Выбрать главу

— Tamci zostawiają Oulu w spokoju — stwierdził Kerulen z ulgą.

W tej chwili coś zabrzęczało przy pulpicie radiowym i radarowym. Zameldowała się baza:

— SZŁA do ŁA-408. Odwołać grupy robocze. Przerwać radiokomunikację. Oczekiwać flotylli. Zbadać statek V. Koniec.

Drugi radiotelegram rozległ się z radiotelefonu:

— SZŁA do wszystkich! — Absolutna cisza radiowa dla przestrzeni kosmicznej w sześcianie ekliptyki czternaście — cztery. Mars powtarza: absolutna cisza radiowa…

Po tych radiotelegramach zapanowało osłupienie. Nikt nie potrafił wytłumaczyć sensu tych poleceń. Tylko Paro Bacos zrozumiał, po co zarządzono ciszę radiową. Ten rozkaz zamienił jego dotychczasowe przypuszczenia w pewność.

Kerulen myślał: w ten sposób został zerwany kontakt z flotyllą. Również wszelkie porozumienie z członkami własnej załogi na Adonisie było tym samym niemożliwe. Co mogło być przyczyną tego polecenia? Absolutna cisza radiowa, dlatego że istnieje niebezpieczeństwo? A czy badanie statku V nie było niebezpieczne?

Sam w obliczu niesamowitej zagadki — myślała Sagitta. A rakieta Oulu tańczy ufnie, jak zabawka.

Zgasł również zielony reflektor.

Oulu poczynał sobie coraz mężniej. Wiódł swą małą rakietę w górę i w dół, w prawo i w lewo. Jeśli już zaryzykował, chciał przynajmniej zbadać gruntownie, jak statek V zareaguje na jego wyzwania. Ale nic się nie zdarzyło. Zaczął próbować rozmaitych skrętów. Nagle zdumiał się. ŁA-408 pokazywał tylko ciągle zielone światło. Czy miało to znaczyć, że powinien najkrótszą i najszybszą drogą osiągnąć ŁA-408? Czemu nie porozumiewano się z nim przez radio? Po chwili zgasło i zielone światło.

— Halo, ŁA-408! Czemu gasicie sygnały świetlne? — Co robi statek V? — Żadnej odpowiedzi. Oulu szybko sprawdził nadajnik. Nastawienie było właściwe. — ŁA-408, dowódca! Czy wy mnie nie słyszycie? Czy — odpowiedzieliście Nie mogę nic zrozumieć. Nie otrzymałem odpowiedzi. — Zielone i czerwone światło rozbłysło ponownie. Teraz już bardzo blisko.

Sagitta przeraziła się, usłyszawszy w radiotelefonie głos Oulu. Prawda, on nie może wiedzieć o nakazie ciszy radiowej. Nagle zauważyła, że zapomniała o sygnałach świetlnych. Gwałtownie znów zaczęła je wysyłać: raz czerwony, raz zielony, dwa razy…

Kerulen był niezdecydowany. Westchnął ciężko. Musiał zawiadomić Oulu i grupy robocze na Adonisie o ciszy radiowej.

— Tu Kerulen. Oulu, czekamy.. Śluza cztery. Halo, grupy robocze! Zniesiony zakaz startu. „Koliber” — natychmiast wznosić się. Bezpośrednio potem kolejne starty rakiet jednoosobowych z równiny. Uwaga, uwaga! Od tej chwili powszechny zakaz korzystania z radia, również radiotelefonu, na fali ultradźwiękowej. Koniec.

Gdy Kerulen podniósł się od mikrofonu, stanął za nim Paro Bacos. Węgier wskazał dowódcy, by zbliżył do niego ucho. Potem zaczął coś szeptać długo i dobitnie. Kerulen spojrzał parokrotnie z boku zdumiony na Bacosa. W pewnej chwili mężczyznom w kabinie sterowniczej wydało się, że usłyszeli szeptem wypowiedziane słowo „transuran”. Twarz Kerulena nieco się rozjaśniła. Zniknął z niej wyraz napięcia. Za to wokół ust ukazał się grymas smutku. Paro Bacos też był nadal bardzo poważny, chociaż widać było, że odczuł ulgę.

Kerulen i Bacos opuścili centralną kabinę sterowniczą i pośpieszyli do śluzy cztery, by przyjąć Oulu Nikerię. Sagitta skoczyła za nimi.

W tym czasie Afrykanin dotarł do łowcy przestworzy. Śluza cztery przyjęła go wraz z jego jednoosobową rakietą. Wydostał się z niej i poszedł do komory przedśluzowej by zdjąć skafander. Właśnie zdejmował hełmofon, gdy weszli dowódca i Bacos. Za nimi wynurzyła się twarz Sagitty.

Kerulen podszedł do niego i objął okutanego jeszcze w skafander Oulu. Bacos mocno potrząsnął mu rękę.

— Brawo, Oulu, twój próbny lot dał nam wszystkim pewność, że powrót grup roboczych nie napotka na przeszkody ze strony statku V — powiedział dowódca.

Wspólnie przeszli do centrali sterowniczej. Zgromadzeni tam mężczyźni wpatrywali się w wielki ekran. W momencie gdy Kerulen, Oulu, Sagitta i Bacos wchodzili, z cienia asteroidu wysuwała się rakieta rozpoznawcza. Potem z dyszy trysnął krótki strumień ognia. Rakieta zyskała na szybkości i zbliżała się do ŁA-408.

Nieco później ukazał się na ekranach kamer telewizyjnych lekko świecący punkcik, również wznoszący się z Adonisa. W krótkich odstępach za tym punkcikiem świetlnym ukazały się następne: drugi, trzeci i czwarty. Zbliżał się cały łańcuszek punkcików świetlnych o matowym blasku, jak gdyby nanizanych na nitkę. Były to startujące kolejno rakiety jednoosobowe. Płynęły wprost na czerwone i zielone sygnały świetlne, za pomocą których ŁA-408 wciąż jeszcze usiłował nawiązać kontakt ze statkiem V.

Kerulen i Mirsanow zwołali zebranie całej załogi. Odbyło się ono w Pomieszczeniu Etyki. Wszyscy, a więc naukowcy i monterzy, którzy wrócili z Adonisa, mieli być jeszcze raz gruntownie poinformowani o wydarzeniach ostatnich dwóch godzin. Poza tym trzeba było się naradzić co do dalszych poczynań i zdecydować, jakie kroki podjąć dla wyjaśnienia sytuacji powstałej w wyniku pojawienia się statku V.

Zebranie odbyło się w pełnym składzie. Astronauci, pozbywszy się niewygodnych skafandrów kosmicznych, rozsiedli się na wyściełanych ławach, w fotelach i na poduszkach, rozłożonych na podłodze. Pełne napięcia oczekiwanie ogarnęło wszystkich. Norbert Franken stał, jak zazwyczaj, z założonymi rękami, oparty o smukłą, białą kolumnę.

Oulu i Sagitta usiedli na wyściełanej ławie w głębi, obok ustawionych tu roślin.

Szepty zamilkły, Kerulen rozpoczął zebranie.

— Astronauci, kosmonauci, towarzysze! Znajdujemy się w niezwykłym i trudnym położeniu. Przed dwiema godzinami radar zarejestrował ciało kosmiczne, szybko zbliżające się i posiadające, ku naszemu zdumieniu, kształt litery V. To orbitujące „V” zahamowało lot w tej chwili, gdy miało przelecieć blisko Adonisa. Przyjęło orbitę asteroidu i zaczęło lecieć tuż” przed nim.

Musimy na obecnym zebraniu postanowić, czy cofniemy się i poczekamy na flotyllę, czy też spróbujemy sami rozwiązać zagadkę, jaką zadał nam statek V. Mamy do wyboru ostrożność bądź energiczne działanie.

Co do pochodzenia „V” istnieją dwa poglądy. Z jednego z nich wynika, że jest to statek planetarny istot z dalekiego Systemu Słonecznego obdarzonych rozsądkiem i myślących naukowo. Jeżeli teza ta jest słuszna, oznaczałoby to, że przeżywamy pamiętne chwile. O ile rzeczywiście spotka nas to szczęście, że jako pierwsi natrafimy na obce istoty, musimy sobie w pełni uświadomić naszą odpowiedzialność i miarę tego wydarzenia.

Ale i drugiej tezy nie można z miejsca odrzucić.

Zakłada ona, że „V” jest zniszczoną wskutek katastrofy, zgniecioną w środku badawczą rakietą kosmiczną Ziemi. W takim wypadku staniemy się spóźnionymi świadkami kosmicznej katastrofy, jaka miała miejsce przed dziesiątkami lat.

Sprawozdawcą pierwszej wersji będzie nasz inżynier-radiowiec Norbert Franken. Sprawozdawcą drugiej wersji jest nasz fizyk atomowy Paro Bacos. Udzielam głosu Norbertowi Frankenowi. Franken wystąpił do przodu. Rozpoczął: — Astronauci! Ludzkość nawiąże prędzej czy później kontakt z wysoce inteligentnymi, żywymi istotami innych światów. Tego jestem pewien. Istnieją miliardy słońc z niezliczonymi planetami, niegościnnymi, surowymi, nieożywionymi i nie nadającymi się do zamieszkania. Ale istnieją również miliony słońc z planetami, które mogą stworzyć warunki życia, i to nawet życia obdarzonego rozsądkiem. Wiele z tych światów jest zapewne piękniejszych i wspanialszych niż nasza Ziemia. W niezbyt odległym czasie powiąże nas z nimi wielki most braterstwa, więzy twórczej myśli.