Podobnie jak ona, i inni członkowie załogi, którzy nie mieli w tym momencie służby, pośpieszyli na powierzone im stanowiska. Słychać było szybkie kroki, jakąś grodź zamknięto z trzaskiem. W kamerze ciśnień świszczał jakiś wentyl.
Filitra Goma zdążyła zaledwie sprawdzić kilka cel, gdy rozległ się głos Kerulena:
— Alarm odwołany! Alarm odwołany! Obiekt radarowy zidentyfikowany jako ŁA-417. Obiektem radarowym jest Łowca Asteroidów 417.
Głęboko odetchnąwszy usiadła na obrotowym stołku. Spojrzała na zegarek. Od chwili ogłoszenia alarmu minęły najwyżej dwie minuty. Kiedyś, na parę dni przed odlotem z Ziemi, Filitra sprawdziła, ile na wypadek alarmu zużyje czasu na dotarcie ze swej kabiny do sekcji chemotechnicznych. Dzięki słupowi, po którym można się było ześliznąć, zajęło jej to siedemnaście sekund, wraz z nałożeniem skafandra. Ten słup to był dobry pomysł. Na całym statku konstruktorzy, rozmieścili takie szyby ze słupami. Windy mogły zawieść — na przykład przy zahamowaniu dopływu energii lub wskutek jakiegoś błędu mechanicznego. Dlatego zbudowano tylko trzy windy.
Gdy pilotron oznajmił przystąpienie do manewru hamującego, Filitra wstała i opuściła sekcję. Korytarzem dotarła do jednej z wind. Chodzenie w czasie hamowania było zbyt męczące. Człowiek czuł się tak, jakby szedł po gęstej niewidocznej papce, leniwie płynącej w kierunku dzioba rakiety.
Wróciwszy do kabiny Filitra zdjęła skafander i siedząc na tapczanie czekała na zakończenie manewru hamującego. Potem sięgnęła po papier i usiadła przy stole. Ręka posuwała się niezbyt szybko, ale równomiernie. Rosła ilość zapisanych wierszy, ale Filitra często robiła przerwy. Ręka odwykła od pisania. Powoli zapełniały się stronica za stronicą.
2. Zmiana warty
Wyrzutnie * Promień prowadzący * ŁA-417, statek kosmiczny młodej generacji * Gościniec * Pożegnanie Henryego Lorcestera.
ŁA-408 wszedł na pięćset dwudziesty krąg słoneczny. Rakieta zmniejszyła szybkość, dostosowując ją do szybkości łańcucha poszukiwań dwudziestu jeden łowców asteroidów. Znajdowali się teraz w pobliżu ŁA-417. Oba pojazdy leciały w odległości tylko czterystu pięćdziesięciu kilometrów jeden od drugiego.
Przy pulpicie radiowym i radarowym było teraz dużo roboty. Norbert Franken wywołał ŁA-417 i dowódcy obydwu statków nawiązali kontakt radiotelefoniczny. Kerulen zameldował gotowość statku i załogi do przejęcia zadań. Dowódcy uzgodnili, że przekazanie funkcji odbędzie się na drugim statku, na ŁA-417.
Od tego momentu przy pulpicie radiowym i radarowym zaczęły się krzyżować meldunki; Norbert Franken był w swoim żywiole. Mimo iż był zaaferowany pracą, wokół ust błąkał mu się stale uśmieszek zadowolenia. Nieprzerwanie wymieniano ważne informacje i obszerne sprawozdania naukowe. ŁA-417 przekazywał swemu następcy nagraną na taśmę relację o przebiegu badań w ciągu ostatnich miesięcy; dane te magazynowane były na ŁA-408 w bibliotekach i archiwach elektronowych. Było to konieczne dla ciągłości prac naukowych po zluzowaniu badaczy z ŁA-417.
Jednym z badaczy-następców był Timofiej Mirsanow, kierownik naukowy rakiety ŁA-408. Jako specjalista od antycząstek postawił sobie za zadanie zbadanie pod tym względem promieniowania kosmicznego. Na Ziemi udało się dotychczas tylko przy olbrzymim przyspieszeniu cząstek stworzyć sztucznie na krótki czas antycząstki i dowieść ich istnienia. Te pojedyncze cząstki o krótkim żywocie — to było oczywiście za mało, by móc nimi dokonać obszerniejszych badań nad nimi.
Dlatego też radziecki uczony Mirsanow postawił sobie za zadanie zdobycie większej ilości antycząstek z Kosmosu. Największą trudność przy urzeczywistnianiu tego projektu stanowiła sprawa przechowywania, transportu i kierowania antycząstkami w zawieszeniu, bez dotyku, za pomocą silnych pól elektromagnetycznych.
Te problemy i kilka innych z nimi związanych Mirsanow miał zamiar rozwiązać wspólnie z młodym angielskim naukowcem Henrym Lorcesterem, który właśnie na tym — polu badań mógł już zanotować spore sukcesy.
Także przy wyrzutni dziobowej i przy małej rakiecie badawczej pracowano bez przerwy. Małą rakietę przygotowywano do startu. Pilot Kioto Yokohata otrzymał polecenie przewiezienia Timofieja Mirsanowa i nawigatora, który sprawował funkcje pierwszego oficera na ŁA-417, celem załatwienia formalności związanych ze zluzowaniem statku. Kerulen jako dowódca był zobowiązany do pozostania na pokładzie. W drodze powrotnej mieli zabrać nowego współpracownika Mirsanowa, Henryego Lorcestera.
Mirsanow, Yokohata i nawigator zabrali ze sobą podarunek dla astronautów drugiego pojazdu. Były to świeże owoce, coś niewątpliwie drogocennego dla załogi ŁA-417. Pojemniki z owocami zostały już załadowane na małą rakietę.
Kosmonautom nie brakło zresztą owoców i warzyw podczas długich lotów, gdyż każdy statek wznosił się z Ziemi lub z bazy na Marsie z pełnymi komorami konserwacyjnymi. Od dawna już umiano utrzymywać środki żywnościowe w stanie nadającym się do spożycia dzięki technice chłodniczej oraz skutecznym metodom konserwacji. Ale nawet przy zastosowaniu najnowszych metod nie potrafiono dotychczas utrzymać przez dłuższy czas właściwego świeżym owocom smaku.
Kioto Yokohata siedział już w fotelu pilota. Cieszył się, że wreszcie ma okazję zrobić małą turę w rakietce. Ledwo mógł się doczekać momentu, gdy rakieta zostanie wystrzelona z wyrzutni w cielsku wielkiego statku kosmicznego, a on poczuje delikatną wibrację termochemicznego silnika na ciekłe paliwo.
Wreszcie zjawili się obaj pasażerowie. Weszli do komory wyrzutni w towarzystwie Kerulena i Oulu Nikerii, obładowanego kwiatami, prawdziwymi, ziemskimi kwiatami. Powoli profesor i nawigator przecisnęli się przez wąski właz małej rakiety. Wyglądali niezdarnie i niezgrabnie w swych grubych skafandrach kosmicznych, które musieli nałożyć ze względów bezpieczeństwa, choć kabina małej rakiety była zabezpieczona przed zewnętrzną próżnią i promieniowaniem. Zanim zamknięto rakietę, Kerulen podał im jeszcze nie wielką kasetkę, zawierającą ręcznie pisane listy od członków załogi — między innymi od Filitry Goma.
Profesor i nawigator zajęli miejsca w fotelach za pilotem. Zapięli pasy bezpieczeństwa i umocowali przezroczyste hełmy kosmiczne na kołnierzach skafandrów. — Przez pancerne szkło dachu kabiny widzieli, jak Kerulen i Nikeria opuszczają komorę wyrzutni. Kerulen raz jeszcze podniósł rękę na pożegnanie, a Oulu z uśmiechem życzył im złamania karku. Słyszeli go — byli połączeni ze światem radiotelefonem. To żartobliwe przesądne życzenie z pradawnych czasów lotnictwa miało odwrócić nieszczęście. Drzwi komory wyrzutni zapadły dokładnie za wychodzącymi. Pompy z sykiem wysysały powietrze z komory wyrzutni. Potem przed małą rakietą szeroko otwarły się wrota śluzy. Z lekkim świstem reszta powietrza wyleciała w Kosmos. Za chwilę nastąpi katapultowanie małej grupki z cielska łowcy asteroidów z przyśpieszeniem 5 „g”. W ciągu kilku sekund ich ciała będą ważyły pięciokrotnie więcej.
Czerwona lampka startowa w kabinie zapłonęła rubinowym blaskiem. Cała trójka przez naciśnięcie guziczka zameldowała gotowość automatowi startu.
Mirsanow zamknął oczy, głęboko odetchnął, po czym wypuścił część powietrza. W tym momencie poczuł mocne uderzenie. Potężna dłoń wcisnęła go w fotel. Nie mógł poruszyć nawet palcem. Głowa w jasnym hełmie leżała na tylnym oparciu fotela jak ujęta cęgami. Mirsanow miał ochotę roześmiać się. Za każdym razem ta sytuacja, wywołana mocnym przyśpieszeniem, rozśmieszała go, choć jednocześnie irytowała go własna bezsilność. Podobnie było z pilotem i nawigatorem. Tak nagle jak chwyciła, potężna dłoń zwolniła ucisk.