Paro Bacos wykonał polecenie dowódcy. Mimo że był już teraz bardziej skupiony, Kerulen zauważył przygnębienie na twarzy Węgra. Chyba gnębi go coś bardziej niż innych — pomyślał.
— 408 wzywa bazę! ŁA-408 wzywa SZŁA. Ukazały się obcy statek kosmiczny. Kształt V. Hamuje przy Adonisie. Tam grupy robocze. Dotychczas statek V pasywny. Próby porozumienia bezskuteczne. Prosimy o instrukcje. Koniec.
Ten krótki radiotelegram osiągnie Marsa po około” piętnastu minutach. Trzeba czekać na odpowiedź co najmniej pół godziny. Do tego czasu Kerulen postanowił jedynie obserwować obcy statek.
Jeśli nawet baza nie będzie mogła od razu odpowiedzieć, to jednak odpowiedź z rakiety powinna; przyjść prędko.
W tej chwili zabrzęczało coś przy pulpicie radiowym i radarowym. Astrodowódca przekazał następujący radiotelegram:
— Rakieta wiodąca do ŁA-408! Kontynuujcie próby porozumienia za pomocą środków radiowych i świetlnych. Nadawajcie wyłącznie proste liczby. W żadnym wypadku nie atakować domniemanego statku V. Zabraniam używania helikonu, nawet przy niebezpieczeństwie meteorytów. Członków załogi z Adonisa usiłujcie brać pojedynczo na pokład. Rozpocznijcie manewr cofający z chwilą, gdy załoga będzie kompletna. Flotylla zawraca i nadlatuje. Spotkanie za czterdzieści dwie godziny. Będziemy potem wspólnie kontynuowali próby porozumienia i badania nad pochodzeniem domniemanej rakiety międzygwiezdnej. Koniec.
Dowódca z trudem pojmował sens radiotelegramu. Z jednej strony doradzają próby porozumienia z nieznajomymi, z drugiej — wątpią, że statek V jest pojazdem kosmicznym z gośćmi z innych światów. Wskazywały na to sformułowania: „domniemany statek V” czy „domniemana rakieta międzygwiezdna”.
Norbert Franken, który dopiero przed paroma minutami zajął miejsce przy helikonie, zablokował bez słowa miotacz promieni i wstał marszcząc czoło.
Paro Bacos zaczął, zgodnie z rozkazem, wysyłać najprostsze znaki liczbowe. Wysoki ton — głęboki ton: jeden równa się jeden. Dwa wysokie tony — dwa niskie tony: dwa równa się dwa.
Tymczasem Sagitta otrzymała polecenie sygnalizowania w rytmie liczbowym za pomocą dwóch mocnych reflektorów, jednego z zielonym, drugiego z czerwonym światłem. Otworzyły się dwie pokrywy pancerne w zewnętrznej powłoce rakiety. Wyjrzały stamtąd reflektory o dwumetrowej średnicy.
Sagitta, rada, że może coś robić, wytrwale wykonywała pracę. Jeżeli rzeczywiście w statku V znajdują się myślące istoty, muszą pojąć świetlne sygnały, a przynajmniej rozpoznać równe sobie istoty myślące. Nieprzerwanie zapalały się reflektory, udzielając wsparcia sygnałom Morsea: raz zielone, raz czerwone, dwa razy zielone, dwa razy czerwone.
Za pomocą fal ultrakrótkich dowódca ponownie zwrócił się do grup roboczych na Adonisie:
— Towarzysze! Astrodowódca rozkazuje przyjąć — bez względu na niebezpieczeństwo — wszystkich członków załogi na pokład. Być może statek V nie dopuści do waszego powrotu. Musimy się przekonać. Jeden z was musi wystartować w rakiecie jednoosobowej. Dla pierwszego ryzyko będzie największe. Ochotnik utoruje drogę wszystkim. Do was należy teraz rozstrzygnięcie. Otrzymamy pomoc. Flotylla nadleci za czterdzieści dwie godziny. ŁA-408 ma rozkaz cofnięcia się od Adonisa do momentu przybycia flotylli oraz ucieczki przed statkiem V z chwilą, gdy wszyscy znajdziecie się na pokładzie. Kto odważy się; wyruszyć jako pierwszy?
Po odebraniu wiadomości ze statku kosmicznego, minie ich wkrótce obca rakieta, Oulu Nikeria spokojnie kontynuował swoją robotę. Transportował poszczególne elementy kraty masztowej z równiny na plac budowy pułapki antycząstek.
Nagle przenikliwe wycie rozdarło ciszę. Pochodziły ono ze słuchawek. Ostry dźwięk narastał i boleśniej wciskał się w bębenki uszne; opadając, działał deprymująco.
Oulu zatrzymał się jak wryty. Na ultrakrótkiej fali usłyszał jęk.
Syrena alarmowa! — pomyślał. Przejął go dreszcz.
Gdy po chwili wycie syreny zamieniło się w wysoki ciągły dźwięk, zmora ustąpiła. Oulu zwyczajnie puścił część masztu, którą akurat niósł. Przedmiot pozostał tam, gdzie był: o metr nad powierzchnią. Dopiero potem zaczął powoli opadać.
Wielkimi łukowatymi skokami Nikeria podążył na równinę. Należało być gotowym do startu i wszelkich czynności, których wykonanie mogła lada chwila zlecić ŁA-408. W grę wchodziło życie ich wszystkich.
Nie dotarł jeszcze do równiny, gdy na fali ultrakrótkiej zaczął mówić Franken. Do świadomości Nikerii dotarły strzępy zdań:
— Obcy statek kosmiczny… milczy… pozostańcie…
A zatem nie startować — pomyślał Oulu. Zatrzymał się w skoku i pozwolił ciału opaść na ziemię. Usiadł nie opodal równiny na odłamku skalnym. Nasłuchiwał uważnie. Teraz mówił dowódca.
Gdy minął pierwszy strach, Oulu w pełni uświadomił sobie niezwykłość chwili: zbliżały się obce istoty w międzygwiezdnym pojeździe kosmicznym. Z trudem potrafił to pojąć. Latarnię radiową należało montować dalej. Liczono się zatem z możliwością zniszczenia własnego statku kosmicznego. Sytuacja była absolutnie niejasna.
Afrykanin szybko ruszył na równinę. Chciał pomóc w wykańczaniu prac przy latarni.
W tym momencie zaskoczyła go noc asteroidalna. Mimo to odbił się z całej siły. Wysokim łukiem wzniósł się i wylądował na równinie. Ten skok przypominał daleki lot skoczka narciarskiego. Mocna latarka oświetlała drogę.
Znienacka w ciemnościach przestworzy rozbłysnął nad asteroidem jaskrawy blask. Niesamowicie wyglądały czarne jak smoła odłamki kamieni.
Nikeria rzucił się do skalnej szczeliny. Jaskrawy blask za chwilę zgasł. To był wybuch atomowy — pomyślał Murzyn. Czy ŁA-408 jeszcze istnieje? Za chwilę rozszerzający się żar eksplozji powinien osiągnąć asteroid.
Jeszcze głębiej wwiercił się Oulu w kamieniste dno skalnej szczeliny. Może to ochroni go przed żarem i promieniowaniem?
Kto kogo zniszczył? Czyżby te obce stworzenia były barbarzyńcami? Nie mógł w to uwierzyć.
— Towarzysze! Koledzy!
Nikeria nie wierzył własnym uszom. To przecież był głos Kerulena. A zatem ŁA-408 jeszcze istnieje.
Odetchnął z ulgą. Ale to, co komunikował Kerulen, wciąż jeszcze stanowiło powód do niepokoju.
— Obcy statek zahamował lot. Leci przed asteroidem…
Aha, więc ten płomień to był tylko odblask dyszy hamującego statku — skonstatował Oulu. Postanowił pobiec teraz do swej jednoosobowej rakiety. Należało ją usunąć z niebezpiecznego — pobliża stożka. Oulu przemykał się w ciemności. Nie ważył się teraz korzystać z latarki, obcy nie powinni zauważyć ludzi na asteroidzie.
Wreszcie w odległości trzech metrów przed sobą zauważył trzymetrowy kontur jednoosobowej rakiety. Jej zarysy były ledwie widoczne na gwiezdnym tle Wszechświata. Murzyn chwycił rakietę — tu na asteroidzie ważyła bardzo niewiele — i przeniósł ją na głowie dalej od równiny. Jeszcze zanim nastąpiła jasna, pochmurna dwudziestominutówka, osiągnął wraz z rakietą przejście między dwoma prostopadłościanami wysokości człowieka, w dostatecznej odległości od stożka nadawczego. W tym przejściu ustawił swój pojazd. Gdy matowe światło słoneczne zabłysło łagodnym blaskiem, Nikeria siedział już dobrze ukryty wraz ze swą rakietą w małej, ciasnej kabinie czekając na dalsze instrukcje. Zastanawiał się: wskazówki, które otrzymał z ŁA-408, były sprzeczne. Czyżby oni potracili tam głowy? Najpierw każą wybudować jak najszybciej radiolatarnię, potem zaprzestać budowy; to ruszyć w stronę stożka nadawczego, to oddalić się od niego możliwie jak najszybciej. Bardzo dziwne.
W radiotelefonii na falach ultrakrótkich, łączącej kosmonautów nie tylko ze statkiem kosmicznym, lecz również między sobą, Oulu słyszał rozmowy.