El Durham nie zastanawiał się głębiej nad sensem bajki. Pozwalał jedynie, by na niego oddziaływała obecność tej kobiety, obecność człowieka, towarzysza we Wszechświecie — człowieka, który, jak się wydawało, dobrze wie, co się z nim, El Durhamem, dzieje, i który chce mu pomóc w bardzo prosty i nie narzucający się sposób. To wszystko dodawało mu sił.
Dopiero długo potem, gdy Sagitta poszła, odkrył sens jej słów, odczuł jej dumę z ludzi porównanych w bajce do czarowników, których wiedza i umiejętności posiadały wielką moc, dopóki pracowali zgodnie i wspólnie. Przypomniał sobie to, o czym zapomniał: o twórczej mocy ludzkiej pracy, o ludzkiej wspólnocie, o sensownym działaniu, które uczłowiecza.
Później, gdy El Durham przezwyciężył już wewnętrzną pustkę i obojętność, zapytał kiedyś Sagittę, czy ktoś wie o jej nocnych odwiedzinach.
Bał się nieco, że ten czy ów będzie się po cichu z niego śmiał, że jak dziecko dał się uleczyć za, pomocą bajki.
— Nie, nikt — odpowiedziała patrząc mu śmiało w oczy — tylko Oulu. Ale on jest mną. Gdyby i jego kiedyś Wszechświat miał przygnębić, i jemu opowiem bajkę. — Jej otwartość przekonała go. Odkryła mu przecie swą wielką tajemnicę.
4. Rój meteorytów
Koński łeb Oriona * Niebezpieczny epizod * Automatyczny zwiadowca * Helikon działa * Ognisty tunel.
Od schwytania pierwszego meteorytu i festynu z epoki kamiennej minęły dwa tygodnie.
Promieniejąc radością profesor Mirsanow wszedł do jadalni. Zadowolony zacierał ręce. Nie dlatego, że było coś dobrego do jedzenia, lecz dlatego, że przeglądając tabele znanych strumieni meteorytów, dokonał obiecującego odkrycia. Nie potrafił ukryć podniecenia.
Na razie podszedł jednak do lśniącego czystością automatu z jedzeniem. Wybrał danie z dużą ilością jarzyn i usiadł sam przy stole. Wbrew przyzwyczajeniu spieszył się.
Pośpiech i dobry humor profesora zwróciły uwagę astronautów przy sąsiednich stolikach.
— Czy dostał pan list z poczty kosmicznej? — zapytała z zainteresowaniem Filitra Goma. Czekała tu na? Henryego Lorcestera, by razem z nim zjeść obiad.
Mirsanow pokręcił głową.
— Sądzę, że dziś po południu w laboratorium antycząstek zostanie dokonany ciekawy eksperyment — odpowiedział zamiast profesora nieco zbyt głośno i ironicznie Norbert Franken.
Mirsanow uśmiechnął się. Uwaga Frankena nie wytrąciła go z równowagi; jego milczenie było wiele mówiące. Przyjaźnie skinął głową Filitrze i jadł dalej. Dzięki sztucznemu polu grawitacyjnemu wewnątrz statku można było jeść z talerzy za pomocą noża i widelca.
Wkrótce Mirsanow wstał i zaniósł nakrycie do automatu, który zmywał, opłukiwał, suszył i przechowywał naczynia, po czym szybko opuścił kabinę.
Wychodząc, już w drzwiach, zastanowił się. Zwracając się do wszystkich obecnych powiedział z uśmiechem i również nieco ironicznie:
— Jeżeli się nie pośpieszycie, jedzenie wam wystygnie. Nie jedzcie tak wiele, bo nie zmieścicie się w skafandrach. — I zniknął.
Franken, Nikeria i Sagitta, siedzący przy wspólnym stoliku, spojrzeli po sobie pytająco. Również przy pozostałych stolikach słowa profesora uznano za zagadkowe.
Z jadalni Mirsanow udał się wprost do centrali. Służbę w sterowni pełnił Salamah El Durham. Mirsanow spojrzał na zegarek i zadowolony zerknął na Araba.
— No, Salamah, było coś widać? — zapytał przyjaźnie wskazując głową na ekran radaru.
El Durham spojrzał na ekran nie wiedząc, o co chodzi. Przecie nie spuszczał z niego oka ani na chwilę, ale na ekranie nie było żadnych refleksów. Pytanie Mirsanowa wzbudziło w nim wątpliwości. Podszedł do aparatury, zbadał ją dokładnie, obserwując jej działanie i kontrolując sprawność. Ale wszystko było w porządku, — na ekranach — żadnego znaku. Wzruszył ramionami.
— Nic.
— Zwiększ dwukrotnie natężenie emisji — poradził Mirsanow.
Arab wzmocnił wydajność radaru wbudowanego w dziób statku i obmacującego drogę przed nimi. „Nieruchome oko” rakiety patrzyło daleko, daleko naprzód. El Durham nie tylko podwoił, lecz potroił zasięg radaru, mimo to ekran był wciąż jeszcze pusty.
Mirsanowa to nie zraziło.
— Radar panoramiczny, proszę — powiedział. Inżynier zmniejszył zasięg macki przedniej do normalnej mocy, wystarczającej dla bezpieczeństwa statku kosmicznego, a następnie ponowił próby za pomocą radaru panoramicznego.
Obydwaj nie spuszczali oka z ekranu. Nie odwrócili się i wówczas, gdy otworzyły się i zatrzasnęły drzwi. Ktoś stanął za nimi.
— Już czas, rój powinien już być dostrzegalny — powiedział przybysz, dowódca Axel Kerulen.
I Kerulen wie, że coś ma się zdarzyć. Skąd? — zastanawiał się zdziwiony El Durham.
„Ruchome oko” rakiety, radar panoramiczny, zwiększyło swe „pole widzenia” o półtora raza.
— Tam! — krzyknął naraz podniecony Mirsanow, wskazując miejsce na ekranie. — Tam jest rój!
Kerulen pytająco podniósł brwi. Nic nie widział. El Durham również nie mógł nic dostrzec, mimo że pilnie wpatrywali się w ekran. Ale w kilka chwil później i oni zauważyli w miejscu wskazanym uprzednio przez Mirsanowa słaby poblask wielkości mniej więcej guzika. Blask zaczynał wzrastać.
— Dosyć! Zredukować zasięg radaru do normalnej odległości — nakazał dowódca.
Mglista plama na ekranie zaczęła natychmiast blednąc i zniknęła. Echo radarowe, wracające od napromieniowanego przedmiotu, wyraźnie słabło i nie można było go już uchwycić.
Kerulen zdecydował się ogłosić alarm.
— Tu dowódca Kerulen — rozległo się przez pokładowe radio. — Proszę całą załogę do centrali sterowniczej.
Gdy alarm zadźwięczał na statku, Sagitta, Oulu, Nikeria i Franken, a także Filitra Goma i inni członkowie załogi siedzieli jeszcze w jadalni. Zerwali się wszyscy. Gwałtownie wtykano krzesła w przytrzymywacze, unieruchamiające meble w stanie nieważkości i przy zmianach przyśpieszeń. Szybko wepchnięto resztki jedzenia i naczynia do automatu. Wszyscy pobiegli ku drzwiom.
— Mirsanow to stary lis — wołał Franken w biegu. — Nawet nas nie uprzedził! A przecież wiedział, że będzie alarm! Skąd?
Grupa astronautów z jadalni przybyła do centrali ostatnia. Zaraz potem dowódca ocenił sytuację.
— Przerzucam teraz obraz radaru na wielki centralny ekran — powiedział na początku. Trzasnął przełącznik. — Jak widzicie, ekran jest czysty. Zapytacie więc, z jakiego powodu ogłosiłem alarm radarowy? Otóż radar prawdopodobnie wkrótce zamelduje nam obecność roju meteorytów.
— To znaczy, ze przez najbliższe dwanaście, czternaście godzin nie zbraknie nam roboty — szepnął Paro Bacos do ucha stojącemu koło niego Oulu Nikerii.
— Przeglądając tabele znanych rojów meteorytów profesor Mirsanow stwierdził, że dziś w południe powinien wlecieć w zasięg naszej flotylli rój meteorytów — kontynuował Kerulen. — Chodzi tu o rój PRKG 763 (F 12). Kontrola wykazała, że nasz statek znajduje, się najbliżej roju. Meteoryty te zostały przed mniej więcej siedemdziesięcioma laty zarejestrowane i skatalogowane przez rakietę badawczą, bez załogi i znane są tylko elementy toru ich lotu.
Odszukamy zatem te meteoryty, polecimy w ich kierunku i zniszczymy je. Nakazuję wzmocnienie pogotowia dla centralnej sterowni z czterech do sześciu ludzi, z tym że poszczególne szóstki powinny od tej chwili zmieniać się co godzinę. Przy zwalczaniu przeciwnika będziemy mieli stale mnóstwo drobnych prac. Konieczna jest do tego dobrze wypoczęta załoga tu, w centralnej sterowni.