Выбрать главу

Wszyscy czekają tam cały czas na Ciebie.

Babcia ma pojutrze urodziny. Zapalisz na jej grobie znicz ode mnie? Proszę!

Karolina

I drugi list:

Jutro podam Ci adres internetowy najlepszego polskiego czatu o koniach. Rozmawiają tam ludzie tak samo – albo nawet bardziej – zakręceni na punkcie koni jak ty.

Karolina

PS:-) Teraz przechyl głowę w lewo i popatrz na te znaki po lewej stronie. Widzisz uśmiech? Widzisz, prawda? To mój. Dla Ciebie. Od Karoliny z Warszawy

Posłusznie przechylał powoli głowę w lewo. W pewnym momencie zobaczył. Zaczął się śmiać. Nie śmiał się od tak dawna…

Nie wiedział, co to jest czat. Nie miał jeszcze tego w swoim zeszycie. Poza tym nie potrafił sobie wyobrazić, jak można w ogóle rozmawiać w Internecie. Ale dowiem się, pomyślał. Dowiem się wszystkiego.

Następnego dnia w drodze do pracy zatrzymał się przy małym sklepiku na rogu ulicy prowadzącej do muzeum. Kupił wszystkie rodzaje zielonej herbaty, jakie mieli. Około południa zadzwonił do kustoszki.

– Pani Mirko, mam cztery gatunki zielonej herbaty. Zupełnie się na nich nie znam. Czy mógłbym przyjść z nimi do pani i czy… czy napijemy się razem?

Siedzieli przy biurku i rozmawiali. Nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz po śmierci matki rozmowa z kimś sprawiała mu przyjemność. Czasami spoglądał na fotografię na biurku. W pewnym momencie nie mógł się powstrzymać i zapytał:

– Czy słucha pani muzyki?

Uśmiechnęła się.

– Długo jej nienawidziłam. Nawet muzyki organowej w kościele. Przez ponad dwa lata potrzebowałam nieustannej ciszy. Ale teraz nie mogę żyć bez muzyki. Dzisiaj cisza przypomina mi smutek.

Gdy po godzinie wrócił do swojego biura, czekał na niego e-mail. Karolina w szczegółach objaśniała mu, że czat to taka rozmowa prowadzona za pomocą klawiatury komputera, gdy wszyscy piszą swoje teksty na dany temat i każdy uczestnik widzi to, co napisał inny. Podała mu także dokładną instrukcję, jak połączyć się z czatem, na którym spotykają się ludzie chcący porozmawiać o koniach. Zapisał to wszystko skrupulatnie w swoim zeszycie i wieczorem, gdy muzeum było już puste, spróbował.

Zdumiony przypatrywał się temu, co zobaczył na ekranie monitora. Karolina miała rację, ci ludzie naprawdę rozmawiali! Przez kilkanaście minut tylko czytał. Czasami miał ochotę włączyć się do rozmowy. Skomentować, zadać pytanie, uzupełnić lub dyskutować z idiotycznymi odpowiedziami. Impulsywnie wyciągał ręce do klawiatury, ale w ostatnim momencie z nieśmiałości i strachu je cofał. W pewnym momencie ktoś napisał do niego. Zaskoczony zobaczył swoje imię na ekranie.

Natalia 32: Marcin, jak się masz? Nie wiem, co o tym sądzić, ale czytałam ostatnio, że hipoterapia dla dzieci z porażeniem mózgowym to tylko nabijanie kasy właścicielom stajni w dużych miastach. Czy ty też tak uważasz?

Poczuł się jak mały chłopiec, którego wywołano z kryjówki. W pierwszej chwili nie wiedział, jak zareagować. Dopiero gdy zobaczył na ekranie:

Natalia 32: Marcinie, jesteś tam???!!!

wystukał powoli tekst:

Marcin: Tak, jestem. Przepraszam Panią, że się nie odzywałem. To mój pierwszy w życiu czat.

Gdy zobaczył, co sam napisał, chciał wymazać ostatnie zdanie. Czuł się zawstydzony. Trochę jak ktoś, kto przyznał się publicznie, że w wieku czterdziestu pięciu lat przeczytał swoją pierwszą książkę. Po chwili był już bez reszty pochłonięty rozmową i skupiony na tym, aby jak najszybciej wstukiwać odpowiedzi i pytania.

Rozmawiali o swoich ulubionych koniach, o turniejach, w których brali udział, o uprzężach i o zapachu stajni pełnej świeżego siana. Opowiadał o stadninie w Nowym Sączu, o swojej pracy w muzeum. Dowiedział się, że ona jest z Ciechocinka, brała udział w zawodach hipicznych i oprócz książek ma tylko tę jedną jedyną pasję: konie. Anonimowość rozmowy i fakt, że nie siedzieli naprzeciwko siebie i nie widzieli się, sprawiły, że potrafił opowiedzieć o sobie dużo więcej, niż powiedziałby w normalnej sytuacji. Zwłaszcza kobiecie.

W pewnym momencie napisała:

Natalia 32: Muszę już wyjść, bo przyjechali po mnie. Miły jesteś, Marcinie. Strasznie miły.

Znikła. Siedział jeszcze chwilę i wpatrywał się w te ostatnie jej zdania, wypychane powoli ku górze ekranu przez pojawiające się bezustannie teksty innych rozmówców.

Czuł onieśmielenie. Ale także radość. I rodzaj bliskości. Żadna kobieta poza Martą nie mówiła tak do niego.

Nie było jej następnego dnia. Włączał komputer, wchodził na czat i wypatrywał jej. Próbował o różnych porach. Pojawiła się znowu po trzech dniach. Znowu późnym wieczorem. Ucieszyła się, gdy powiedział, że na nią czekał. Ignorowała wszystkich innych. Rozmawiała tylko z nim. Któregoś razu, po trzech tygodniach, tak ustawiła ich łączność na czacie, że rozmawiali tylko we dwoje i nikt inny nie mógł widzieć, co piszą. Nie wiedział nawet, że jest to możliwe. Od tego dnia było inaczej. Opowiadała o sobie. O wierszach, które ją wzruszają, o miejscach, które chciałaby zobaczyć, o swych marzeniach.

Wzruszała go, rozbawiała. Po dwóch miesiącach wiedział, jaką muzykę lubi, jakie czyta książki i jakie kwiaty podobają się jej najbardziej. I kupował te same książki. Słuchał tej samej muzyki. Dzięki niej znowu zauważył, że istnieją kwiaty. Wracał do domu w Biczycach, siadał przy herbacie w kuchni i tęsknił za następną rozmową. Po trzech miesiącach tęsknił za nią.

Czy można za kimś tęsknić i cieszyć się tym? – zastanawiał się którejś soboty.

Obudziło go ujadanie psa w sąsiedztwie. Tej soboty nie musiał wstawać, aby pojechać do muzeum. Jego dyżur – weekendowe dyżury, kiedy było najwięcej odwiedzających, dzielił na przemian z kustoszką – przypadał tym razem w niedzielę. Bezskutecznie próbował zasnąć. Świtało.

Wstał, obmył twarz zimną wodą z miednicy. Wyszedł z domu i ruszył drogą w kierunku chałupy Siekierkowej. Góry spowite poranną mgłą majaczyły w oddali. Mieszkał w Biczycach od urodzenia i odkąd pamiętał, zawsze zachwycał go i uspokajał widok gór. Świat dzięki nim miał swój porządek i swoją miarę. Wszystko przemijało, a majestatyczne góry zawsze były takie same.

Minął chałupę Siekierkowej i z głównej drogi skręcił w boczną leśną ścieżkę. Po kilkuset metrach przedzierał się przez krzaki jeżyn do porośniętej mchem stromej skarpy. Gdy był małym chłopcem, przychodził tutaj czasami z matką. Matka wyciągała z siatki książkę, on kładł głowę na jej kolanach, zamykał oczy i wyobrażał sobie historie i miejsca, o których mu czytała.

Usiadł na skarpie. Myślał o Natalii. Jakie ma oczy? Jakie dłonie? Chciałby usłyszeć, jak wymawia jego imię… Opowiadała wprawdzie o sobie, ale zawsze tylko o swoim życiu. Nigdy nie pisała, jak wygląda. Wiedział tylko, że ma długie włosy, które zawsze przed jazdą konną musiała ciasno upinać, aby zmieściły się pod toczkiem. Rozwichrzone w czasie galopu włosy mogą przecież konia niepokoić. Tęsknił za nią. I tam, na tej skarpie, zdał sobie sprawę, że sprawia mu radość ta tęsknota. W poniedziałek zapytam o kolor jej oczu, postanowił. Zapytam tak zupełnie wprost…

Chciał wiedzieć o niej jak najwięcej. Wydawała mu się tajemnicza. Oprócz tego, że rozmawia z nim, będąc w kawiarni internetowej przy jakiejś stadninie koni w Ciechocinku, nie wiedział nic więcej. Nie rozumiał, dlaczego tylko w wybrane dni ma dostęp do Internetu. I dlaczego tylko w ściśle ustalonych godzinach. I co znaczy to powtarzane przez nią za każdym razem, gdy kończyli rozmowę: „Muszę już wyjść, bo przyjechali po mnie”. Kto przyjechał po nią? I dlaczego jest to takie ważne, by natychmiast przerwać rozmowę i zniknąć? Tak, w poniedziałek zapyta o to wszystko…