— Lisica i Mięśniak są w drodze na górę.
Mary się uśmiechnęła. Kiedy dowiedziała się, że FBI ma im nadać kryptonimy — niesamowita sprawa! — spytała, czy sama może je wybrać.
— Dobranoc pani. Dobranoc panu — pożegnał ich Carlos, ale nie opuścił hotelu, tylko oddalił się nieco i zaczekał na przyjazd windy.
Mary nagle poczuła, że robi się jej ciepło. Wiedziała, że w holu jest chłodniej niż w barze. I nie chodziło wcale o to, że miała jechać w kabinie sama z Ponterem. Gdyby to był obcy mężczyzna, pewnie trzęsłaby się ze strachu. Ale Ponter? Nie. Nigdy.
Mimo to było jej gorąco. Oczami błądziła wokół, byle tylko nie patrzeć w złotobrązowe tęczówki Pontera. Spojrzała na podświetlane cyfry, pokazujące, na których piętrach znajduje się wszystkie pięć wind; potem przeczytała oprawioną w ramki informację o niedzielnym lunchu w hotelu, a na koniec zatrzymała wzrok na przepisach przeciwpożarowych.
Wreszcie przyjechała jedna z wind. Jej drzwi otworzyły się z interesującym dźwiękiem, przypominającym werble. Ponter z galanterią wykonał ręką gest, puszczając Mary przodem. Pomachała na do widzenia Carlosowi, który w odpowiedzi z powagą skinął głową. Ponter wszedł do kabiny za Mary i spojrzał na panel z przyciskami. Bez problemu rozpoznawał cyfry — wprawdzie neandertalczycy nigdy nie stworzyli alfabetu, ale posługiwali się systemem dziesiętnym z dodatkowym znakiem zastępczym dla „zera”. Wcisnął kwadrat oznaczony jako „12” i uśmiechnął się, gdy przycisk się zaświecił.
Mary żałowała, że dostała pokój na tym samym piętrze. Już wcześniej wyjaśniła Ponterowi, dlaczego w hotelach nie używano trzynastki. Ale nawet gdyby hotel miał piętro o takim numerze, nie miałaby nic przeciwko temu, aby ulokowano ją właśnie na nim. Nie miało to dla niej znaczenia; nie była przesądna, choć Ponter pewnie uważał inaczej. Według niego każdy, kto wierzył w Boga, był przesądny.
Gdyby jednak dostała pokój na innym piętrze — jakimkolwiek innym piętrze — ich pożegnanie byłoby krótkie. To, które wysiadałoby jako pierwsze, pomachałoby na do widzenia i powiedziało „do zobaczenia jutro”.
Kanciasta świecąca ósemka nad drzwiami straciła jeden fragment, zamieniając się w dziewiątkę.
Ale w tej sytuacji — pomyślała Mary — zwykłe „do zobaczenia” nie wystarczy.
Poczuła hamowanie dźwigu. Drzwi się otworzyły. W holu czekał agent Burstein. Mary skinęła głową na powitanie. Miała nikłą nadzieję, że mężczyzna pójdzie za nią i za Ponterem, ale widać bardziej odpowiadało mu miejsce przy windach.
Sami ruszyli korytarzem. Minęli wnękę z maszyną do lodu, a potem drzwi do kolejnych pokoi, aż wreszcie…
— To już mój — powiedziała Mary, czując, jak mocno bije jej serce. Sięgnęła do torby po kartę otwierającą drzwi.
Spojrzała na Pontera. On na nią. Nawet nie sięgnął po swój klucz; zawsze o tym zapominał, w końcu pochodził ze świata, na którym niewiele drzwi miało zamki, a i te otwierał sygnał Kompana.
Ponter milczał.
— No to — odezwała się Mary niepewnie — wypada chyba powiedzieć dobranoc.
Bez słowa dotknął jej dłoni i zręcznie wyjął z niej kartę. Wsunął ją w zamek, zaczekał na błysk diody i nacisnął klamkę. Drzwi otworzyły się szeroko.
Mary obejrzała się przez ramię, sprawdzając, czy korytarz jest pusty. Oczywiście stał tam ich nieodłączny cień — agent FBI. Nie czuła się komfortowo z tą świadomością, ale pocieszała się, że przynajmniej nie widzi ich żaden z paleoantropologów…
Dłoń Pontera powędrowała w górę ręki Mary — delikatnie, powoli — na moment zatrzymała się na jej ramieniu, a potem leciutko dotknęła policzka, odgarniając jej włosy za ucho.
I wreszcie się stało.
Pochylił się ku niej, jego usta dotknęły jej warg. Poczuła, jak ogarnia ją fala rozkoszy. Otoczył ją ramionami, a ona objęła go mocno…
Nie miała pojęcia, które z nich prowadziło. Wciąż objęci, przeszli bokiem przez drzwi. Ponter zamknął je stopą.
Niespodziewanie porwał Mary w ramiona. Podniósł ją tak, jakby ważyła tyle co dziecko, minął łazienkę i delikatnie położył ją na ogromnym łóżku.
Jej serce waliło teraz jeszcze mocniej. Nie czuła się tak od dwudziestu lat, od tamtego pierwszego razu z Donnym, kiedy jego rodzice wyjechali na weekend.
Ponter zatrzymał się na sekundę; jego brew uniosła się pytająco. Dawał jej szansę by go powstrzymała, zanim posunie się za daleko. Uśmiechnęła się lekko i przesunęła dłońmi w górę jego masywnego karku, przyciągając go do siebie.
Przez moment wydawało jej się, że zaraz rozegra się jedna z tych magicznych scen, jakie wiele razy widziała w fumach, ale nigdy nie miała okazji doświadczyć w życiu: ubrania same w magiczny sposób znikną, podczas gdy oni będą się bez końca przewracali na łóżku.
Tak się jednak nie stało. Szybko się okazało, że Ponter nie miał pojęcia, jak rozpiąć guziki, i strasznie się przy nich męczył, choć sposób, w jaki przy tym dotykał jej piersi sprawiał jej przyjemność.
Miała nadzieję, że sama lepiej sobie poradzi z neandertalskim strojem. W końcu Hak raz już ją uczył, jak otworzyć mocowania koszuli, po tym jak do Pontera strzelano. Wtedy jednak robiła to w świetle dnia. Teraz w pokoju było niemal zupełnie ciemno. Żadne z nich nie włączyło światła, gdy weszli do środka. Nikły blask sączył się tylko od strony okien z odsuniętymi na boki grubymi, brązowymi zasłonami.
Przewrócili się tak, że Mary znalazła się na górze. Podciągnęła się, siadając okrakiem na piersi Pontera. Sięgnęła do górnego guzika bluzki. Łatwo ustąpił pod jej palcami. Zerknęła w dół. Na tle trójkąta białej skóry w rozpięciu błyszczał złoty krzyżyk — niedawno kupiła go w miejsce starego, który podarowała Ponterowi, zanim wrócił na swój świat.
Odpięła drugi guzik odsłaniając część prostego, białego biustonosza.
Spojrzała na Pontera, próbując wyczytać coś z jego twarzy, ale on przyglądał się jej piersiom i wał nadoczodołowy przesłaniał jego oczy. Patrzył na nią z przyjemnością czy ze zdziwieniem? Nie miała pojęcia, jak duże piersi miały neandertalskie kobiety, ale jeśli wszystkie przypominały Tukanę Prat, to miały dość mocno owłosione ciała, a pierś Mary była gładka.
— Jesteś piękna — odezwał się Ponter.
Poczuła, jak ulatują z niej niepokój i zahamowania. Odpięła pozostałe guziki, a potem sięgnęła do tyłu i rozpięła biustonosz. Gdy zsunęła go z piersi, Ponter powędrował rękoma w górę jej brzucha i objął każdą z osobna, ważąc je w dłoniach. Po chwili przyciągnął Mary ku sobie i jego szerokie usta odnalazły jej lewą pierś. Wstrzymała oddech, gdy wessał całą i zaczął ją drażnić i pieścić językiem.
Potem zajął się prawą, znacząc mokrą ścieżkę przez płaskie miejsce między piersiami. Odszukał drugi sutek, objął go wargami i zaczął delikatnie ssać. Mary poczuła dreszcz wzdłuż kręgosłupa.
Ponter wciąż miał na sobie ubranie. Nagle zapragnęła go zobaczyć. Już wcześniej widziała go nago podczas kwarantanny w domu Reubena, ale wtedy nie był podniecony. Uniosła się na dłoniach. Jej sutek wyśliznął się spomiędzy jego warg. Przesunęła się w dół, żeby rozpiąć mu pasek, tyle że zupełnie nie miała pojęcia, jak to zrobić. Wprawdzie zaraz po wejściu do pokoju zdjął medyczny pas, ale dolna część jego stroju nie miała żadnego widocznego zapięcia. Mary widziała tylko wyraźną wypukłość jego członka.
Ponter się roześmiał, sięgnął w dół, wykonał szybki ruch i nagle jego pantalon stał się luźny w pasie. Uniósł biodra, zsunął go i…