Выбрать главу

Mogę powiedzieć: z czasem człowiek przyzwyczaja się nawet do cudów. Z wolna zacząłem sam chodzić do pokoju zabiegowego – jeśli oczywiście tak rano zarządził lekarz – na bosaka, w koszuli, otulony kocem, i w ostrym powietrzu wśród wielu znajomych zapachów odkryłem też nowy: budzącej się wiosny, z całą pewnością, kiedy wziąłem pod uwagę mijający czas. W drodze powrotnej na moment wpadło mi w oczy, jak z szarego baraku za naszymi drutami kilku ludzi w pasiakach wyciągało, taszczyło akurat większy wóz na oponach, z tych, co to się je przyczepia do ciężarówek; wystawało z niego kilka zmarzniętych kończyn, wysuszonych części ciała. Szczelniej otuliłem się kocem, żeby mnie przypadkiem nie dopadło jakieś przeziębienie, i postarałem się jak najszybciej pokusztykać do ciepłego pokoju, dla porządku przetrzeć jakoś nogi i szybko skryć się pod kołdrę, umościć w łóżku. Tu gadałem sobie z sąsiadem, dopóki jeszcze był (bo z czasem odszedł nach Hause, a jego miejsce zajął starszy Polak), oglądałem, co było do oglądania, słuchałem rozbrzmiewających z głośnika rozkazów i mogę powiedzieć: tylko dzięki nim, no i jeszcze pewnej sile wyobraźni, mogłem stąd, z łóżka, zdobyć, śledzić, niemal wyczarować sobie każdy kolor, smak, zapach, krzątaninę, każdy ruch, większe i mniejsze wydarzenia obozu, od bladego świtu aż po późny sygnał zakończenia dnia, a nawet niekiedy jeszcze po nim. I tak Friseure zum Bad, Friseure zum Bad rozbrzmiewa wiele razy dziennie, coraz częściej, i sprawa jest jasna: przybył nowy transport. Do tego przyłącza się za każdym razem Leichenkommando zum Tor, czyli tragarze trupów do bramy, a jeśli jeszcze życzą sobie uzupełnienia, można z tego wywnioskować skład i jakość transportu. Dowiedziałem się, że wtedy mają też spieszyć do swoich szatni pracownicy Effekten, czyli magazynu, i to czasami im Laufschritt, czyli biegiem. Jeśli natomiast żądają dwóch lub czterech leichentragerów, powiedzmy, mit einem lub zwei Tragbetten sofort zum Tor! – możesz być pewny, że tym razem zdarzył się gdzieś wypadek, przy pracy, podczas przesłuchania, w piwnicy, na strychu, kto wie gdzie. Doszła mnie informacja, że komando „kartoffelschalerów”, czyli kartoflarzy, ma nie tylko dzienną zmianę, ale także Nachtschicht, i wiele innych również. Ale każdego popołudnia, zawsze dokładnie o tej samej godzinie, rozlega się tajemnicza wiadomość: Ela zwo, Ela zwo, aufmarschieren lassen! – i z początku długo łamałem sobie nad tym głowę. A było to proste, ale upłynął jakiś czas, zanim odgadłem z zapadającej zawsze potem uroczystej, nieskończonej kościelnej ciszy, z komendy Mützen ab Mützen auf, z dobiegającej jakoś cieniutko, piskliwie muzyki, że aufmaschieren lassen oznacza zbiórkę, zwo dwa, a ela prawdopodobnie LÄ, czyli Lagerältester, i że zgodnie z tym w Buchenwaldzie działa pierwszy i drugi Lagerältester, czyli jest ich dwóch – i to w gruncie rzeczy wcale nie taki wielki dziw, jeśli się zastanowić, w końcu w takim obozie, gdzie, jak się dowiaduję, dawno już wydano dziewięćdziesięciotysięczny numer. Potem z wolna cichnie także nasz pokój, Zbyszek też już poszedł, jeśli była kolej na jego odwiedziny, a Pietka obrzuca jeszcze wszystko ostatnim spojrzeniem, zanim ze zwyczajowym „dobranoc” zgasi światło. Wtedy szukam największej wygody, na jaką pozwalają mi moje rany i łóżko, naciągam kołdrę na uszy i już przychodzi beztroski sen: nie, niczego więcej nie mogę sobie życzyć, nic więcej w obozie koncentracyjnym, rozumiałem, nie osiągnę.