Statek leciał w odległości około trzystu dwudziestu kilometrów za rojem. W ten sposób można było uzyskać dokładny obraz całego pola.
Kerulen wydał stacji grawitacyjnej polecenie unieruchomienia agregatów na najbliższe godziny. Energia reaktora grawitacyjnego jak i siła wszystkich pozostałych urządzeń wytwarzania energii wraz z reaktora napędowymi będą potrzebne dla helikonu.
— Uwaga, uwaga! Komunikat dla całej załogi. Rozpoczynamy niszczenie roju meteorytów PRKG 763J (F12). Pole grawitacyjne statku zanika. Proszę natychmiast włożyć buty przyczepne z magnetyczną podeszwą. Powtarzam: pole grawitacyjne zanika, Włożyć; przyczepne buty. Koniec.
Kosmonauci w centralnej sterowni pozapinali pasy bezpieczeństwa, każdy na swoim posterunku pracy. Paro Bacos rozpoczął działanie. Włączył miotacz promieni. Najpierw zatoczył widzialną wiązką promieni wielkie koło daleko poza polem meteorytów, po czynią zaczął je powoli zacieśniać. Gdy osiągnął zewnętrznej granice pola, zaczął się wokół roju tworzyć matowy pierścień gazów świecących ciemną czerwienią, który powstał w wyniku spalania się trafionych i zniszczonych meteorytów i cząstek. Krąg świecących gazów zacieśniał się coraz bardziej, a siła świetlna ciemnoczerwonego blasku stale wzrastała.
Oulu pracował przy mózgu elektronowym, obliczając wciąż nowe dane dla helikonu. Go dziesięć minut wręczał Paro Bacosowi nową mapkę celowniczą. Mirsanow czuwał nad pracą reaktorów. Franken był w stałym kontakcie radiowym z rakietą rozpoznawczą, a Kerulen kontrolował lot statku kosmicznego który powinien niezmiennie pozostawać za rojem.
Gdy tylko wiązka promieni helikonu trafiała w cel, małe meteoryty wyparowywały pod wpływem wysokich temperatur. Od czasu do czasu rozżarzała się w ciemnoczerwonym pierścieniu jaśniejsza iskra, znak, że trafiono meteoryt wielkości gołębiego jaja. Im ciaśniejsze koło zataczał miotacz promieni wokół roju, tym częściej rozżarzały się trafione kamyki. Powoli helikon zaczął wytwarzać tryskający iskrami fajerwerk.
Przez cały czas, gdy wskutek wyłączenia pola grawitacyjnego na statku panował stan nieważkości, Sagitta krążyła po rakiecie. Poruszanie się w przyczepnych butach z magnetycznymi podeszwami było bardzo utrudnione. Ale zadaniem lekarki była w tej sytuacji ciągła dbałość o zdrowie załogi, gdyż przy trwającym przez dłuższy czas stanie nieważkości zdarzały się zakłócenia funkcjonalne w organizmie ludzkim. Za każdym razem gdy Sagitta, krążąc po statku, trafiała do centralnej sterowni, wypoczywała tu chwilę, spokojna, że wszyscy kosmonauci czują się dobrze. Przy okazji obserwowała przebieg niszczenia roju. Telewizyjny obraz coraz bardzie zacieśniającego się pierścienia żarzących się ciemną czerwienią gazów sprawiał na niej wrażenie, jak gdyby statek kosmiczny leciał z godziny na godzinę coraz ciaśniejszym tunelem, którego ściany płoną jak rozpalone żelazo.
Gdy po mniej więcej czterech godzinach płomienny wieniec zacieśnił się do siedemdziesięciu kilometrów, kontrola radaru wykazała, że helikon nie potrafi już, przeniknąć przez coraz gęstszą zasłonę meteorytów aż do czoła roju. Kerulen zbliżył statek do roju. Dystans zmniejszył się z trzystu dwudziestu do stu trzydziestu kilometrów, przez co oczywiście wzrosła siła miotacza promieni.
Kioto Yokohata, który po raz drugi wraz z nawigatorem wystartował w Kosmos, by przeprowadzić kontrolę radarową od drugiej strony roju, zameldował, że skupisko meteorytów zaczyna zmieniać kształt przyjmując formę grzyba. Nóżka grzyba wycelowana jest w statek, a kapelusz, lecący przodem, zaczyna się rozpadać.
Paro Bacos jeszcze raz powiększył krąg helikonu wokół meteorytów do średnicy stu pięćdziesięciu kilometrów. Po dalszych dwóch godzinach kapelusz grzyba był już ograniczony tylko do siedemdziesięciu kilometrów. Pole meteorytów przyjęło więc jak gdyby kształt długiego, grubego robaka.
Dowódca Kerulen zdecydował się tak uformować rój, by helikon zyskał większy teren ataku, co pozwoliłoby prędzej zniszczyć resztę meteorytów. Przez radio wydał rakiecie „Koliber” rozkaz rzucenia na drogę roju bomby z plutonu. Po kilku minutach, w odległości mniej więcej tysiąca kilometrów przed statkiem, rozbłysła eksplozja nuklearna. Gazy eksplozji szybko rozprzestrzeniły się na wszystkie strony. Lot meteorytów na przedzie został gwałtownie zahamowany, natomiast tylne cząstki roju niemal nie zmniejszyły szybkości, ponieważ chmura gazowa bardzo prędko traciła gęstość i nie stawiała im większego oporu. Meteoryty z końca roju leciały więc szybciej niż te z czoła. Dzięki temu rój skrócił się i zaczął się coraz bardziej rozszerzać. Teraz już siła helikonu wystarczyła, by przezeń przeniknąć.
Wkrótce miało nastąpić ostateczne zniszczenie roju. Miotacz promieni pracował pełną parą. Płomienny tunel, przez który, jak się wydawało, leciał statek, wyraźnie się zacieśnił. Po upływie kolejnej godziny jego średnica wynosiła już tylko dwadzieścia kilometrów, a jeszcze godzinę później — tylko dziesięć.
Potem nadeszła chwila, kiedy spłonął ostatni meteoryt. Potężna wiązka promieni uderzyła w pustkę. Paro Bacos daremnie obmacywał przestrzeń w poszukiwaniu resztek roju. Również urządzenia radarowe potwierdziły, że nie ma już żadnych meteorytów. Nawet gęstość cząsteczek spadła na pewien czas do zera.
PRKG 763 (F12) przestał istnieć. Od tej chwili przed symbolami roju w katalogu znajdzie się zamiast ostrzegawczego czerwonego plusa — czarny minus. Kosmonauci będą mieli o jednego wroga mniej. ŁA-408 mógł wracać na pięćset dwudziesty krąg słoneczny.
Kerulen przekazał tylko krótkie sprawozdanie przez radio pokładowe:
— Uwaga, uwaga! Likwidacja pola meteorytów została zakończona. Zarejestrowano trzysta siedemdziesiąt sześć zniszczonych meteorytów. Liczbę małych, wielkości ziarenek piasku, należy ocenić na tysiące. Uwaga! Włączamy pole grawitacyjne! Siła ciążenia wraca. Koniec. Od chwili odkrycia roju minęło czternaście godzin. Wedle ziemskiego czasu było już sporo po północy. Mimo tego długiego dnia pracy wśród astronautów panował znakomity nastrój. Dzięki wysokiej liczbie zestrzeleń rozpromienione były wszystkie, nawet najbardziej zmęczone oblicza.
Sztuczne pole grawitacyjne powoli wracało. Astronauci zdjęli skafandry i przyczepne buciory. Rzucano jeszcze ostatnie badawcze spojrzenia na skale, zegary i instrumenty, po czym opuszczano stanowiska. Wszyscy byli zmęczeni i głodni. Pierwsza wielka bitwa w międzygwiezdnej przestrzeni zakończyła się sukcesem.
5. Eksperyment we Wszechświecie
Na nowym kursie * Obca audycja radiowa * Rada Sagitty * Płyta skalna w Kosmosie * Pułapka na antycząstki.
Już od dwóch miesięcy statek kosmiczny ŁA-408 podążał śladem niebezpiecznych asteroidów i meteorytów. Nie skończyło się na pierwszych sukcesach, na „maczudze” i roju PRKG. Od tego czasu myśliwcy przestrzeni parokrotnie wyśledzili i zniszczyli meteoryty. Dalekosiężne macki radarowe statku niezmordowanie obszukiwały zakole Kosmosu, dzięki czemu astronauci o wiele częściej napotykali meteoryty, niż się to zdarzało badaczom innych rakiet. Bo ostatecznie zadaniem mężczyzn i kobiet z ŁA-408 było właśnie szukanie takich spotkań po to, by systematycznie zmniejszać niebezpieczeństwo meteorytów w przestrzeni międzyplanetarnej.
Znacznie trudniejsze były poszukiwania asteroidów. A przecie — jak sama nazwa wskazywała — głównym zadaniem łowców asteroidów było wyszukiwanie tych właśnie jeszcze nie odkrytych ciał i — o ile były zbyt wielkie, by można je było zniszczyć — wyposażanie ich w radiolatarnie ostrzegawcze.