— Hej, Ponter. To jest Arnold Moore, geolog — przedstawił nieznajomego Reuben.
— Witam — powiedział Ponter.
Arnold wyciągnął rękę, a Ponter ją uścisnął.
— Doktorze Boddit, spotkanie z panem to dla mnie wielka przyjemność. Ogromna!
Nuda dała się Ponterowi we znaki i nie mógł się powstrzymać od odrobiny ironii.
— Czy aby na pewno można mnie bezpiecznie dotykać?
Arnold zupełnie nie pojął żartu.
— Koniecznie chciałem tu zjechać już w chwili, gdy usłyszałem, że jest pan tutaj! To dla mnie wielkie przeżycie. Absolutnie wielkie!
Ponter uśmiechnął się blado.
— Dziękuję — odparł.
— Proszę, niech pan usiądzie. — Arnold wskazał miejsce, z którego Ponter przed chwilą wstał.
Sam wziął drugie krzesło, obrócił je i usiadł na nim okrakiem, ręce kładąc na oparciu. Brew Pontera powędrowała w górę; taki sposób siedzenia wydawał się o wiele wygodniejszy. Wstał ponownie, obrócił swoje krzesło i usiadł na nim w podobny sposób. Nie było to wprawdzie porządnie siodłowe siedzisko, ale taka pozycja zdecydowanie bardziej mu odpowiadała.
Reuben przeprosił ich i poszedł się naradzić z immunologami krążącymi po pomieszczeniach SNO.
— Chciałbym pana o coś zapytać — oznajmił Arnold.
Ponter skinął głową, dając znak, aby mężczyzna mówił dalej.
— Zauważyliśmy, że coś dziwnego dzieje się na naszej wersji Ziemi, i zastanawiałem się, czy to samo ma miejsce u was.
— Czyli co?
— Zaobserwowaliśmy dziwne zachowanie zórz polarnych — północnej i południowej.
Ponter spojrzał na niego ze zdziwieniem.
— Nie, nic takiego obecnie u nas się nie dzieje. Prawdę mówiąc, wczoraj wieczorem sam widziałem nocne światła; wyglądały zupełnie normalnie.
Arnold sprawiał wrażenie rozczarowanego.
— Mieliśmy nadzieję, że u was coś o tym wiecie. W tej chwili domyślamy się, że pole magnetyczne Ziemi zanika i być może dojdzie do odwrócenia biegunów.
Ponter ponownie uniósł brew aż nad wał nadoczodołowy.
— A kiedy wydarzyło się to po raz ostatni?
— Tak z pamięci nie powiem. Wiele tysięcy lat temu.
— I od tamtej pory nie zaobserwowano żadnych zmian kierunku pola?
— Nie.
— Niezwykłe. U nas mieliśmy to… Hak?
— Sześć lat temu — odezwał się Hak przez zewnętrzny głośnik.
— Mam rozumieć, że proces przebiegunowania zakończył się sześć lat temu?
— Tak.
— Ale zaczął się na pewno wieki wcześniej.
Ponter pokręcił głową.
— Zaczął się dwadzieścia pięć lat temu.
— Przepraszam, ale nie jestem pewien, czy dobrze zrozumiałem. — Arnold zrobił okrągłe oczy. — Całkowite odwrócenie pola magnetycznego Ziemi nastąpiło w zaledwie…ile? … dziewiętnaście lat?
— Tak, zgadza się. Przed dwudziestu pięciu laty pole magnetyczne miało normalne natężenie. Potem doszło do jego zaniku. Przez następne dziewiętnaście lat planeta nie miała żadnego pola magnetycznego, a potem, sześć lat temu, pole ponownie się pojawiło.
— „Pojawiło”? — powtórzył zdziwiony Arnold. — Pan chyba żartuje.
— Kiedy żartuję, staram się być o wiele zabawniejszy — odparł Ponter.
— Ale… ale… zawsze sądziliśmy, że ten proces trwa setki, a może nawet tysiące lat.
— Dlaczego?
— No, ze względu na rozmiar Ziemi.
— Pole magnetyczne Słońca ulega odwróceniu co sto czterdzieści miesięcy, czyli co jedenaście lat, a Słońce jest jakiś milion razy większe od Ziemi.
— No tak, ale…
— Nie chciałbym zabrzmieć siwiej — zauważył Ponter.
— My też wiedzieliśmy bardzo niewiele o przebiegunowywa — niu Ziemi, dopóki sami nie mieliśmy okazji zaobserwować tego zjawiska. Niektórzy nasi geologowie także byli zdumieni jego tempem.
— Całkowity zanik geomagnetyzmu, a potem jego powrót zabrał niecałe dwie dekady. Niesamowite.
— Był to bardzo interesujący okres dla fizyki — przyznał Ponter. — Nasi ludzie wiele się nauczyli o… chodzi mi o proces, w którym pole… na pewno macie na to jakieś określenie?
Arnold skinął głową.
— Geodynamo.
Ponter zmarszczył czoło. Niełatwa nazwa — dużo samogłosek. Na szczęście Hak mógł uzupełniać dźwięki trudne do wymówienia. Tylko w kwestii imion Ponter upierał się, aby Kompan mówił je dokładnie tak jak on sam.
— Właśnie. Wiele się nauczyliśmy o geodynamie.
— Bardzo chcielibyśmy poznać wasze spostrzeżenia — przyznał Arnold.
Ponter cieszył się, że Tukana śpi; pewnie i tak wyjawił już za wiele informacji. Cały koncept wymiany danych nie odpowiadał zasadom, w które wierzył jako naukowiec. Uważał, że wiedzą trzeba się dzielić bez ograniczeń. Jednak na wszelki wypadek wolał zmienić temat.
— Czy INCO obawia się zmniejszenia popytu na nikiel w okresie zaniku pola magnetycznego? — Na obu wersjach Ziemi w kompasach powszechnie używano właśnie niklu, a złoża w okolicach Sudbury należały do największych na całej planecie.
— Co? Hm, nie zastanawiałem się nad tym — odparł Arnold.
Ponter spojrzał na niego zdziwiony.
— Reuben mówił, że jesteś geologiem…
— To prawda, ale nie pracuję dla INCO. Jestem z Envi — ronment Canada. Przyleciałem z Ottawy, jak tylko otrzymaliśmy wieść, że na nowo został nawiązany kontakt z waszym światem.
— Aha — powiedział Ponter, choć wciąż nic nie rozumiał.
— Zajmuję się ochroną środowiska — wyjaśnił Arnold.
— Czy nie powinno to być celem wszystkich? — spytał Ponter, choć wiedział, że zabrzmiało to trochę nieszczerze.
Tym razem znowu Arnold nie pojął aluzji.
— Oczywiście — przyznał. — Oczywiście. Ale mnie najbardziej interesuje to, co wasi ludzie wiedzą o wpływie zaniku pola magnetycznego Ziemi na środowisko. Liczyłem na dane z analiz geologicznych … a tymczasem wy macie kompletne informacje na temat przebiegu całego procesu! Znakomicie!
— Nie zaobserwowaliśmy żadnego znaczącego wpływu tego zjawiska na środowisko. Niektóre ptaki wędrowne były zdezorientowane, i to tyle.
— No tak, nic dziwnego — stwierdził Arnold. — Jak się przystosowały?
— Ptaki, na które wpłynęły zmiany pola magnetycznego, mają w mózgach substancję posiadającą silne właściwości magnetyczne…
— Magnetyt — podpowiedział geolog. — Trzy atomy żelaza i cztery tlenu.
— Zgadza się. Wiele ptaków migrujących odnajduje drogę według gwiazd i tę umiejętność posiadała także część osobników z gatunków, które w określaniu kierunków polegały na magnetycie. Tak to już jest w przyrodzie: zróżnicowanie w obrębie danej populacji pozwała jej przetrwać, gdy zmienia się środowisko. A w przypadku najistotniejszych umiejętności zwykle istnieje jakiś plan B.
— Fascynujące — przyznał Arnold. — Fascynujące. Ale proszę mi powiedzieć, jak pierwotnie doszliście do tego, że pole magnetyczne Ziemi ulega okresowym zmianom? Dla nas to stosunkowo nowe odkrycie.
— Zmiany w biegunowości pola magnetycznego widoczne są w miejscach zderzenia meteorytów z powierzchnią planety.
— Naprawdę? — Jedyna, długa brew Arnolda — jak miło było zobaczyć kogoś, kto wyglądał normalnie, przynajmniej pod tym względem! — powędrowała w górę czoła.
— Tak. Kiedy meteor żelazowoniklowy zderza się z powierzchnią Ziemi, pod wpływem tego uderzenia ustala się jego pole magnetyczne.
Arnold zmarszczył czoło.