— Osiem!
Dern pociągnął kilka gałek na swojej konsoli.
— Siedem!
Ponter zerknął na ambasador Prat; jeśli się denerwowała, dobrze to ukrywała.
— Sześć!
Spojrzał przez ramię na szerokie plecy Adikora. Poprzedniego wieczoru postanowili, że nie będą się żegnali w żaden szczególny sposób. Ani jeden, ani drugi nie chcieli przyjąć do wiadomości tego, że gdyby coś poszło nie tak, Ponter może już nigdy nie wrócić do domu.
— Pięć!
Martwiło go nie tylko to, że być może na zawsze rozstaje się z partnerem. Przed podjęciem decyzji o powtórzeniu tej podróży najbardziej powstrzymywała go myśl o tym, że jego córki straciłyby drugiego rodzica tak wcześnie.
— Cztery!
Mniejszym — ale i tak ważnym — zmartwieniem było to, że w świecie Gliksinów znowu mógł zachorować, choć tym razem doktorzy wzmocnili jego system immunologiczny, a Hak został odpowiednio zmodyfikowany, aby stale monitorować jego krew i wykrywać wszelkie ciała obce.
— Trzy!
Pozostawało jeszcze ryzyko, że Ponter i Tukana mogą okazać się uczuleni na coś po drugiej stronie.
— Dwa!
No i miał pewne obawy co do stabilności portalu, który powstawał dzięki z natury nieprzewidywalnym procesom kwantowym. Jednak…
— Jeden!
Jednak mimo wszystkich potencjalnych problemów i ujemnych stron, powrót do świata Gliksinów miał też pozytywne aspekty…
— Zero!
Ponter i Adikor jednocześnie pociągnęli za gałki paneli kontrolnych.
Od strony komory komputera, widocznej tylko przez szybę, dobiegł ich głośny świst. Ponter wiedział, co się dzieje, choć nigdy wcześniej nie uczestniczył w podobnym wydarzeniu jako obserwator. Wszystko, co nie było przymocowane do podłoża komory, właśnie trafiało do drugiego wszechświata. Wykonane ze szkła i stali cylindry rejestrów — nawet chyboczący się rejestr 69 — pozostały na swoich miejscach, ale całe powietrze z pomieszczenia zostało wymienione na porównywalną masę z drugiego świata. Kiedy Ponter przypadkiem został przeniesiony do innego świata, w odpowiednim miejscu po drugiej stronie znajdowała się gigantyczna akrylowa sfera pełna ciężkiej wody — serce gliksińskiego detektora neutrin.
Tym razem na ich stronę nie trysnęła żadna ciecz. Komorę detektora opróżniono, zanim Ponter wrócił na swój świat, aby można było naprawić szkody, jakie wyrządziło jego pojawienie się w akrylowej sferze.
Na dany znak jarmarczna sonda — wysoka mniej więcej na długość ramienia — wpadła przez błękitne płomienie, które pojawiły się w otwarciu portalu. Niebieskie światło ciasno otaczało kontury znikającego urządzenia. Po chwili po ich stronie została tylko lina mocująca i przewody telekomunikacyjne połączone z sondą, które teraz napięte znikały w powietrzu mniej więcej na wysokości pasa. Ponter przeniósł wzrok na duży monitor na ścianie, nowy element w sterowni. Wyświetlał obraz rejestrowany przez sondę.
A sonda właśnie…
— Gliksini! — wykrzyknęła ambasador Prat.
— Dotąd tylko w połowie w to wierzyłem — przyznał Radny Bedros.
Adikor odwrócił się w stronę Pontera z uśmiechem.
— Widzisz kogoś znajomego?
Ponter zmrużył oczy, wpatrując się w ekran. Podobnie jak poprzednim razem, portal pojawił się wiele wysokości człowieka ponad podłożem; komora komputerowa znajdowała się trochę wyżej i odrobinę bardziej na północ niż środek komory detektora neutrin. Kilkunastu Gliksinów pracowało w suchej jaskini. Wszyscy mieli na sobie kombinezony i te żółte żółwie skorupy na głowach. Większość miała jasną skórę, jak ludzie na świecie Pontera, ale dwie osoby były ciemnobrązowe. Ponterowi wydawało się, że na ekranie widzi samych mężczyzn, tylko że z Gliksinami nigdy nie było do końca wiadomo. Oczywiście miał nadzieję zobaczyć twarz pewnej kobiety, no ale co ona miałaby robić na dnie jaskini podczas prac naprawczych?
Wszyscy osobnicy wpatrywali się w sondę i wielu wyciągało w jej stronę chude ręce.
— Nie — odparł Ponter. — Nie znam nikogo z nich.
Mikrofony sondy wyłapywały dźwięki, rozchodzące się dziwnym echem po ogromnej komorze. Ponter niewiele rozumiał, ale w którymś momencie rozpoznał swoje imię.
— Hak — zwrócił się do swojego Kompana — co oni mówią?
Hak miał teraz nowy głos; Ponter poprosił Kobasta Ganta, aby przy wprowadzaniu nowych funkcji zaprogramował jednocześnie przyjemny, męski głos, nie przypominający mu nikogo.
Implant użył zewnętrznego głośnika, tak aby usłyszeli go wszyscy zebrani.
— Mężczyzna po prawej stronie ekranu właśnie wezwał to, co oni nazywają Bogiem. Przypuszczam, że w tym kontekście jest to wyraz zaskoczenia. Ten drugi, obok niego, odwołał się do domniemanego syna tego Boga. A kobieta stojąca przy nim powiedziała: „O, epidemia”.
— Bardzo dziwne — stwierdziła Tukana.
— Mężczyzna po prawej — kontynuował Hak — właśnie krzyknął do kogoś, kogo nie widać, żeby wezwał doktor Mah przez telekomunikacyjne łącze.
W miarę jak Hak mówił, kilka osób zbliżyło się do sondy. Ponter z satysfakcją słuchał okrzyków zdziwienia trójki członków Najwyższej Rady Siwych i Tukany Prat, gdy na ekranie pojawiły się pierwsze zbliżenia dziwnych, ściągniętych twarzy Gliksinów z ich groteskowo małymi nosami.
— No — odezwał się Dern — wygląda na to, że kontakt został na nowo nawiązany i warunki po drugiej stronie są odpowiednie.
Trójka członków Najwyższej Rady Siwych naradzała się przez kilka taktów, po czym Bedros skinął głową.
— Zaczynajmy — powiedział.
Ponter i Dern podnieśli rurę Derkersa za oba końce. Adikor otworzył drzwi do komory komputerowej. Tym razem nie rozległ się żaden świst towarzyszący wyrównywaniu ciśnień. Nikt nie miał nieprzyjemnego wrażenia w uszach. Powietrze w komorze najprawdopodobniej pochodziło w całości z drugiego świata — doszło do wymiany porównywalnych jego ilości — ale Gliksini dokładnie nitrowali powietrze w detektorze neutrin i Ponter nie wychwytywał w nim żadnego zapachu.
Punkt wejścia do drugiego świata wyraźnie zaznaczały lina i kabel znikające w otoczonym niebieską poświatą otworze w powietrzu. Dern, który był obecny przy udanej próbie ściągnięcia Pontera do domu, ustawił koniec rury Derkersa tak, że stykał się teraz z liną mocującą sondy. Ponter przeniósł resztę — dobre osiem długości ramion — tak, aby rura biegła równolegle do liny.
— Gotowy? — spytał Dern oglądając się przez ramię na Pontera.
Ponter skinął głową.
— Gotowy.
— No to zaczynamy. Powoli.
Dern zaczął wsuwać rurę przez portal, który rozszerzył się na tyle, by ją pomieścić. Ponter lekko popychał jej koniec. Adikor przyniósł im przenośny monitor, na którym także można było obserwować obraz przekazywany przez sondę. Ustawił go pod takim kątem, aby Dern i Ponter mogli widzieć, co dzieje się po drugiej stronie. Sonda znajdowała się teraz aż na samym dole jaskini detektora neutrin, w wyniku czego lina i przewód kierowały się w dół zaraz po wyjściu z portalu. Natomiast rura Derkersa sterczała w górze, równolegle do znajdującego się dużo niżej podłoża. Gliksini nie mogli jej dosięgnąć; była wysoko nad ich głowami. Pokazywali ją palcami i coś wołali.
— Tyle wystarczy — oznajmił Dern, widząc, że połowa rury znalazła się po drugiej stronie. Wcześniej zaznaczył na jej ob wodzie odpowiednie miejsce. Ponter przestał podawać. Dern podszedł do niego i wspólnie zaczęli rozsuwać wlot rury.