Trzykrotnie alarmujący głos syreny wznosił się i opadał, po czym przeszedł w specyficzny dźwięk ciągły. Była to kombinacja dźwięków, zestawiona na podstawie doświadczeń psychologicznych. Budziła ona potrzebę działania, zdecydowanie, gotowość do czynu.
Nagle głos syreny urwał się.
— Astronauci! — zabrzmiało spokojnie przez głośniki statku kosmicznego i w hełmofonach. — Tu mówi Franken. Nadlatuje obcy statek kosmiczny nie znanego pochodzenia. Nie odpowiada na nasze sygnały. Nie wiemy, czy przeleci obok nas, czy też przedsięweźmie działania przeciw nam. Obca rakieta ma kształt litery V. Za dwie minuty znajdzie się na naszej wysokości. Pozostańcie na Adonisie! Nie startujcie! Przekazuję głos dowódcy,
W czasie gdy radiotechnik ostrzegał towarzyszy przed niebezpieczeństwem i informował ich o rodzaju grożącego nieszczęścia, Axel Kerulen wydawał półgłosem polecenia ludziom w kabinie sterowniczej. Słowa; Frankena, skierowane do kolegów na Adonisie, jasno uświadomiły wszystkim, co się dzieje. Mężczyźni zajęli miejsca przed pulpitami kierowniczymi.
W obliczu niebezpieczeństwa nie można było powierzyć tych manewrów automatycznemu astropilotowi. Gdyby w obcej rakiecie rzeczywiście miały znajdować się istoty myślące z innego Systemu Słonecznego, pilotron mógłby, błędnie tłumacząc nie znane okoliczności, wyrządzić największe zło. Mimo błyskawicznie działających systemów elektronicznych mógł w takim wypadku zawieść. Brakowało, mu, jak wszelkim maszynom, twórczego namysłu, właściwego tylko rozumnej istocie, jaką jest człowiek. Nie przemyślane działanie mogło odsunąć na tysiąclecia wyśnione przez ludzkość od wieków spotkanie z innymi istotami obdarzonymi rozsądkiem, pochodzącymi z dalekich światów.
Gdy Franken skończył swój przekaz, Kerulen udzielił wskazówek również grupom zatrudnionym na Adonisie:
— Towarzysze! Najbliższe minuty są pełne niepewności. Musimy być gotowi na wszystko. Gdyby nasz statek został zniszczony, musicie szukać pomocy w nowej radiolatarni ostrzegawczej. Rozkazuję zatem: prace przy zakończeniu montażu radiolatarni kontynuować mimo niebezpieczeństwa z największym pośpiechem. Ogłaszam tymczasowy zakaz startu małej rakiety rozpoznawczej i wszystkich rakiet jednoosobowych. Koniec.
Kerulen musiał przerwać. Każda sekunda była droga. Miał jeszcze wiele do powiedzenia ludziom na Adonisie. Ale okoliczności na to nie pozwalały.
Musiał jeszcze stoczyć krótką, lecz ciężką walkę z sobą samym. Szalały w nim najbardziej sprzeczne myśli. Czy wolno mu — gdyby statek bądź koledzy na Adonisie zostali zaatakowani — posłużyć się helikonem, miotaczem promieni? Czy było w ogóle do pomyślenia, by istoty, które jak się wydawało, Jeszcze lepiej niż ludzie opanowały loty kosmiczne, rozpoczęły wrogie działanie?
Kerulen zdecydował się. Jeżeli tamci zaatakują, ma prawo się bronić.
Paro Bacos, fizyk jądrowy, otrzymał polecenie zastąpienia Frankena przy pulpicie radiowym i radarowym i kontynuowania prób nawiązania łączności. Franken natomiast dostał rozkaz zajęcia miejsca przy pulpicie zwalczania meteorytów, to jest na helikonie. Był to niezwykły podział zadań. Normalnie powinno być na odwrót.
Kerulen sądził jednak, że Franken będzie odpowiedniejszym dyspozytorem broni, dlatego że tak nadzwyczajnie spisał się w ostatnich minutach i że wiedział więcej o obcym pojeździe kosmicznym niż wszyscy pozostali. Tak więc Franken z pewnością lepiej niż ktokolwiek inny oceni zachowanie i ewentualne działanie obcych. Stanowiło to gwarancję, że miotacz promieni, z jego straszliwą potęgą zostanie użyty tylko w ostateczności. Dowódca nie przypuszczał, że o wiele bliższy prawdy niż Franken był Paro Bacos.
Niesamowity pojazd V był już bardzo blisko. Nadlatywał z nie zmienioną szybkością. Za chwilę przetnie drogę asteroidu tuż przed nim. Czy przeleci obok, czy też coś się stanie?
W tych decydujących sekundach nikt nie zwracał uwagi na Paro Bacosa. Jakby powodowany nieodpartym impulsem, fizyk atomowy nacisnął klawisz. Z jednej z anten kierunkowych popłynął krótki, mocny impuls w kierunku obcego pojazdu. Był to jeden z samoczynnych impulsów, za pomocą których pilotrony wszystkich rakiet dają mechanizmom napędowym rozkaz działania.
Wszystkim w pomieszczeniu sterowniczym i na Adonisie zamarło w tej chwili serce z przerażenia.
Z ramienia rakiety V, wskazującego kierunek lotu, trysnął oślepiający blask wybuchu atomowego, działającego jak hamulec. Stało się to w momencie, gdy pojazd znalazł się w punkcie przecięcia torów. Zagadkowa rakieta natychmiast wpadła w tor podobny do toru asteroidu. Nagle zgasły stosy atomowe. Rakieta V leciała blisko w odległości tylko kilku kilometrów przed asteroidem.
Franken zacisnął oczy. Od tej chwili nie tracił ku V z radarowego wizjera helikonu. Teraz, gdy dali znak życia, należało być czujnym. Trzymał pale na spuście. Kto będzie szybszy i pierwszy wystrzel niszczące promienie, pozostanie przy życiu — w ogól pozostanie — myślał. Potem przeraził się: co, niszczyć życie? Norbert! — wyrzucał sobie. Zdjął palec ze spustu. Jeśli zniszczę obcych, nigdy nie dowie się, czy wysyłali sygnały, czy to oni są sprawcami zmian częstotliwości. A jeśli obcy są pozbawieni skrupułów, to co wtedy? Przez moje wahania możemy my wszyscy, kosmonauci z ŁA-408, stracić życie! Znów jego palce zbliżyły się do spustu. Jedna myśl goniła drugą.
Mózg Kerulena pracował intensywnie. Teraz już nie było wątpliwości — to odwiedziny z jakiegoś odłegłeg świata. Czy istoty te są dobroduszne, czy też złośliwe?
ŁA-408 musi odwrócić uwagę statku V od bezbronnych towarzyszy pozostających na asteroidzie, bezwzględnie zainteresować sobą dziwnych gości. Ale jak tego dokonać?
Dowódca postanowił przede wszystkim poinformować towarzyszy na Adonisie. Potem zamierzał porozumieć się z dowódcą flotylli i wreszcie z SZŁA na Marsie. Najwyższa pora! Pośpieszył do pulpitu radiowego i radarowego.
— Koledzy! Obcy statek kosmiczny zahamował lot. Leci przed asteroidem. Strzeżcie się nie przemyślanych akcji. Nie zwracajcie na siebie uwagi obcych. Natychmiast przerwać roboty przy latarni radiowej i leju pułapki. Opuścić jak najprędzej stożek ochronny. Prawdopodobnie obcy czują się zagrożeni naszą budową. Może sądzą, że są to międzyplanetarne urządzenia obronne. Małą rakietę rozpoznawczą ukryć w jaskini. Czynność tę wykonać tak, by nie mogła być widziana ze statku V. ŁA-408 będzie usiłował odwrócić ich uwagę. Działajcie z namysłem i bądźcie odważni. Koniec.
Flotylla, która zamierzała spotkać się z ŁA-408 w zasięgu czterysta czterdziestego kręgu słonecznego, powinna była obecnie być oddalona najwyżej o piętnaście milionów kilometrów. Mogła udzielić pomocy i stanowić skuteczną ochronę przeciw obcym, których środki techniczne nie były znane. Należało jednak sądzić, że jeśli chodzi o znajomość praw przyrody, i ich wykorzystanie, obcy wyprzedzają ludzkość. Za czterdzieści godzin flotylla mogła osiągnąć Adonisa.
Axel Kerulen polecił Paro Bacosowi ustanowić łączność radiową z rakietą wiodącą. Zazwyczaj opanowany Węgier był mocno zaniepokojony. Ale dowódca nie przypisywał temu większego znaczenia. To przecież zrozumiałe, że w tak nadzwyczajnych okolicznościach ten czy inny członek załogi okazuje niepokój.
— Tu ŁA-408. Dowódca do astrodowódcy. Nieznany statek kosmiczny w pobliżu nas. Ma kształt litery V. Nie reaguje na nasze próby porozumienia się. Część naszej załogi na Adonisie. Musimy się liczyć z wrogim działaniem. W razie konieczności zastosujemy helikon w celach obronnych. Potrzebujemy waszej pomocy. Spróbujemy ściągnąć grupy robocze pokład. Koniec.
— Proszę teraz o zwrócenie anteny kierunkowe na Marsa. Podwójna moc nadawcza. Wywoływać SZŁA.