabierały prędkości, uciekały do brzegów, który był im bliższy, każdym możliwym kursem, byle szybciej. A nieco dalej widać było płynący majestatycznie, prawdziwie książęcy w swych rozmiarach i luksusie jacht, zbliżający się ku nim środkiem szlaku wodnego, cały błyszczący od świateł.

— Koronal Lord Prestimion płynie zatopić mi łódź — powiedział stary zdławionym głosem.