— Hej, wy, kangury! — zawołał potem do mikrofonu — co słychać? Czy nie możecie znaleźć nadajnika? Może włączyć wam reflektor?
— Dziękuję nie — odpowiedział Rai — zaraz będziemy na miejscu.
Nagle rakieta lekko zachwiała się. Pilot wprawdzie niczego nie odczuł, lecz waga równoważni na tablicy przyrządów zareagowała, odpowiadając na ledwo wyczuwalne pole grawitacyjne planetoidy i wskazując na pochylenie rakiety o kilka stopni. Czyżby rakieta miała się przewrócić lub go gorsza stoczyć? — zastanawiał się Yokohata.
Ale nic więcej się nie stało. Prawdopodobnie usunął się nieco porowaty głaz pod jedną z nóg rakiety albo też jeden z kolegów poruszył się zbyt gwałtownie, co spowodowało napięcie liny bezpieczeństwa.
Kioto rozejrzał się za latarkami towarzyszy, ale światło zniknęło.
— Halo, Rai, czyżbyście dotarli wreszcie do celu? — zapytał uśmiechając się — zrobiliście ogromny radosny skok, o mało co mnie nie przewróciliście.
— Ojej — usłyszał zamiast odpowiedzi głos Raipura. Zabrzmiało w nim zdumienie i jakby lęk.
— Co się stało, chłopcy? — zawołał Kioto zaniepokojony.
Nie otrzymał odpowiedzi.
— To przecież nieprawdopodobne — usłyszał za to po chwili słowa montera, skierowane do Raipura.
Nagle Kiota opanowało nieprzyjemne uczucie, wesołość ulotniła się. Musieli tam w stożku odkryć coś nadzwyczajnego.
— Halo, Rai! Halo, Rai! Co się stało? O co chodzi? Potrzebujecie pomocy?
— Bądźże cicho tam w kabinie — usłyszał szorstką odpowiedź. Ale po chwili Rai uspokoił się: — Nie, dziękuję. Pomoc niepotrzebna. Tu w stożku już nić się nie da zrobić.
— Nie przypuszczałem, że nasz zwiad będzie tak krótki i bezowocny — usłyszał Kioto pomruk montera.
Również na statku kosmicznym usłyszano dziwną rozmowę zwiadowców. Siedzący przed wielkim ekranem Mirsanow i Kerulen popatrzyli na siebie pytająco. Ale w tej chwili rozległ się głos Raipura, znów głośno i wyraźnie. Zapewne wyrobił już sobie pewien pogląd.
— Halo, ŁA-408, halo, statek! Będziemy mieli wiele roboty. Tu w stożku jest nieopisany bałagan, trzeba I będzie zbudować nowy nadajnik. Poważna część urządzeń tranzystorowych i półprzewodnikowych jest zniszczona. Przez krótki czas musiało tu wewnątrz panować wysokie ciśnienie i wielka temperatura. Prawdopodobnie jakiś meteoryt trafił w nadajnik. Meteoryt, może wielkości wiśni, przebił ścianę stożka i pękł wewnątrz. Wszystko zostało zniszczone.
Kerulen polecił zwiadowcom przerwać dalsze badanie nadajnika i znaleźć odpowiednie miejsce na ustawienie drugiej pułapki Mirsanowa.
Na statku rozpoczęła się gorączkowa robota. Ze składów powyciągano i przygotowano całkowite wyposażenie nowej radiolatarni oraz materiał na pułapkę i przeniesiono to do komory śluzowej. Kerulen i nawigator opracowali plan, gwarantujący ciągłość robót. Do prac budowlanych zamierzano zaangażować wszystkich członków załogi, również naukowców; każdy miał temu zadaniu poświęcić trochę czasu.
Przygotowania jeszcze nie były zakończone, gdy rakieta rozpoznawcza z trójką zwiadowców wróciła na; statek, proponując dowódcy kilka miejsc odpowiednich; do ustawienia pułapki. Po natychmiastowej naradzie z naukowcami ustalono właściwe miejsce.
Teraz można było rozpocząć prace nad budową latarni i pułapki. Między statkiem a asteroidem zaczęła się ożywiona komunikacja. Bez przerwy startowały rakietki jednoosobowe i rakieta rozpoznawcza, przewożąc asteroid materiały budowlane i narzędzia.
7. Rakieta V
Obcy statek kosmiczny * Próbny lot * Narada astronautów.
W kilka godzin po rozpoczęciu budowy wydarzyło się coś niesamowitego. — Prace nad niemal ukończoną radiolatarnią ostrzegawczą i na wpół gotowym lejem drugiej pułapki antycząstek na asteroidzie Adonis musiały zostać przerwane.
W centralnej sterowni objął służbę Norbert Franken. Tylko część załogi przebywała w statku kosmicznym, pozostali byli zatrudnieni na asteroidzie przy pracach transportowych i montażowych lub badaniach naukowych.
W centralnej sterowni siedziała wraz z Frankenem Sagitta. Wiedziała, że Oulu jest na asteroidzie, i obserwowała teraz na wielkim ekranie wydarzenia na płacił budowy. Poprzednio Sagitta wyprawiała się wraz z Oulu na planetoidę, byli razem zatrudnieni przy pracach budowlanych.
Ale dziś, przed paru godzinami, wydarzył się jednemu z monterów nieszczęśliwy wypadek. Jego przyrząd do oddychania został uszkodzony i monter zatruł się tlenem. Obowiązkiem Sagitty było więc pozostać na pokładzie i zaopiekować się pacjentem. Gdy zatrucie minęło i stan montera się poprawił, Sagitta poszła do centralnej sterowni, by obserwować przez chwilę wydarzenia na planetoidzie. Próbowała rozpoznać Oulu. Było to jednak trudne, w ubiorach kosmicznych wszyscy wyglądali jednakowo.
Lej pułapki wznosił się już na Adonisie do połowy wysokości. W tej chwili wyładowywano rakietę rozpoznawczą, która dostarczyła urządzenia tranzystorowe dla nowej radiolatarni. Poza tym monterzy byli zatrudnieni przy wznoszeniu trzydziestometrowego masztu, składającego się z poszczególnych krat, utrzymujących lej. Na małym płasko wzgórzu, o osiemset metrów dalej, Mirsanow i kilku innych naukowców zajętych było pomiarami promieniowania kosmicznego.
Wskutek rotacji planetoidy obraz tego skrzętnego trudu niknął co dwadzieścia minut. A tam, na asteroidzie, w nocy i o zmierzchu reflektory nieprzerwanie rzucały jasne światło na teren budowy. Każdego, kto przekraczał krąg światła, połykała ciemność, gdyż brakło atmosfery, która by rozpraszała światło.
Po dwudziestu minutach teren budowy ukazał się znów po stronie zmierzchu asteroidu. Ze statku można było zaobserwować niekształtne, opatulone w kosmiczne skafandry skaczące figurki astronautów.
Nagle ostro zadźwięczał dzwonek alarmowy radaru.
Marszcząc czoło Norbert Franken odwrócił wzrok od wielkiego ekranu. Na ekranie radarowym pulpitu radiowego ukazała się biała plama. Wysuwała się zza asteroidu.
Pranken odczytał taśmę rejestracyjną ekranu radarowego. Wedle wydrukowanych tam danych obiekt — radaru został już raz uchwycony mniej więcej przed godziną, z odległości około osiemnastu tysięcy kilometrów. Potem jednak zniknął za asteroidem i dopiero teraz wynurzył się ponownie. Obserwując czynności na asteroidzie Franken musiał to chyba przeoczyć. Zapis radarowy podawał, że uchwycony przede miot leciał mniej więcej w tym samym kierunku co ŁA-408 i Adonis, zbliżając się do nich z szybkością pięciu kilometrów na sekundę. Dystans wynosił jeszcze cztery tysiące dwieście kilometrów.
Franken był nadal spokojny. Wyliczył, że ciało kosmiczne, przed którym ostrzegał radar, przetnie trasę asteroidu tuż przed nim za czternaście minut.
— Uwaga, grupy robocze! Tu ŁA-408! Za czternaście minut minie nas ciało kosmiczne. Jest to prawdopodobnie duży meteoryt. Chwilowo nie istnieje jeszcze niebezpieczeństwo zderzenia. Mimo to polecam udać się do stożka ochronnego latarni radiowej i pułapki antycząstek. Koniec.
Wszyscy członkowie załogi znajdujący się poza statkiem usłyszeli ostrzeżenie, gdyż każdy skafander wyposażony był w stacyjkę nadawczo — odbiorczą na fale ultrakrótkie. Poza tym komunikat Frankena był transmitowany przez radio pokładowe, tak że usłyszeli go również wszyscy członkowie załogi znajdujący się w statku.
Na wielkim ekranie było widać, jak kilka postaci na asteroidzie rusza w kierunku stożka ochronnego. Również monterzy, pracujący nad ustawieniem masztów na górze, spłynęli w dół. Inni jednak nadal wykonywali swą robotę.
Sagita, na ogół niebojaźliwa, nie potrafiła się obronić przed trwożnym uczuciem. Może wynikało to stąd, że wiedziała, iż Ouli jest na asteroidzie. Tam na zewnątrz spotkanie z meteorytem było o wiele groźniejsze niż w statku. Również ewentualne zniszczenie meteorytu za pomocą promieni helikonu czy wystrzału atomowego mogło mieć dla grup pracujących na Adonisie niemiłe skutki uboczne.