Выбрать главу

— Pod każdym względem, proszę pana. — Prestimion uniósł kielich. — To wino… nigdy nie piłem lepszego.

— Pochodzi z własnych piwnicy Koronala. Najlepsze Muldemar. W tym domu nie pije się niczego innego.

— Pozazdrościć, pozazdrościć. — Zabrzmiało to bardzo godnie i poważnie. — A więc, ja nazywam się Polivand, mój partner po lewej to Simrok Morlin, a tam, szanowny panie, siedzi Gheveldin, którego rodzina wywodzi się z Piliplok.

Przerwał. Chwila była niebezpieczna, Simbilon Khayf uczestniczył w bankiecie koronacyjnym jako towarzysz hrabiego Fisiolo, a więc siedział względnie blisko podwyższenia. Czy nie zaświta mu myśl, że siedzący pod jego dachem trzej kupcy to w istocie Koronal Lord Prestimion, Wysoki Doradca Septach Melayn i Wielki Admirał Gialaurys, ukryci pod idiotycznymi przebraniami? A jeśli zobaczył prawdę pod osłoną ich fałszywych bokobrodów, czy nie wystrzeli za chwilę głupim pytaniem o powód podjęcia tak niezwykłej próby oszustwa, czy też będzie milczał w oczekiwaniu na słowa Koronala?

Khayf nie dał po sobie niczego poznać. Siedział zadowolony z siebie, odrobinę znudzony, jak to człowiek jego stanu, gotów znieść towarzystwo nieoczekiwanych gości nie reprezentujących sobą niczego. Albo był doskonałym aktorem, co wydawało się całkiem możliwe biorąc pod uwagę jego niezwykłą karierę i nieprawdopodobny majątek, zdobyty w okresie zaledwie kilku lat, albo rzeczywiście wierzył, że ma przed sobą skromnych kupców, pragnących przedłożyć mu propozycję handlową, a o spotkaniu z którymi zdarzyło mu się w jakiś dziwny sposób zapomnieć.

— Czy mam ci wyjaśnić, dlaczego tu jesteśmy, mój dobry Simbilonie Khayfie? — Prestimion podjął temat gładko, chwila milczenia wydała się przez to zupełnie naturalna. — Otóż wynaleźliśmy maszynę umożliwiającą prowadzenie rachunków firmy… sporządzenie jej bilansu… znacznie szybszą i łatwiejszą w obsłudze niż dotychczas dostępne.

— Doprawdy? — Simbilon Khayf nie wykazał szczególnego entuzjazmu. Splótł dłonie na brzuchu, a w jego oczach, zimnych i nieprzyjemnych, pojawił się błysk irytacji. Najwyraźniej błyskawicznie ocenił pomysł gości i uznał, że widoki nie są najlepsze i że ta sprawa go nie interesuje.

— Gdy tylko trafi na rynek, będzie na nią wielkie zapotrzebowanie — kontynuował Prestimion skwapliwie, bardzo starając się okazać interesującym. — Tak wielkie, że odpowiednia rozbudowa naszej fabryki da się sfinansować tylko wielką ilością pożyczonego kapitału. Przeto…

— Tak, potrafię dopowiedzieć sobie resztę. Oczywiście przywieźliście ze sobą w pełni sprawny egzemplarz waszego urządzenia?

— Przywieźliśmy, oczywiście… — w głosie Prestimiona zabrzmiała rozpacz — …lecz gdy płynęliśmy rzeką zdarzył się nieszczęśliwy wypadek…

Septach Melayn kontynuował opowieść.

— Łódź, którą wynajęliśmy do przewiezienia nas z Przystani Vildivara do miejsca najbliższego pańskiemu domowi, omal nie została przewrócona i zmiażdżona w kolizji z wielkim jachtem, który nie zostawił nam miejsca na manewr, na żaden manewr. — Powiedział to z tak szczerym, prostackim oburzeniem, że Prestimion musiał zrobić wszystko, co w jego mocy, by nie wybuchnąć śmiechem. — Mogliśmy się utopić, panie! Ale trzymaliśmy się mocno naszych siedzeń, utrzymaliśmy się w łodzi i ocaliliśmy życie. Niestety, dwie sztuki naszego bagażu wypadły za burtę. W jednej, mówię to z największym żalem, znajdował się…

— Model waszego urządzenia, jak rozumiem? — dokończył za niego gospodarz. — Co za nieszczęśliwy wypadek. — W jego głosie nie było współczucia. Nagle zachichotał. — Mam nieodparte wrażenie, że zdarzyło się wam spotkać naszego szalonego Koronala. Wielki, tak bogaty, że aż w złym guście, krzykliwy jacht, cały obwieszony latarniami, rzeczywiście próbujący uderzyć w was pośrodku rzeki?

— Tak! — przytaknęli jednym głosem Prestimion i Gialaurys. — Tak jest, dokładnie tak, panie.

— Owszem, to by się zgadzało — dodał Septach Melayn. — Stopa, może dwie bliżej i zmiażdżyłby nas na placek. Na mały cienki placuszek, panie!

— Czy zechciałeś powiedzieć, panie, że Koronal jest szalony? — Prestimion pozwolił sobie na okazanie wielkiego zainteresowania. — Zdaje się, że nie pojąłem znaczenia tych słów, bo przecież Koronal z całą pewnością przebywa w tej chwili na szczycie Zamkowej Góry i nie ma żadnego powodu przypuszczać, że jego umysł został w jakiś sposób upośledzony. Byłoby rzeczą straszną, gdyby okazało się, że nowy władca…

— Musicie panowie zrozumieć — Varaile włączyła się umiejętnie do rozmowy — że mój ojciec nie ma bynajmniej na myśli Koronala Lorda Prestimiona. Jak słusznie zauważyliście, wszystko wskazuje na to, że jest tak normalny jak każdy z nas. Chodzi mu o naszego własnego szaleńca, młodego krewnego hrabiego Fisiolo, który ostatnimi czasy postradał zmysły. W Stee mamy, niestety, wiele przypadków szaleństwa. Miesiąc czy dwa temu i w naszym domu zdarzyło się nieszczęście. Młoda pokojówka straciła panowanie nad sobą. Wyskoczyła z okna, zabijając dwoje ludzi, przechodzących akurat pod domem…

— To straszne! — przerwał jej Septach Melayn, demonstrując przesadne objawy wstrząsu.

— Krewniak hrabiego — wrócił do tematu Prestimion — cierpi zatem na urojenia, a dokładniej: wydaje mu się, że jest naszym nowym Koronalem?

Varaile skinęła głową.

— Właśnie tak. I może robić co chce, jakby był właścicielem świata.

— Powinno się go zamknąć w głębokim lochu niezależnie od tego, czyim jest krewniakiem — powiedział Gialaurys z wielkim, szczerym przekonaniem. — Nie powinien szaleć po rzece, narażając uczciwych podróżnych na utratę życia.

— Och, najzupełniej się z tym zgadzam — przytaknął Simbilon Khayf. — Przez tę jego krzykliwą zabawkę zaczął szwankować handel. Ale hrabia Fisiolo, będący, pragnę zaznaczyć, moim drogim przyjacielem, to człowiek miłosierny. Szaleniec jest synem brata żony hrabiego, nazywa się Garstin Karsp. Ojciec jego, Thiwid, odszedł od nas niedawno, niespodziewanie, w kwiecie wieku. Jego nieoczekiwana śmierć wstrząsnęła młodym Garstinem, a kiedy dowiedzieliśmy się o śmierci starego Pontifexa i wyborze Lorda Prestimiona na Koronala, mającego zastąpić udającego się do Labiryntu Lorda Confalume’a, Garstin Karsp począł rozgłaszać, że Prestimion nie pochodzi z Muldemar, jak to się zwykło uważać, lecz ze Stee. Że to on jest Prestimionem i że jako Koronal przeniesie stolicę do Stee, które pełniło już tę funkcję w czasach Lorda Stiamota.

— Czy jego pretensje są powszechnie akceptowane w mieście? — zainteresował się Septach Melayn.

Simbilon Khayf wzruszył ramionami.

— Być może wśród najprostszych, wśród pospólstwa. Większość obywateli rozumie doskonale, że to przecież tylko syn Thiwida Karspa, oszalały z żalu.

— Biedny człowiek. — Septach uczynił odpowiedni, święty gest.

— Och, nie taki biedny, nie taki biedny. Jestem bankierem rodziny, lecz z pewnością nie zdradzę zaufania stwierdzając, że skarbiec Karspów błyszczy od sturojalówek jak niebo od gwiazd. Sam jacht kosztował Garstona fortunę! Plus wynajęcie załogi na codzienne wieczorne rejsy, podczas których przeraża przewoźników. Plus rozrzucane od czasu do czasu grube mieszki pełne koron. Kiedy zmieni mu się nastrój taranuje ich, jakby były niewidzialne. Nikt nie wie, kiedy jest w takim nastroju, kiedy w innym, więc gdy się zbliża wszyscy uciekają.

— Mimo to hrabia go oszczędza — zauważył Prestimion.