Выбрать главу

— Wieczorem?

— Tak.

— Proszę mi o tym opowiedzieć.

Starała się podejść do tego zadania z naukowym dystansem, ale pod koniec po jej policzkach płynęły łzy. W tym pokoju zdarzało się to chyba dość często, bo pod ręką stało pudełko chusteczek. Hobbes podał je Mary.

Wytarła oczy i wydmuchała nos. Detektyw zanotował coś na formularzach w teczce.

— W porządku — powiedział. — Zrobimy tak…

W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Hobbes Wstał zza biurka i otworzył je. Policjant czekający na zewnątrz zaczął coś do niego mówić przyciszonym głosem.

Nagle, ku zdumieniu Mary, Ponter chwycił teczkę z aktami i przekartkował dokumenty. Drugi policjant musiał dać detektywowi jakiś znak, bo Hobbes się odwrócił.

— Hej! — zawołał. — To nie jest do wglądu.

— Przepraszam — powiedział Ponter. — Proszę się nie obawiać, (a nie potrafię czytać w waszym języku. — Oddał teczkę. Hobbes chwycił ją gwałtownie. — Jakie jest prawdopodobieństwo, że złapiecie winowajcę?

Detektyw przez chwilę milczał.

— Szczerze? Nie wiem. W tej chwili mamy zgłoszone dwa przypadki, dwa gwałty mniej więcej w tym samym miejscu i w odstępie zaledwie kilku tygodni. Wspólnie ze strażą campusu będziemy wszystko uważnie obserwowali. Kto wie? Może nam się poszczęści.

Poszczęści — pomyślała Mary. Detektyw miał na myśli to, że kolejna ofiara może zostać zaatakowana.

— A na razie… — Hobbes urwał.

— Tak?

— No cóż, jeśli sprawca należy do społeczności uniwersyteckiej, na pewno już wie, że pisano o tym w campusowej prasie.

— Czyli że nie spodziewacie się rozwiązania sprawy — stwierdził Ponter wprost.

— Zrobimy, co w naszej mocy — zapewnił detektyw.

Ponter tylko skinął głową.

Oboje z Mary wrócili do samochodu. Tym razem pamię tała, żeby zostawić odrobinę uchylone okna, ale i tak w środku było duszno. Uruchomiła silnik i włączyła klimatyzację.

— I? — spytała.

— Co takiego?

— Zeskanowałeś akta. Znalazłeś w nich coś interesującego?

— Nie wiem.

— Możesz jakoś mi pokazać, co widział Hak?

— Nie tutaj. Kompan wszystko rejestruje i ma dodatkowy moduł pamięci. Wszystko, co widzi, zostanie zapisane, ale do póki dane nie trafią do mojego archiwum alibi w Saldak, nie możemy niczego obejrzeć. Hak może je tylko opisać. Mary spojrzała na przedramię Pontera.

— Co ty na to, Hak? — spytała.

Kompan odezwał się przez zewnętrzny głośnik.

— Akta zawierały jedenaście arkuszy białego papieru. Stosunek długości do szerokości każdego wynosił 0,77 do 1. Sześć z tych arkuszy wyglądało na gotowe formularze z miejscami, w które odręcznie wpisano tekst. Nie jestem w tych sprawach ekspertem, ale odniosłem wrażenie, że było to takie samo pismo, jakim Egzekutor Hobbes robił zapiski w naszej obecności, choć tusz miał inną barwę.

— Nie potrafisz powiedzieć, jaka była treść formularzy? — spytała Mary.

— Mógłbym wszystko opisać. Czytacie od lewej do prawej, tak? — Mary przytaknęła. — Pierwsze słowo na pierwszej stronie zaczyna się od symbolu wyglądającego jak pionowa kreska, na której opiera się pozioma kreska. Drugi symbol to kółko. Trzeci…

— Ile znaków zawiera cały raport?

— Pięćdziesiąt dwa tysiące czterysta dwanaście.

Mary zmarszczyła brwi.

— To za wiele, żeby odczytywać je litera po literze, nawet gdybym nauczyła cię całego alfabetu. — Wzruszyła ramionami. — No cóż, będę musiała poczekać z tym, aż znajdziemy się na twoim świecie. — Zerknęła na zegar na desce rozdzielczej. — A skoro o tym mowa, do Sudbury jest dość daleko. Lepiej ruszajmy.

Rozdział Dwudziesty Dziewiąty

Ostatnim razem, kiedy jechali w tej klatce windy, Mary starała się wytłumaczyć Ponterowi, że naprawdę go lubi — nawet bardzo — ale nie jest gotowa na nowy związek. Wyjaśniła mu, co spotkało ją na uniwersytecie. Oprócz Keishy z centrum dla ofiar gwałtu tylko jemu o tym powiedziała. Jego emocje były odbiciem jej własnych: potworny zamęt uczuć i gniew na gwałciciela. Podczas tamtej jazdy na dół Mary sądziła, że traci Pontera na zawsze.

Tym razem, w trakcie długiej podróży w dół szybu kopalni Creighton na poziom sześciu tysięcy ośmiuset stóp, nie mogła przestać o tym myśleć. Być może milczenie Pontera oznaczało, że on też przypomina sobie tamtą rozmowę.

Zaczęto mówić o konieczności zainstalowania nowej szybkiej windy bezpośrednio do obserwatorium neutrin, ale pod względem logistyki stanowiło to nie lada problem. Przewiercenie się przez dwa kilometry gabra było ogromnym przedsięwzięciem, a poza tym geologowie INCO nie mieli pewności, czy skała to wytrzyma.

Dyskutowano też o zastąpieniu starej, otwartej klatki windy bardziej luksusową, nowoczesną kabiną — ale takie plany zakładały, że używano by jej wyłącznie w kursach do portalu i z powrotem. Tymczasem w kopalni Creighton przez cały czas wydobywano rudę niklu i choć INCO chętnie godziło się na wszelkiego rodzaju współpracę, to jednocześnie musiało pamiętać o tym, że codziennie setki górników podróżują w górę i w dół szybu.

Tym razem Mary i Ponter nie mieli windy tylko dla siebie. Towarzyszyło im sześciu górników, zjeżdżających na poziom pięciu tysięcy dwustu stóp. Połowa tej grupki wpatrywała się w zabłoconą metalową podłogę — w środku nie było żadnego wskaźnika poziomów, któremu można by się przyglądać dla zabicia czasu — a pozostali otwarcie gapili się na Pontera.

Klatka z hałasem sunęła w dół szybem o nierówno ciosanych ścianach. Minęli poziom czterech tysięcy sześciuset stóp — namalowane na zewnątrz znaki mówiły im, gdzie się znajdują. Złoża na tym poziomie zostały całkowicie wyczerpane, więc zamieniono go w arboretum, w którym uprawiano drzewa do wtórnego zalesiania okolic Sudbury.

Winda szarpnęła i zahamowała. Drzwi odsunęły się ze szczękiem, wypuszczając górników na zewnątrz. Mary przyjrzała się wysiadającym; dawniej uznałaby ich za potężnych mężczyzn, ale w porównaniu z neandertalczykiem wyglądali na słabeuszy. Ponter dał dzwonkiem sygnał operatorowi na powierzchni, że mogą zjeżdżać niżej. Klatka z dudnieniem ponownie ruszyła. W środku panował za duży hałas, aby swobodnie rozmawiać — poprzednim razem, choć rozmowa dotyczyła delikatnej sprawy, byli zmuszeni krzyczeć.

W końcu winda dotarła na poziom sześciu tysięcy ośmiuset stóp. Temperatura tu utrzymywała się na stałym poziomie czterdziestu jeden stopni Celsjusza, a ciśnienie było o trzydzieści procent wyższe od tego na powierzchni.

Przynajmniej na tym odcinku sytuacja transportowa uległa poprawie. Nie musieli już pieszo pokonywać tysiąca dwustu metrów do SNO. Czekał na nich niewielki, zwrotny pojazd terenowy z logo SNO naklejonym z przodu. Kursowały tędy jeszcze dwa podobne wehikuły, które teraz znajdowały się w innej części tunelu prowadzącego do obserwatorium.

Ponter gestem wskazał Mary miejsce kierowcy. Powstrzymała się od uśmiechu; wielkolud wiele umiał, ale prowadzić samochodu jeszcze się nie nauczył. Usiadł obok niej. Chwilę trwało, zanim zapoznała się z deską rozdzielczą i przeczytała przyklejone do niej instrukcje. Wyglądało na to, że pojazd obsługuje się podobnie jak wózek golfowy. Przekręciła kluczyk — był przymocowany do deski rozdzielczej łańcuszkiem, aby nikt przypadkiem nie zabrał go ze sobą — i ruszyli tunelem, trzymając się z dala od szyn, po których jeździły wagoniki z rudą. Wcześniej pokonanie odcinka od windy do SNO zabierało dwadzieścia minut; wózkiem dojechali na miejsce w cztery.