Oczywiście gdy tylko wyświetliła slajd z kariotypem Pontera, sala eksplodowała mnóstwem uwag i pytań. Mary nawet cieszyła się, że zaraz po piętnastominutowym wystąpieniu wyjeżdża do Sudbury. Widząc ilość czasu przeznaczoną na referat, Ponter zadziwił ją, mówiąc:
— Ten, który malował puszki z zupą, byłby z ciebie dumny.
Przed wyjazdem Mary zadzwoniła jeszcze do Jocka Kriegera na numer siedziby grupy Synergia. Wydawał się zachwycony tym, że świetnie spędza czas z Ponterem i że ma odwiedzić neandertalski świat. Miał do niej tylko jedną prośbę.
— Kiedy tam będziesz, chcę, żebyś przeprowadziła dla mnie niewielki eksperyment.
— Jaki?
— Weź ze sobą kompas, zwykły magnetyczny kompas, i kiedy już będziesz na tym drugim świecie, jakimś innym sposobem określ kierunki geograficzne, tak abyś miała pewność, że stoisz twarzą na północ. W nocy możesz odszukać na niebie Gwiazdę Polarną, a w dzień zorientować się według wschodzącego lub zachodzącego słońca. Jasne? Potem sprawdź, jaki kierunek wskazuje kolorowa część igły.
— Powinna wskazywać północ — zauważyła Mary.
— Właśnie tak to jest, jak się opuszcza zebrania zespołu — stwierdził Jock. — Neandertalczycy twierdzą, że na ich świecie doszło do przebiegunowania, a u nas ten proces dopiero się zaczyna. Chcę, żebyś sprawdziła, czy to prawda.
— Dlaczego mieliby kłamać w takiej sprawie?
— Jestem pewien, że tego nie robią, ale być może się mylą. Pamiętaj, że u nich nie ma sztucznych satelitów. Większość naszych badań w zakresie pola magnetycznego Ziemi prowadzona jest właśnie z orbity okołoziemskiej.
— Rozumiem.
Mary przez chwilę milczała, więc Jock sam postanowił zakończyć rozmowę.
— Życzę ci wspaniałej podróży. Do zobaczenia.
Właśnie odkładała słuchawkę, gdy w drzwiach jej pokoju stanął Ponter, sprawdzając, czy jest gotowa.
— Załatwiłam wszystko tak, że wynajęty wóz zostawimy w Rochester. To prawie po drodze — powiedziała. — Stamtąd zabierzemy mój samochód i ruszymy do Sudbury, tylko…
— Tak?
— Chciałabym zatrzymać się w Toronto. Wiem, że muszę prowadzić sama, ale nie nadłożymy wiele drogi.
— W porządku — odparł Ponter, ale Mary uznała, że powinna powiedzieć mu więcej.
— Mam… hm… mam do załatwienia kilka spraw.
Zdziwił się, że czuje potrzebę uzasadnienia swojej prośby.
— Jak wy byście powiedzieli: „Nie ma sprawy”.
Zatrzymali się na York University Tożsamości Pontera nie dało się ukryć. Może gdyby była zima, mógłby zasłonić wał nadoczodołowy czapką i goglami narciarskimi, ale ubierając się tak jesienią, wyróżniałby się w takim samym stopniu jak z odkrytą twarzą. Poza tym — Mary poczuła nieprzyjemny dreszcz — nie chciała widzieć Pontera w niczym, co przypominało narciarską kominiarkę; wolała, aby te dwie postacie nigdy jej się nie myliły.
Zostawili samochód na parkingu dla gości i przeszli pieszo przez campus.
— Tutaj nie muszę mieć ochrony? — spytał Ponter.
— W Kanadzie obowiązuje zakaz posiadania krótkiej broni palnej — wyjaśniła. — Nie oznacza to, że nikt jej nie ma, ale… — Wzruszyła ramionami. — Tutaj jest inaczej niż w Stanach. Do ostatniego zamachu doszło w Kanadzie w 1970 roku i miał on związek z terroryzmem separatystycznym w prowincji Que — bec. Moim zdaniem nie musisz się przejmować bardziej niż inne znane osoby. Według „Toronto Star” Julia Roberts i Geo — rge Clooney właśnie kręcą tutaj filmy. Wierz mi, oni przyciągną znacznie więcej gapiów niż my.
— To dobrze — stwierdził Ponter.
Właśnie minęli niski budynek York Lanes i skręcili w stronę…
Nie dało się tego uniknąć. Mary wiedziała od początku, że tak będzie; tędy prowadziła droga z parkingu dla gości. Ona i Ponter musieli przejść obok miejsca, gdzie zbiegały się dwie betonowe ściany, miejsca, w którym…
Odszukała wielką dłoń Pontera i szeroko rozcapierzając palce, splotła je z jego paluchami. Nic nie powiedziała, nawet nie spojrzała na ścianę. Szła prosto, patrząc przed siebie.
Za to Ponter rozglądał się wkoło. Mary nigdy nie powiedziała mu, gdzie została zgwałcona, ale widziała, że sam zwrócił uwagę na odosobnione miejsce za zasłoną drzew i na to, jak daleko znajdował się najbliższy słup oświetleniowy. Nawet jeśli czegoś się domyślał, nic nie powiedział, ale Mary była mu wdzięczna za pokrzepiający uścisk dłoni.
Szli dalej. Słońce bawiło się w chowanego za kłębami białych chmur. Przez campus przetaczały się tłumy młodych ludzi. Parę osób zjawiło się w szortach, większość miała na sobie dżinsy, a kilku studentów prawa przyszło w garniturach i krawatach.
— To o wiele większy uniwersytet od Laurentian — stwierdził Ponter, obracając głowę to w lewo, to w prawo.
W laboratorium Laurentian University — uczelni, która Znajdowała się niedaleko od miejsca, gdzie pojawił się Ponter.
— Mary po raz pierwszy przeprowadziła analizę jego DNA, potwierdzając, że rzeczywiście jest neandertalczykiem.
— Zgadza się — powiedziała. — A to tylko jeden z dwóch — a właściwie z trzech — uniwersytetów w Toronto. Jeśli chcesz zobaczyć naprawdę ogromną uczelnię, pokażę ci kiedyś UT.
Ponter rozglądał się wokół, a inni w tym czasie przyglądali się jemu. W pewnej chwili jakaś kobieta, której imienia Mary nie mogła sobie przypomnieć, powitała ją jak dobrą przyjaciółkę. Wcześniej mijały się setki razy, nie zwracając na siebie nawzajem uwagi. Choć nieznajoma lekko uścisnęła dłoń profesorki genetyki, wyraźnie chodziło jej tylko o to, aby z bliska przyjrzeć się neandertalczykowi.
W końcu udało im się jej pozbyć i ruszyli dalej.
— To jest budynek, w którym pracuję — powiedziała Mary, wskazując jeden z gmachów. — Farquharson Life Sciences.
Ponter znowu się rozejrzał.
— Wydaje mi się, że ze wszystkich miejsc, jakie widziałem na twoim świecie, campusy uniwersyteckie są najładniejsze. Otwarta przestrzeń! Mnóstwo drzew i trawy.
— Rzeczywiście żyje się tu przyjemnie — przyznała po chwili zastanowienia. — Pod wieloma względami są to miejsca bardziej cywilizowane niż reszta świata.
Weszli do budynku i schodami dotarli na drugie piętro. Kiedy wyszli na korytarz, Mary dostrzegła w drugim końcu dobrego znajomego.
— Cornelius!
Mężczyzna odwrócił się do nich. Zmrużył oczy; widocznie miał słabszy wzrok od Mary. Dopiero po chwili ją rozpoznał.
— Witaj, Mary! — zawołał, ruszając ku nim.
— Nie masz się czego obawiać! — odkrzyknęła. — Przyjechałam tylko z wizytą.
— Czy on cię nie lubi? — spytał Ponter cicho.
— Nie, nie o to chodzi. — Stłumiła chichot. — Przejął moje grupy, kiedy zaczęłam pracę dla Synergii.
Podeszli bliżej. Cornelius zrobił wielkie oczy, kiedy zdał sobie sprawę z tego, kto towarzyszy Mary. Na szczęście szybko opanował zaskoczenie.
— Doktorze Boddit, miło mi. — Ukłonił się Ponterowi.
Mary miała ochotę powiedzieć koledze, że — jak widać — nie wszystkie liczące się osoby tytułowano „profesorami”, ale dała spokój. Cornelius i tak był przewrażliwiony na tym punkcie.
— Witam — odezwał się Ponter.
— Ponterze, przedstawiam ci Corneliusa Ruskina. — Jak zwykle, powtórzyła prezentację dwa razy, robiąc przesadną przerwę między imieniem i nazwiskiem, aby Ponter mógł bez trudu je oddzielić. — Cornelius ma najwyższy stopień akademicki w dziedzinie biologii molekularnej.