Выбрать главу

— Hm, no tak. Otóż jestem pewien, że Goosa potrafiłby znaleźć metodę ochrony przed bronią używaną przez Gliksi — nów. Z tego, co się orientuję, ich pociski wprawia w ruch jakaś detonacja, a to oznacza, że choć poruszają się szybko, daleko im jest do prędkości światła. A zatem zostaje mnóstwo czasu na to, by namierzyć je laserem i unicestwić. Moje Kompany już skanują przestrzeń w promieniu dwóch i pół długości ramion. Nawet gdyby pocisk osiągnął prędkość dźwięku, wciąż zostałoby… — Przerwał na króciutką chwilę. Tukana zastanawiała się, czy sam wszystko liczy w pamięci, czy też słucha podpowiedzi Kompana; przypuszczała, że raczej to pierwsze. — …0,005 taktu na to, by laser namierzył cel. Potrzebny byłby sferyczny emiter — nie starczy czasu na obrót mechanicznej części. Można by go zamontować na czapce. To niewielki problem. — Lonwis spojrzał na nią. — Czy właśnie o to chodziło? Jeśli tak, to skontaktuję się z Goosą, a teraz pozwól, że wrócę do normalnych zajęć.

— Hm, nie — powiedziała Tukana. — To znaczy, tak, takie rozwiązanie byłoby świetne. Ale to nie jest powód mojej wizyty.

— W takim razie do rzeczy, młoda damo. Czego ode mnie chcesz?

Tukana przełknęła ślinę.

— Nie chodzi mi wyłącznie o przysługę z pana strony; będziemy potrzebowali także kilkorga z pana wybitnych znajomych.

— Po co?

Tukana wyjaśniła mu wszystko i z zadowoleniem zauważyła, jak twarz starca rozciąga się w uśmiechu.

Rozdział Dwudziesty Pierwszy

Louise Benoit miała rację: Jock Krieger potrafił pociągnąć za każdy sznurek, jaki tylko można sobie było wyobrazić. Bardzo odpowiadało mu to, że osoba z zespołu badaczy Synergii miała spędzić ponad tydzień w towarzystwie neandertalczyka, mogąc go o wszystko wypytać. Po kolei znikały wszelkie przeszkody, jakie stały na drodze wspólnej podróży Mary i Pontera. Jock także był zdania, że im dłużej Ponter zostanie na ich świecie, tym więcej czasu będą mieli na przekonanie neandertalczyków, aby nie zamykali portalu.

Mary postanowiła pojechać z Ponterem do Waszyngtonu samochodem. Takie rozwiązanie wydało jej się prostsze niż męczące przeprawy ze służbami bezpieczeństwa na lotniskach. Poza tym mogła po drodze pokazać Ponterowi kilka miejsc.

Wynajęła srebrnego forda windstara z przyciemnianymi szybami, aby mijający ich ludzie nie domyślali się, kim jest jej pasażer. Najpierw pojechali do Filadelfii. Nieoznakowany samochód eskorty dyskretnie podążał za nimi. Zwiedzili Independence Hall, zobaczyli Dzwon Wolności, zjedli prawdziwe kanapki ze stekami w jadłodajni Pats. Choć były z serem, Ponter spałaszował trzy za jednym… — Mary chciała powiedzieć „za jednym posiedzeniem”, ale przecież w Pats były tylko miejsca stojące i jedli na zewnątrz. Czuła się trochę dziwnie, opowiadając Ponterowi historię Ameryki, ale przypuszczała, że radzi sobie znacznie lepiej niż Amerykanin, któremu przyszłoby powiedzieć coś o historii Kanady.

Ponter niemal zupełnie odzyskał siły po niedawnych traumatycznych przeżyciach — widać oprócz siły byka miał też byczą konstytucję. Odpowiednio do okazji — pomyślała Mary z uśmiechem — w końcu przecież znajdowali się w państwie o najsilniejszej konstytucji na świecie…

Ambasador Prat wyszła na duże, półokrągłe podium na sali Zgromadzenia Ogólnego. Za nią po stopniach wspiął się jeszcze jeden neandertalczyk, i kolejny, i następny Jeden po drugim wchodzili na podwyższenie, aż cała dziesiątka ustawiła się za Tukana, która podeszła do mównicy i nachyliła się nad mikrofonem.

— Panie i panowie, przedstawiciele Narodów Zjednoczonych — powiedziała. — Mam przyjemność przedstawić wam naszą nową delegację. Pomimo niefortunnych wydarzeń, jakie zaszły podczas mojej ostatniej wizyty, wszyscy przybywamy do was w pokoju i przyjaźni, z otwartymi ramionami. Nie tylko ja, nie tylko przedstawicielka władz, ale także dziesięciu spośród naszych najlepszych i najświatlejszych. Nikt ich nie zmuszał do tej podróży; każdy z nich sam podjął decyzję, by odwiedzić wasz świat. Są tutaj, ponieważ wierzą w ideał swobodnej wymiany między kulturami. Wiem, przypuszczaliście, że we wzajemnych relacjach obowiązywać będzie… z tego, co wiem, nazywacie taką zasadę „coś za coś”: wy nam coś ofiarowujecie, a my dajemy wam coś w zamian. Jednak kontakt między dwoma światami nie powinien zostać zdominowany przez ekonomistów czy ludzi biznesu, a już na pewno nie przez wojowników. Taka wymiana stwarza sposobność idealistom i marzycielom, tym z nas, którzy mają najbardziej szczytne cele — tym, którzy mają cele humanitarne. — Tukana uśmiechnęła się do tłumu słuchaczy. — To najdłuższa mowa, jaką wygłosiłam w swojej karierze, dlatego bez dalszych ceregieli pozwolę sobie przedstawić naszych delegatów.

Odwróciła się i wskazała pierwszego ze stojących za nią dziesięciu neandertalczyków, nieprawdopodobnie sędziwego mężczyznę z niebieskimi, mechanicznymi oczami lśniącymi pod jego wałem nadoczodołowym.

— Oto Lonwis Trob — oznajmiła Tukana — nasz największy wynalazca. To on stworzył technologie Kompanów oraz rejestrów alibi, dzięki którym nasz świat jest bezpieczny dniem i nocą dla wszystkich jego mieszkańców. Prawa do własności intelektualnej na te wynalazki — lub też „patenty”, jak wy je nazywacie — należą do niego i przybywa tutaj, by je wam udostępnić.

Pomruk zdziwienia przeszedł wśród widzów. Z głośników sali popłynęła muzyka, niezwykła, porywająca, neandertalska.

— A to — Tukana wskazała kolejną osobę w szeregu, zgodnie z neandertalskim zwyczajem przechodząc od prawej do lewej — jest Borl Kadas, nasza czołowa genetyczka. — Stara kobieta z generacji 138 wysunęła się do przodu. — Podczas poprzedniej wizyty doszły mnie słuchy o opatentowaniu ludzkiego genomu. Uczona Kadas przed mniej więcej pięcioma dekadami stała na czele naszego odpowiednika tego, co u was nazywa się projektem poznania ludzkiego genomu. Przybyła tutaj, gotowa podzielić się wynikami tych badań oraz przedstawić wszystkie korzyści, jakie nam one przyniosły.

Tukana zauważyła, że wielu delegatom opadły szczęki.

— Dalej — wskazała tęgawego mężczyznę — stoi Dor Far — rer, poeta i laureat z prowincji Bontar, powszechnie uważany za najwspanialszego z żyjących pisarzy. Ma ze sobą skomputeryzowane archiwa wszystkich najwspanialszych dzieł dramatycznych, poetyckich, beletrystyki, literatury faktu, epopei oraz transkrypcji imaginacyjnych stworzonych przez naszych mistrzów i zamierza pomóc w przełożeniu ich na waszych wiele języków.

Farrer entuzjastycznie pomachał do delegatów. Muzyka wzbogaciła się o nowe tony i instrumenty.

— Obok niego stoi Debra Jonk. Jest naszą wiodącą specjalistką w technologiach wykorzystywania komórek macierzystych w celu selektywnego klonowania ludzkich organów.

Wiadomo nam, że dopiero rozpoczynacie badania w tej dziedzinie; my zajmujemy się tym już od czterech generacji — czterech dekad — i Uczona Jonk chętnie pomoże waszym medykom osiągnąć poziom równy naszemu.

Na sali dało się słyszeć okrzyki zdumienia.

— A obok niej — ciągnęła Tukana — jest Kobast Gant, nasz wiodący ekspert w dziedzinie sztucznej inteligencji. Ci z was, którzy rozmawiali z Ponterem Bodditem lub ze mną, mieli już okazję poznać efekty pracy Uczonego Ganta. To on stworzył oprogramowanie naszych inteligentnych Kompanów. On także przybywa tutaj, by podzielić się swoją wiedzą z waszym światem.

Nawet sam sekretarz generalny z aprobatą coś mamrotał. Do muzycznej kompozycji dołączyły sześcienne bębny, które grzmiały jak puchnące z dumy serca.

— Obok Uczonego Ganta widzicie Jalska Lapluna, który obecnie uważany jest za najszybszego człowieka… przypuszczam, że na obu światach. Wczoraj zmierzyliśmy mu czas: waszą milę potrafi przebiec w trzy minuty i jedenaście sekund. Jalsk chętnie przedstawi swoje teorie treningowe.