Przy ostatnim zdaniu meldunku Bacos zdumiał się: analiza widmowa zniszczonego meteorytu wykazywała ślady transuranu plutonium.
— Transuran plutonium? — mruknął fizyk atomowy z niedowierzaniem. — Chyba się przesłyszał. To przecież niemożliwe. Czegoś takiego po prostu nie ma. Musiał to być poważny błąd obserwatora. Transurany to pierwiastki, które w przyrodzie niemal nie występują, są tylko sztucznie wytwarzane w laboratoriach na Ziemi. Fizycy atomowi przechytrzyli naturę i stworzyli pewne nowe pierwiastki, wedle własnej woli. Nazwano te nowe pierwiastki transuranami, dlatego że w tabeli układu okresowego pierwiastków umieszczone były odpowiednio do swego ciężaru atomowego po ostatnim naturalnym pierwiastku, uranie.
Jeszcze przez chwilę Paro Bacos siedział bezczynnie, zastanawiając się nad pochodzeniem transuranu w zniszczonym meteorycie. Mógł się tam dostać jedynie w jakiś zagadkowy sposób z Ziemi. I to tylko z reaktora statku kosmicznego.
Zastanawiając się mechanicznie kręcił gałkami aparatu radiowego i aż podskoczył, gdy nagle z głośnika rozległo się:
— Tu Mars, tu Mars! Baza do rakiety wiodącej 401! Baza do rakiety wiodącej 401!
Włączył się w radiotelegram bazy do rakiety wiodącej. Przyciszył radio i słuchał. Baza nie czekała na potwierdzenie odbioru, lecz po krótkiej przerwie zaczęła nadawać. Fale radiowe, które zameldowały gotowość odbioru rakiety wiodącej, dotarłyby dopiero po piętnastu minutach do oddalonego o dwieście siedemdziesiąt milionów kilometrów Marsa.
Telegram brzmiał: „SZŁA do astrodowódcy. Do terenu operacyjnego waszej flotylli zbliża się asteroid Adonis. Według dotychczasowego toru lotu za trzy dni przetnie zasięg waszej wczorajszej pozycji. Automatyczna stacja kosmiczna RX 632 zarejestrowała przed paru tygodniami przy spotkaniu z tym asteroidem brak działania radiolatarni ostrzegawczej. Proszę oddelegować kogoś z ŁA do usunięcia uszkodzenia”.
To był koniec telegramu, dołączono jedynie aktualne współrzędne astronomiczne asteroidu Adonisa i jego elementy toru.
Bacos wyłączył aparat. Taki radiotelegram nie był niczym nadzwyczajnym. Prawdopodobnie latarnia ostrzegawcza została zniszczona przez starcie z meteorytem. W każdym razie jeden ze statków w najbliższym czasie otrzyma od dowódcy flotylli odpowiednie polecenie.
Węgier spojrzał na zegar; za dziesięć minut koniec dyżuru. Miała go zastąpić lekarka Sagitta. — Włączył również wielki ekran i zrobił ostatni przegląd aparatury w sterowni. Wszystko było w porządku, tylko skład automatycznie regenerowanego powietrza w statku wykazywał o jeden procent za dużo tlenu. Ale nie był to powód do niepokoju.
Mimo to Bacos zmienił ustawienie przy zdalnymi sterowaniu regeneratorów, tak by zawartość tlenu nie mogła wzrastać.
Za pięć czwarta wszedł do sterowni Afrykanin Oulu Nikeria. Nie było w tym nic dziwnego, ponieważ wszyscy na statku wiedzieli już, że od czasu festynu z ery kamiennej nie tylko Filitra i Henry, lecz również Sagitta i Oulu zaprzyjaźnili się bliżej.
Popatrz. — pomyślał Paro Bacos — nawet tutaj, z dala od ojczystej planety, pośrodku wieczystej nocy, zimna, milczenia i bezbrzeżnej pustki, miłość nie ginie. Nawet tu może być tym czymś największym i najpiękniejszym, czym ludzie mogą się nawzajem obdarzyć. Bacosa cieszyła skłonność tych dwojga ku sobie. Nie widział nic złego w tym, że Oulu chce pomóc lekarce w czasie jej dyżuru w sterowni.
Podszedł do niego Nikeria.
— Chciałbym sprawić przyjemność Sagitcie i wraz z nią objąć dyżur — powiedział. — Co prawda nie potrzebuje mojej pomocy, daje sobie sama radę z zadaniami kontrolnymi, ale…
Bacos skinął głową, przerywając tłumaczenia.
— Sagitta na pewno bardzo się ucieszy. Nocne dyżury w sterowni wpływają bardzo źle na człowieka, który jest sam.
Punktualnie o czwartej zjawiła się Sagitta. Była zaskoczona ujrzawszy Oulu. Oczy jej rozbłysły radośnie. Nie spodziewała się, że będzie tu na nią czekał, by odbyć z nią dyżur. Nie przyszło jej też na myśl, że Oulu mógłby tu znaleźć się z innego powodu. Uczucie podpowiedziało jej bezbłędnie: Oulu przyszedł tu ze względu na nią. Podeszła do mężczyzn i zatrzymała się niezdecydowanie. Cieszyła się, ale była zażenowana. Paro Bacos pomógł przezwyciężyć niezręczną sytuację, przekazując Sagitcie przepisowo dyżur w sterowni. Zakomunikował jej też w paru słowach o wydarzeniach ostatnich czterech godzin, to jest o drobnym uszkodzeniu formiaksu i zagadkowej sprawie z trans — uranem. O radiotelegramie bazy do rakiety wiodącej, jak sądził, nie warto było wspominać.
Właśnie miał zamiar pożegnać się i iść, kiedy zabrzęczał automat radiowy. Oznaczało to, że ktoś wywołuje statek. Sagitta szybko podeszła do aparatury.
— Tu ŁA-408 na pozycji ekliptyki pięćset dwudziestej łamane przez tysiąc czterysta dwadzieścia. Zielone światło. 408 gotów do odbioru — zameldowała.
Czekali chwilę we trójkę. Po jakichś dwóch minutach fale wywołującego znów dotarły do statku.
— Tu rakieta wiodąca ŁA-401 na pozycji ekliptyki pięćset łamane przez tysiąc czterysta dziewiętnaście. Dowódca flotylli do waszego dowódcy: Zastopować statek i przeprowadzić na powrót na pozycję ekliptyki pięćset dwadzieścia łamane przez tysiąc czterysta trzynaście. Tam…
Tu słowa uległy zniekształceniu i wreszcie zamieniły się w szum i trzaski. Gdy potem trójka przy aparaturze znów zaczęła wyraźniej odbierać radiotelegram usłyszeli jedynie kilka współrzędnych astronomicznych i dane o elementach toru ciała kosmicznego.
Również dalekopis, odbierający i notujący nadania radiowe, wykazywał zniekształcenia w tekście. — Halo, rakieta wiodąca, radiotelegram częściowo zniekształcony! Proszę powtórzyć — zawołała parokrotnie do mikrofonu Sagitta.
Oulu przeliczył w myśli, że prośba o powtórzenie przebędzie dwadzieścia milionów kilometrów dzielące ich statek od rakiety wiodącej w ciągu sześćdziesięciu sześciu sekund. Ponieważ powtórzenie telegramu będzie wymagało następnych sześćdziesięciu sześciu sekund na dotarcie do ŁA-408, to najwcześniej za dwie minuty i dwanaście sekund będą mieli następny odbiór.
Należałoby właściwie już teraz poinformować Kerulena — pomyślał Oulu i spojrzał na Sagittę.
Lekarce zaświtało to samo, lecz jeszcze się wahała. Czy nie należy poinformować dowódcy dopiero wtedy, kiedy radiotelegram będzie kompletny? — zastanowiła się. Spojrzawszy jednak na Oulu podjęła decyzję.
Nachyliła się nad telefonem wewnętrznym i nakręciła numer Kerulena. Gdy się zgłosił, zakomunikowała mu, że przed chwilą przyjęła zniekształconą depeszę, która w nielicznych wyraźnych fragmentach zawiera rozkaz natychmiastowego powrotu.
— Zażądałam powtórzenia telegramu — dodała.
— Przychodzę natychmiast — odpowiedział Kerulen.
Oulu zasiadł przy klawiaturze mózgu elektronowego. Ponieważ było jasne, że „ŁA-408 musi zahamować i polecieć z powrotem swoją orbitą, zaczął wyliczać najkorzystniejsze dane do przeprowadzenia odpowiednich manewrów. Najbardziej skomplikowane było tak zwane obliczenie punktu zero. W warunkach kosmicznych było bowiem niemożliwe skierowanie «statku wielkim łukiem w odwrotnym kierunku. Należało go zahamować tak, aby jego prędkość w kierunku stycznym do orbity wokółsłonecznej była równa zeru, odwrócić dziobem w pożądanym kierunku i ponownie zastosować przyśpieszenie. Trzeba było przy tym uwzględnić fakt, że statek kosmiczny przy hamowaniu coraz bardziej schodzi ze swej „orbity i w chwili, gdy prędkość równa się zeru, zaczyna spadać na Słońce. Upadek ten trzeba zahamować. Dopiero po ponownym przyspieszeniu w nowym kierunku lotu można było powoli wyrównać odchylenia od orbity, spowodowane przez hamowanie.