Выбрать главу

Od tego dnia mężczyźni we wsi przestali, przynajmniej głośno i publicznie, komentować jego życie seksualne. Kobiety przestały to robić około pół roku później.

Najstarszy syn Ziutka Gąsienicy, Władek, wyprawiał chrzciny swojego pierwszego dziecka. Sprosił całą wieś. Marcin nie przepadał za Gąsienicami, bo obnosili się we wsi ze swoim bogactwem. Wszystko musieli mieć pierwsi, wszystko musiało być największe i wszystko musiało być najdroższe. Gdyby mogli, to na samochodzie wylakierowaliby jego cenę, a na dachu chałupy wymalowaliby sumę kredytu, który zaciągnęli na jej budowę. Tak było od pokoleń w tej rodzinie. Widocznie pycha jest dziedziczna.

Nie miał ochoty wcale tam pójść, ale gdy Siekierkowa ubrana w odświętną chustę i nowe buty zapukała do niego i powiedziała, że bez niego „nie ruszy się z tej kuchni do Bożego Ciała”, że „Gąsienica pomyśli, żeś panisko się zrobił i jak tylko wytrzeźwieje, to wszystkim po wsi opowie, żeś nie przyszedł, bo wszystkiego im zazdrościsz”, dał się w końcu przekonać.

– Wystarczy, że w kościele byłem i prezent dałem. Co tam po mnie, pani Siekierkowa? Mamrotania pijanego Ziutka Gąsienicy mam wysłuchiwać? – bronił się do końca.

– Ty mi na Ziutka Gąsienicę złego słowa nie mów, Marcinku! On kulturę polubił, Kaziczkowych oper ze mną słuchał i jeszcze teraz, jak mnie spotka, to pyta, kiedy znowu z operami przyjdę do nich. Ręce myj, krawat zasupłaj i prowadź mnie zaraz do Gąsieniców, bo wódkę nam całą wypiją, zanim tam dokuśtykamy.

Wypić całej wódki nie zdołałby nikt. Nawet gdyby chrzciny trwały tydzień. Jak tradycja – u Gąsieniców – nakazywała, skrzynki z wódką stały demonstracyjnie pod ścianą w pokoju, w którym przy stole siedzieli goście. Od podłogi do sufitu skrzynki wódki. Aby tylko nikt broń Boże nie pomyślał, że mogłoby jej zbraknąć. Za skrzynkami stał duży przykryty białym obrusem stół z wystawą prezentów dla Agnieszki Gąsienicy, którą proboszcz ochrzcił rano w czasie specjalnej mszy. Nie zabrakło także nikogo ważnego ze wsi. U szczytu stołu, na honorowym miejscu, siedział proboszcz Jamroży. Zaraz obok niego wójt z żoną. Gąsienica zaprosił także Walczakową, ale, żeby nie budzić żadnych podejrzeń, posadził ją daleko od proboszcza. Obok wójta było miejsce dla Siekierkowej, która bez chwili wahania zażądała od Władka Gąsienicy, by przesunął wszystkich gości, wstawił dodatkowe krzesło obok niej, tak aby „mogła przypijać do Marcinka”. Niespecjalnie przejęła się tym, że on pił tylko w czasie oficjalnych toastów, i przypijała przez cały wieczór do wszystkich, którzy mieli pełne kieliszki. Walczakowa bardzo szybko się upiła i nieustannie przekrzykując innych, wypytywała go uszczypliwie:

– A kiedy to będziemy na pana chrzcinach? Ale najpierw chyba na weselu, panie Marcinie, bo już czas najwyższy przecie!

Nie odpowiadał na jej zaczepki, ale słyszał, jak plotkowała na jego temat. Siekierkowa także to zauważyła. W pewnym momencie odwróciła się do niego i szepnęła:

– A ty, Marcinku, nie bądź markotny i zaniechaj. Wszyscy wiedzą, że Walczakowa jest głupsza od słoika powideł. Jak Jamroży może taką na plebanii nocować? Uszu musi nie mieć, jeno oczami się nachapał.

Gdy za którymś razem wyraźnie usłyszał, jak Walczakowa przez stół przekrzykuje do szwagierki Władka Gąsienicy: „Bo to przecie nienormalne, aby zdrowy chłop tak długo bez baby w nocy pokutował!”, postanowił, że już czas na niego. Wstał z krzesła i zaczął po kolei żegnać się z wszystkimi. Gdy zaczął dziękować Gąsienicom za zaproszenie, przy stole zrobiło się nagle bardzo cicho. Mało kto w Biczycach wychodził o tak wczesnej porze ze chrzcin, a już z pewnością nikt, poza dziećmi, nie wychodził ze chrzcin tak trzeźwy. Ciszę przerwał skrzeczący głos Walczakowej:

– A gdzie to pana już ciągnie, panie Marcinie? Przecie nie do pustego łóżka?

W tym momencie ucichły wszelkie szmery w pokoju. Wiedział, że wszyscy wpatrują się w niego. Odwrócił głowę w kierunku Walczakowej i spokojnie powiedział:

– A wie pani, spieszę się, bo powietrze mi z kobiety ulatuje. Nieszczelna jest. Muszę ją przed snem na nowo nadmuchać.

Ziutek Gąsienica parsknął w kieliszek, który miał akurat przy ustach, rozpryskując wódkę prosto w oczy proboszcza. Joasia Gąsienica, siostra Władka, zaczęła się histerycznie śmiać i trzymając się za brzuch, wrzeszczała: „Ludzie, trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam!”. Siekierkowa, mocno już pijana, dostała takiego ataku kaszlu, że straciła równowagę i upadła z krzesłem na podłogę. Wójt z proboszczem Jamrożym jak jeden mąż ruszyli z pomocą, próbując na powrót postawić krzesło z leżącą na nim z zadartymi do góry nogami Siekierkową, podczas gdy wójtowa, klęcząc na podłodze, ściągała rozpaczliwie na dół halkę i spódnicę, które podczas upadku przesunęły się, zakrywając twarz Siekierkowej i odsłaniając jej pończochy i bieliznę. Siekierkowa nie przestawała się śmiać, powtarzając w kółko chrapliwym głosem: „Nieszczelna jest, muszę ją przed snem na nowo nadmuchać…”.

Po tym incydencie w trakcie chrzcin Agnieszki, pierwszej córki Władka i Anieli Gąsieniców, także kobiety w Biczycach już nigdy więcej w jego obecności nie odważyły się komentować tego, co dzieje lub nie dzieje się w jego sypialni.

*

Nie odczuwał frustracji, ale momentami odczuwał niepokój. Niepokoiło go i nawet drażniło, że zdarzają mu się te ataki niekontrolowanego pożądania. Był pewien, że w takich momentach kobieta, której to dotyczy, musi natychmiast zauważyć, o czym on myśli, i albo go potępia za to, czując się molestowana, albo w duchu się z niego naśmiewa. Miał zresztą powody, aby tak sądzić.

Pamięta, że gdy zaczął pracować w muzeum, w drodze z Biczyc do Sącza, zaraz po wjeździe do miasta, zatrzymywał samochód i w małym osiedlowym sklepiku kupował codzienną gazetę. Wieczorami, po kolacji, czytał ją matce na głos. Sklepik prowadziły dwie kobiety. Były do siebie podobne, więc przypuszczał, że to matka z córką. Matka mniej więcej w jego wieku, córka nie miała więcej niż dwadzieścia pięć lat. Obydwie były nie tyle atrakcyjne, ile wyzywające. Niezależnie od pory roku zawsze opalone i niezależnie też od pory roku obydwie z przesadą odsłaniały dekolt. Młodsza z nich – zauważał to, gdy zdarzało mu się stać w kolejce – z reguły nie nosiła stanika i gdy obsługując klientów, nachylała się, aby sięgnąć po coś z niższych półek, odsłaniała swoje duże piersi. Któregoś razu zapatrzył się w te piersi i będąc już przy ladzie, w zamyśleniu nie zareagował natychmiast na jej pytanie. Gdy głośno zachichotała, zrobił się czerwony na twarzy i sięgnął do krawata, aby go rozwiązać. Szybko zapłacił za gazetę i wyszedł. Dopiero w domu wieczorem zauważył, że nie wziął tej gazety. Następnego dnia w sklepiku za ladą była starsza kobieta. Gdy skończyła obsługiwać staruszkę stojącą zaraz przed nim, wyszła nagle na zaplecze. Po chwili pojawiła się jej córka. Stanęła przed nim w różowej bawełnianej obcisłej bluzce. Pierwszy zapięty guzik znajdował się pod jej piersiami, ostatni nad jej odsłoniętym pępkiem. Ta starsza stanęła w drzwiach prowadzących do zaplecza i zaczęła go bacznie obserwować. Poprosił o gazetę. Dziewczyna, pomimo że sterta gazet znajdowała się tuż przed nią, celowo schyliła się pod ladę, praktycznie klękając tuż przed nim. W tym momencie zrozumiał, o co chodzi. Zignorował ją i demonstracyjnie odchylił głowę, spoglądając na swój zaparkowany przed sklepem samochód. Gdy wychodził, słyszał śmiech obu kobiet. Od następnego dnia gazety zaczął kupować w kiosku w pobliżu muzeum. Do dzisiaj pamięta to wydarzenie. Głównie przez wspomnienie wstydu, który wtedy poczuł. Wtedy także pierwszy raz się zaniepokoił, bo zdał sobie sprawę, że te przypływy pożądania wcale nie musiały pozostawać tylko jego tajemnicą.

Przypomniał sobie rozmowę z Błażejem sprzed trzech dni. On wprawdzie nazywał to ogólnie emocjami, ale to był rodzaj myślowego skrótu. Nie tylko jego mądry brat, profesor od molekuł emocji, wiedział coś na ten temat. On także wiedział. Gdy studiował w bibliotece opasłe tomy, aby dowiedzieć się czegoś o swoim lęku, bardzo często natrafiał na opisy, które lęk – szczególnie ten przejawiający się w postaci nagłych ataków paniki – i pożądanie łączyły z sobą. Może te niespodziewane stany podniecenia są rodzajem spóźnionego echa lub atakami czkawki po strachu, który przeżywał permanentnie i intensywnie kiedyś przez długi czas?

W jednym z podręczników psychiatrii zaintrygował go opis niecodziennego eksperymentu przeprowadzonego przez młodą doktor psychologii, bodajże z Chicago, a z pewnością z USA. Zwrócił na ten opis uwagę tylko dlatego, że rozdział rozpoczynał się od zdjęcia autorki, zupełnie niepasującej wyglądem do powagi tej naukowej cegły – wyjątkowo atrakcyjnej blondynki, która bardziej przypominała mu dziewczynę z katalogu damskiej bielizny niż naukowca. Szczegółowo opisywała, jak to rozdawała grupie mężczyzn ankietę socjologiczną do wypełnienia, stojąc przy wyjściu z mostu. Raz, ubrana w krótką spódnicę i celowo rozpiętą marynarkę przykrywającą jedynie czarny stanik, stała przy typowym moście w centrum miasta, a w drugiej części eksperymentu – przy wiszącym moście nad głęboką przepaścią w jednym z parków rozrywki. W obu przypadkach prosiła mężczyzn o wypełnienie ankiety i przesłanie jej pod wskazany adres. Ponieważ była atrakcyjna, mężczyźni jej nie odmawiali. W obu przypadkach informowała ich, że gdyby mieli pytania, mogą do niej zadzwonić, i wręczała im swoją wizytówkę. I co się okazało? Mężczyźni z wiszącego mostu, którego przejście było związane z przeżyciem lęku, dzwonili do niej dużo częściej niż mężczyźni z mostu z betonu i stali, którzy nie byli konfrontowani z żadnym lękiem. Poza tym pytania ankiety były tylko pretekstem do rozmowy. Tak naprawdę większość tych dzwoniących mężczyzn – z próby wystraszonych – chciała się z nią umówić na kawę lub na kolację, wielu chciało nawet przyjść i „przedyskutować tę ankietę” w jej mieszkaniu.

Z wyników swojego eksperymentu wyciągała różne wnioski, ale najważniejszy był ten, że lęk jest bardzo często związany z pożądaniem.