Выбрать главу

– Jeszcze tego nie wiem – odparł w końcu Stan.

Był już mocno poirytowany, ale jednak utrzymał język za zębami. Dobrze odczytał spojrzenie Maggie. Jeżeli istnieje jakiś związek między tamtymi chłopcami a tą dziewczyną, Racine i tak wkrótce się o tym dowie. Lecz na razie była to jedna z niewielu informacji, które udało im się zachować wyłącznie dla siebie i ukryć przed mediami. Maggie chciała, żeby tak pozostało jak najdłużej.

– Miała usta zaklejone taśmą – kontynuował Stan. – Taśmą izolacyjną.

– Pewnie wsadził jej do ust kapsułkę i zakleił je taśmą, kiedy już straciła przytomność – mówił Tully, starając się znaleźć wyjaśnienie, dlaczego kapsułka była częściowo rozpuszczona. Żeby tak się stało, gruczoły ślinowe dziewczyny musiały jeszcze przez jakiś czas pracować.

Maggie popatrzyła na niego. Widziała, że i on zidentyfikował kapsułkę, i odgadł, co się działo. A więc tylko Racine była nieświadoma. Niezły plan gry. Maggie nie czuła się ani trochę winna, że zataja pewne fakty przed panią detektyw, zwłaszcza po ich poprzednim wspólnym doświadczeniu.

– Chyba przesadził – uznała Racine.

– Albo chciał się zabezpieczyć. – Wenhoff grał dalej.

– Nie chciałabym przeszkadzać waszej burzy mózgów – wtrąciła Maggie – ale jest jeszcze coś. Stan, mógłbyś mi podać kleszcze?

Otworzyła usta dziewczyny tak szeroko, jak tylko pozwalały szczęki zmarłej, i mrużąc oczy, usiłowała wypatrzyć, co zatyka gardło w połowie drogi. W końcu wyciągnęła coś zakrwawionego i pogniecionego, ale mimo wszystko dającego się rozpoznać.

– Zdaje się, że znalazłam dokument tożsamości – stwierdziła Maggie, pokazując prawie kompletnie zniszczone prawo jazdy.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SIÓDMY

Tully popijał colę, ciesząc się chwilą przerwy. Wenhoff poszedł z prawem jazdy siedemnastoletniej denatki i jej odciskami palców na górę do laboratorium. Tully był pewien, że Virginia Brier nie była wcześniej notowana, nie uciekała z domu, w ogóle nic z tych rzeczy. Jej wydepilowana skóra i ślady listopadowej opalenizny świadczyły raczej o tym, że nie można jej zaliczyć do typowych ofiar wysokiego ryzyka. Nie była prostytutką, wyrzutkiem ani bezdomnym dzieckiem ulicy. Domyślał się, że dziewczyna pochodzi z przyzwoitego domu, ze średniej lub wyższej klasy. Gdzieś tam rodzice czekają wciąż na jej powrót do domu i popadają w szaleństwo, bo za wcześnie jeszcze, by zgłosić zaginięcie. Przypomniał sobie, jak czekał na Emmę poprzedniego wieczoru. Spóźniła się tylko dwadzieścia minut, ale…

– Hej, Tully? – O’Dell patrzyła za niego z troską. – Nic ci nie jest?

– Nie, wszystko w porządku. Jestem tylko zmęczony, wczoraj wieczorem się zasiedziałem.

– Tak? A co, gorąca randka? – Racine usiadła na pustym blacie, długie nogi pozwoliły jej zrobić to jednym gładkim ruchem.

– Oglądaliśmy z córką „Okno na podwórze”.

– Z Jimmym Stewardem i Grace Kelly? Uwielbiam ten film. Nie wiedziałam, że jesteś żonaty, Tully.

– Rozwiedziony.

– Och, wybacz. – Racine posłała mu uśmiech, jakby się ucieszyła.

Zwykle w takich wypadkach ludzie mamroczą jakieś przeprosiny, czego zresztą też nie rozumiał.

Przeniósł wzrok na O’Dell. Udawała, że jest zajęta woreczkami z dowodami i nie zwraca uwagi na flirtowanie Racine. Tak przynajmniej sądził Tully: że Racine z nim flirtuje. Nigdy nie był w tym dobry, często zdarzało się, że nawet tego nie dostrzegał. Dobrze chociaż, że O’Dell stara się być miła dla pani detektyw, jakby chciała w ten sposób wynagrodzić jej to, że została przed nią zatajona pełna wiedza o kapsułkach z cyjankiem. Zresztą nie był wcale przekonany, czy dobrze robią, ukrywając to przed nią. Przecież to Racine prowadzi tę sprawę, a oni są tylko konsultantami.

Wciąż nie mógł dociec, dlaczego Cunningham i ich wydział w ogóle zostali włączeni w tę sprawę. Kto do niego zadzwonił i co wiedział? Czyżby ktoś od razu zasugerował, że istnieje jakiś związek pomiędzy tą dziewczyną a tamtymi pięcioma młodymi mężczyznami? A jeśli tak, kto to był i skąd miał takie informacje? To nie mógł być nikt z miejscowej policji, skoro Racine nic o tym nie wiedziała.

W dalszym ciągu dokuczały mu nudności, chociaż cola trochę pomogła. Wszystko było w porządku, dopóki koncentrował się na sprawie, a nie na tym, że jego Emma mogła znaleźć się na miejscu tej dziewczyny. Zastanawiał się, czym wyróżniała się zmarła, czym zwróciła na siebie uwagę mordercy.

– Hej, wy tam! – zawołała Racine. – Powiedzcie mi, co już wiecie.

Tully strzelił wzrokiem w stronę O’Dell. Czy Racine domyśliła się, że coś przed nią ukrywają? Zanim którekolwiek z ich zdecydowało się na odpowiedź, Racine dodała:

– Mamy akurat chwilę, powiedzcie mi coś o tym facecie, muszę zaraz lecieć i zacząć szukać tego psychola. Jesteście w końcu od portretów psychologicznych, to powiedzcie mi, za kim mam się uganiać.

Tully uspokoił się, mało co nie odetchnął głośno. O’Dell ani drgnęła. Była dobra, zaimponowała mu. Nie znali się zbyt długo, ale wiedział już, że O’Dell kłamie lepiej od niego. Prawdę mówiąc, gdy trzeba, robi to wręcz rewelacyjnie. Pozwoli jej zatem pierwszej odpowiedzieć pani detektyw.

– Jak dotąd wszystko wskazuje na to, że jest to ktoś dobrze zorganizowany.

Racine skinęła głową.

– O tym to akurat coś wiem, możesz mi oszczędzić elementarnych wiadomości. Chodzi mi o szczegóły.

– Dużo za wcześnie na szczegóły – odparła O’Dell.

Tym razem Tully rozumiał, że O’Dell niczego nie ukrywa, jest po prostu ostrożna. Może zbyt ostrożna. Ostatecznie byli Racine coś winni. Postanowił więc włączyć się w tę rozmowę.

– Moim zdaniem facet ma dwadzieścia pięć do trzydziestu lat. Ponadprzeciętna inteligencja. Zapewne posiada stałą pracę i dla tych, którzy go znają, jest człowiekiem zgodnie współżyjącym z ludźmi. Niekoniecznie samotny, może trochę arogancki, samochwała.

Racine otworzyła niewielki notes i zapisywała jego słowa, choć były to tylko klasyczne podręcznikowe ogólniki, czyli dokładnie to, czego sobie nie życzyła.

– Wie co nieco na temat policyjnych procedur – dodała O’Dell, stwierdzając widocznie, że wyjawienie tego niczym im nie grozi. – Prawdopodobnie lubi używać kajdanek. Wie także, jak się identyfikuje zwłoki, a również i to, że opóźnienie identyfikacji może opóźnić odnalezienie mordercy.

Racine podniosła na nią wzrok.

– Chwila. Co powiedziałaś? Że to może być były gliniarz?

– Niekoniecznie, ale ktoś, kto trochę wie, co policja robi na miejscu zbrodni – powiedziała O’Dell. – Niektórzy z nich fascynują się tym. To część zabawy w kotka i myszkę. Ich wiedza na temat dochodzeniowych procedur może brać się z pokazów, jakie urządza policja, a nawet z powieści kryminalnych.

Tully uznał, że Racine najpewniej czuła się usatysfakcjonowana, w każdym razie wciąż pilnie notowała. Ani ona, ani O’Dell nie próbowały przy tej okazji popisywać się ani walczyć o pierwszeństwo. Cieszyło go zawieszenie broni, choćby było jedynie tymczasowe.

– Znaczące jest, w jakiej pozycji pozostawił ciało. Sądzę, że chodziło mu o coś więcej niż świadomość kontroli nad dziewczyną i poczucie, że jest silniejszy. – O’Dell popatrzyła na Tully’ego, sprawdzając, czy chce się włączyć ze swoimi przypuszczeniami. Kiwnął głową, żeby kontynuowała. – Możliwe – podjęła zatem – że pragnął tylko wzbudzić w nas podziw dla swego dzieła, uważam jednak, że kryje się za tym coś więcej. To może być jakiś symbol.