Выбрать главу

— Halo, Kioto! Dotarłeś do jaskini? — pytał Rai. Elektroinżynier zainstalował się pośrodku równiny w odległości około stu metrów od leja pułapki. Dzień asteroidalny zastał go w tym miejscu. Tkwił tam teraz bez poruszenia, by nie zwracać na siebie uwagi.

— No, jasne. Jestem już od pięciu minut w jaskini. Wcale nie było łatwo dostać się tu w ciemnościach z „Kolibrem”, ale mam nadzieję, że uda mi się również stąd wydostać — odpowiedział pilot.

— Jak to? Czyżby V — istoty stały już przed jaskinią?

— Tak, pobiegli za mną, gdy zobaczyli, że chowa się tu wraz z rakietą.

— Ej, nie wierzę.

— Nie masz, zdaje mi się, ochoty na spotkanie z tymi stworami?

— Odwrotnie, miałbym ochotę przyjrzeć się naszym gościom z bliska. Chyba nie będą zaraz pluli ogniem! — zauważył Rai.

— Kto wie, może uważają cię za jadowitego owada — kpił Kioto.

Rai spojrzał nieufnie w wygwieżdżone niebo. Nagiej poczuł się źle w pustej przestrzeni, zewsząd dobrze widoczny. Dziwnie niemile uderzyło go też, że on i przedmioty wokół niego skąpane były w świetle dziennym, choć niebo było czarne jak noc. A wydawało mu się, że już od dawna przywykł do tej właściwości ciał kosmicznych bez atmosfery, do jednoczesności dnia i nocy po stronie słonecznej asteroidu.

Teraz Oulu usłyszał głos Filitry. Również ona wzywała pilota rakiety rozpoznawczej. Filitra była bez rakiety, przyleciała na Adonisa w rakiecie rozpoznawczej wraz z Kioto Yokohatą. Musiała więc przedostać się do jaskini, by znaleźć się w rakiecie w momencie gdy nastąpi zezwolenie na start.

— Kioto, czy odnajdę cię w tej ciemnej jaskini? zapytała.

— Ależ skądże, to będzie niemożliwe. Jaskinia jest tak ogromna, że urządzam tu nawet pokazy lotnicze. Filitra?

— Tak, Kioto?

— Daj się poznać od razu, gdy zjawisz się u wejścia do jaskini, bo pomyślę, że to jakiś V — człowiek.

— Wcale nie mam ochoty na żarty. Gdybyśmy się przynajmniej mogli prędko dowiedzieć, co się właściwie dzieje.

Filitra kucnęła w szparze skalnej nie opodal odkrytej przez siebie głowy cukru. Rozłożyła przed sobą mapę. Powinna przed następną dwudziestominutową nocą dotrzeć do jaskini. O wiele chętniej odszukałaby teraz Henryego. Ale nie wolno mi, muszę dotrzeć do rakiety rozpoznawczej — przekonywała sama siebie. Usiłowała na podstawie mapy zapamiętać znaki szczególne, które pomogą jej znaleźć drogę do jaskini mimo ciemności. Nie mogła się jednak zorientować na mapie. Była bliska rozpaczy. Gubiła się coraz bardziej.

Gdyby przynajmniej Henry był przy niej! Na pewno zaprowadziłby mnie do jaskini. A w rakiecie rozpoznawczej na pewno czułabym się bezpieczniej niż tutaj — myślała Filitra. — Czy rzeczywiście w pobliżu są obce istoty?

Po kilku minutach Oulu usłyszał cichą rozmowę między Timofiejem Mirsanowem a Henrym Lorcesterem; obaj przykucnęli na skraju równiny. Spostrzegł ich nawet.

Lorcester zapytał:

— Czyżby statek V był tu już przedtem i zniszczył latarnię radiową?

— Nie, na pewno nie — odpowiedział naukowiec po namyśle. — Sądzę, że obdarzone rozsądkiem stworzenia, które potrafią przeskoczyć lata świetlne, nie niszczyłyby bezmyślnie. Gdyby tak było, padłyby już dawno ofiarą siebie samych. Tylko ten, kto żyje pokojowo i pokojowo tworzy, będzie żył wiecznie i przetrwa wieczność. U wszystkich innych każde nowe znanie przyrodnicze prowadzić musi do samozniszczenia. Jeśli na statku V są istoty żywe, nie musimy się niczego obawiać.

— Nie musimy się więc ukrywać przed statkiem! V — to był końcowy wniosek Henryego Lorcestera.

— Zgadza się. Ale powinniśmy być ostrożni, ponieważ stoimy w obliczu czegoś nieznanego, czego reakcje nieumyślne mogą stać się dla nas niebezpieczne. Może ci obcy posiadają infraczerwony zmysł w twarzy. Podczas gdy my, ludzie, spostrzegamy wszelkie; drgania — wszelkie długości fal między 0,0004 i 0,0007 milimetra, między ultrafioletem a infraczerwienią jako światło, stworzenia V mogą być wyposażone w oczy, które spostrzegają tylko dłuższe fale, a zatem promienie infraczerwone, jako światło. Jeżeli więc ten obcy statek kosmiczny bez żadnych złych zamysłów skieruje na nas mocne infraczerwone reflektory, to spłoniemy, bo my odczuwamy światło infraczerwone jako promieniowanie cieplne.

— A ja wciąż nie mogę uwierzyć, że ten obiekt na radarze to międzygwiezdny statek kosmiczny — dodał Mirsanow po pewnym wahaniu.

Henry Lorcester chciał właśnie odpowiedzieć, gdy usłyszał w hełmofonie stłumiony szloch. Czy nie był to głos Filitry?

Zapominając o konieczności zachowania ciszy Henry podskoczył. Ruch był tak gwałtowny, że skok wypadł na wysokość domu.

— Filitro! — zawołał — gdzie jesteś?

— Przy głowach cukru — odpowiedź była cicha i przerywana.

Henry Lorcester rozejrzał się. To tam były głowy cukru. Nieumyślny wysoki skok pozwolił mu się dobrze rozejrzeć. Za pomocą pistoletu odrzutowego Lorcester zaczął się przebijać w kierunku wysokich garbów kamiennych. Po kilku sekundach był na miejscu. Przerwał lot nad płaskowyżem asteroidu. Jego nogi sprężynowały ku dołowi, do chwili aż osiągnął powierzchnię. W ciemności posuwał się ku dziewczynie. Ujrzał jej twarz i oczy pełne łez pod pancernym szkłem hełmofonu. Bezradnym gestem wskazała na mapę.

— Nie mogę znaleźć drogi do jaskini — powiedziała żałośnie.

— Co to jest? — zawołał nagle Rai Raipur — widzę zielone i czerwone sygnały świetlne.

Oulu Nikeria spojrzał w górę, na czarny firmament. Rzeczywiście, i on spostrzegł wyraźnie czerwone i zielone znaki rozbłyskujące rytmicznie.

— Nic nie widzę — powiedział Kioto Yokohata z żartobliwą uciechą.

— Pleciugo! — rzucił Rai niechętnie — wyłaź ze swojej dziury i przyjrzyj się.

— Istota V chyba się obudziła. Przygląda nam się jednym czerwonym i jednym zielonym okiem — usłyszeli znów głos pilota.

— Towarzysze, dowódca rozkazuje przyjąć na pokład wszystkich członków załogi, niezależnie od niebezpieczeństwa — mocny głos przerwał wywody. ŁA-408 dawał nowe informacje. Mówił Kerulen.

Oulu słuchał uważnie. Był czujny. Jedno wryło się w jego świadomość: ktoś musi startować. Ktoś — ja — myślał Oulu. Ja to zrobię. Serce zaczęło mu bić mocno. Ja to zrobię. Ja to zrobię. Ta myśl nie opuszczała go ani na chwilę.

Istoty będące na wysokim poziomie moralnym nie mają instynktu niszczenia — powiedział Mirsanow przed paru chwilami. Inteligentne istoty nie zabijają… inteligentne istoty nie zabijają… Oulu był zdecydowany.

— Czy to ŁA-408 daje kolorowe sygnały świetlne? — zapytał.

— Tak — odpowiedział Kerulen. — To my. Sagitta usiłuje za pomocą zwykłych sygnałów świetlnych nawiązać kontakt ze statkiem V.

— Startuję — powiedział Oulu Nikeria cicho. Wszyscy go usłyszeli.

— Oulu startuje. Oulu odważył się — zamruczał Kerulen.

Sagitta zbladła. Zapomniała włączyć zielony reflektor. Wpatrywała się w ekran.

Widziała, jak z powierzchni asteroidu unosi się jednoosobowa rakieta Oulu, jak powoli osiąga coraz większą wysokość; Jej lot śledziły wszystkie oczy. Rakieta zamieniła się w refleks radarowy, w jasny zarys cienia, który krążąc powoli zbliżał się coraz bardziej. Oulu pozwalał maleńkiej rakiecie wznosić się i opadać. Odchylał się w jedną i drugą stronę. Ale statek V niezmiennie krążył po swoim torze. Nikeria przyśpieszył lat i ponownie zahamował. Na statku V nic się nie ruszało.