Zamilkła, częstując się chipsami postawionymi na ławce. Wreszcie Eve spojrzała na nią. Przesunęła okulary na czubek głowy i przyjrzała się Maggie badawczo, jakby szukała w niej czegoś głęboko ukrytego. Wyglądała starzej, niż spodziewała się Maggie. Teraz dostrzegła jej zmarszczki pod oczami i wokół ust. Eve uśmiechnęła się, a w zasadzie lekko uniosła kąciki ust. Maggie przyszło do głowy, że ta kobieta przyzwyczaiła się panować nad swoimi emocjami. Nawet w jej oczach nie było widać cienia emocji. Nie były co prawda zimne, były puste.
Eve odwróciła się raptem, jakby za bardzo się odkryła, i zsunęła ciemne okulary na nos.
– Bardzo ją pani przypomina – stwierdziła wciąż tym samym tonem.
– Słucham?
– Kathleen to pani matka, prawda?
– Zna pani moją matkę?
– Dołączyła do nas przed moją ucieczką.
Maggie czuła, że skrzywiła się na słowo ucieczka, choć Eve powiedziała to tak zwyczajnie, jakby rozmawiały o powrocie do domu po dniu pracy.
– Niech pani nie myśli ani przez chwilę – podjęła Eve, rozpinając koszulę i podciągając do góry rękawy, jakby nagle zrobiło jej się za ciepło – że Everett jest taki nieszkodliwy. On człowieka ratuje, podnosi, zapewnia o swojej miłości i zaufaniu, mówi pani, że jest pani wyjątkowa, że jest pani bożym darem. A potem rozrywa panią na kawałki. Odkrywa pani słabości i lęki, i wykorzystuje je, żeby panią upokorzyć i odebrać wszelki szacunek. – Podwinęła rękawy i pokazała Maggie swoje nadgarstki. – Nazywa to „wysłaniem do studni” – powiedziała wciąż irytująco spokojnie i cicho. Wokół jej nadgarstków widniały czerwone ślady w miejscach, gdzie skóra została naruszona i kiedyś musiała krwawić od sznura albo kajdanek, które wrzynały się w ciało. Rany wyglądały na świeże. Eve rozejrzała się dokoła i spuściła rękawy, biorąc do ręki następną kanapkę i odwijając ją z pergaminu, jakby nic się w międzyczasie nie stało.
Maggie znowu odczekała chwilę, tym razem przez szacunek, nie zaś zniecierpliwienie. Idąc za przykładem Eve, napiła się wody i zjadła kilka chipsów.
– To prawdziwa studnia – ciągnęła Eve – choć wątpię, żeby zamierzał ją kiedykolwiek wykorzystywać w innym celu niż jako celę dla niepokornych. Wiedział, że boję się ciemności i zamknięcia, więc dla mnie była to idealna kara.
Patrzyła na nastolatków biegających na wzgórzu, choć Maggie nie była pewna, jaki naprawdę obraz pokazuje się oczom byłej wyznawczyni Everetta. Jej głos pozostał opanowany, ale jakby nieobecny.
– Kazał skrępować mi nadgarstki i spuścić do studni. Kiedy kopałam, wbijałam paznokcie w ziemię i próbowałam się stamtąd wydostać, kazał rzucać na mnie wiadra pająków. Spadały na moją głowę. To były chyba pająki, choć z powodu ciemności ich nie widziałam. Ale czułam je, czułam na całym ciele. Na włosach, twarzy i skórze, chodziły po mnie wszędzie. Nie mogłam nawet krzyczeć, bo bałam się, że wejdą mi do ust. Zamknęłam oczy i próbowałam się uspokoić, stać nieruchomo, żeby mnie nie kąsały. Przez wiele godzin usiłowałam schronić się w swoim umyśle. Pamiętam, że recytowałam w myśli wiersz Emily Dickinson, raz za razem, i chyba to uchroniło mnie przed szaleństwem. „Jestem Nikim! A ty?”
– „Czy jesteś – Nikim – Też?” – odpowiedziała Maggie linijką z wiersza.
– „Zatem jest nas aż dwoje? Pst! Rozejdzie się – wiesz!” – dopowiedziała Eve.
– Umysł jest potęgą – powiedziała Maggie, myśląc o swoim dzieciństwie i wielokrotnych ucieczkach w głąb własnego umysłu, bardzo, bardzo głęboko.
– Everett zabrał mi wszystko, ale nie był w stanie odebrać mi rozumu. – Eve podniosła na nią wzrok, tym razem w jej głosie zabrzmiała złość. – Niech pani nie da sobie wmówić, że to nieszkodliwy człowiek. Everett każe im wierzyć, że chce tylko opiekować się nimi, a naprawdę każe im przepisać na niego domy i wszelkie dobra materialne, polisy ubezpieczeniowe, emerytury i alimenty. Wynagradza ich za to strachem. Strachem przed prawdziwym światem. Strachem przed prześladowaniami, jeśli go zdradzą. Strachem przed FBI. Przy takiej dawce strachu wolą przygotować się do samobójstwa, niż zostać schwytani żywcem.
– Przygotować się do samobójstwa? – Słowa Eve nie pasowały Maggie do człowieka, który sprawił, że jej matka odstawiła alkohol. Wszystkie zmiany, które zauważyła u Kathleen, były zdecydowanie pozytywne. – Moja matka nie wydaje się przestraszona – stwierdziła.
– Bo może on jeszcze nie wie, jak ją wykorzystać. Czy pani matka zamieszkała już w obozie?
– Nie. Ma mieszkanie w Richmondzie i nie wspominała nic o przeprowadzce. – Dopiero teraz Maggie uspokoiła się. A zatem jej matka nie weszła w to jeszcze zbyt głęboko. Nie wyglądało na to, żeby znajdowała się w niebezpieczeństwie, o jakim mówi ta kobieta. – Bardzo lubi swoje mieszkanie, wątpię, żeby miała ochotę na przenosiny do obozu.
Eve potrząsnęła głową i znowu na jej wargach pojawił się ten półuśmiech.
– Bo jest dla niego cenniejsza na zewnątrz – powiedziała, nie patrząc na Maggie. – Szuka sposobu, a może już go znalazł, jak panią wykorzystać.
– Mnie?
– Proszę mi wierzyć, on doskonale wie, że córka Kathleen jest agentką FBI. Wie o pani wszystko. Może dlatego tak dobrze ją traktuje, ale jeżeli uzna, że pani mu się do niczego nie przyda, albo że chce pani go zniszczyć… Cóż, proszę uważać. Ze względu na matkę.
– Muszę tylko przekonać ją, żeby trzymała się od niego z daleka.
– A ona oczywiście posłucha pani, bo jesteście sobie bardzo bliskie.
Maggie poczuła ukłucie ironii Eve, pomimo jej spokojnego, przyjaznego tonu.
– Muszę iść – oznajmiła kobieta, pakując nagle swoje rzeczy i podnosząc się z ławki.
– Chwileczkę, musi być coś, co pani wie, a co mogłoby mi pomóc powalić Everetta.
– Powalić go?
– Tak, dokładnie.
– Nigdy go pani nie dosięgnie. Większość jego działań jest zupełnie legalna, a jeśli chodzi o te nie… Cóż, chyba nie wyobraża sobie pani, że ustawimy się w kolejce, żeby go oskarżać?
– Dlatego, że wciąż się go boicie? Dlaczego pozwalacie mu kontrolować swoje życie? Możemy zapewnić wam ochronę.
– My? To znaczy rząd? – Roześmiała się szczerze, prawdziwie. Potem zarzuciła plecak na ramię. – Nie możecie mnie ochronić, dopóki nie złapiecie Everetta. A nigdy go nie złapiecie. Nawet jeśli będziecie próbować, on się o tym dowie. I ustawi ich w kolejce po kapsułki z cyjankiem, i zabije, zanim postawicie stopę na jego ziemi. – Zawahała się, rozejrzała po parku, upewniając się, czy jest bezpiecznie, jakby spodziewała się, że Everett wychynie zza drzewa albo zza pomnika.
– Co pani takiego zrobiła? – spytała Maggie.
– Proszę?
– Co pani takiego zrobiła, żeby zasłużyć na studnię?
– Nie zrezygnowałam z prób opieki nad moją mamą. Byłam tam wyłącznie z jej powodu. A ona chorowała. Podrzucałam jej moje porcje żywieniowe. Ale przełom nastąpił, kiedy ukradłam dla niej lekarstwo na serce. To było jej lekarstwo, lecz zostało skonfiskowane, ponieważ, oczywiście, miłość Ojca jest dla każdego wystarczającym lekiem na wszystkie choroby.
– Gdzie jest teraz pani mama?
Eve patrzyła gdzieś nad jej głową. Przeniosła się gdzie indziej, jakby ktoś przekręcił wyłącznik.
– Zmarła dzień po tym, jak wsadził mnie do studni. Z pewnością czuła się tak bardzo winna, że dostała ataku serca. Ale nigdy nie będę tego wiedziała na pewno. – Spojrzała na Maggie przez ciemne okulary, w których odbijała się Ściana Pamięci. – On zawsze zwycięża. Niech pani na siebie uważa, a zwłaszcza na mamę.