Выбрать главу

Włożyła majtki do kosza i weszła do komory, która zaczęła upokarzającą rotację. Owszem, Mary sama przyglądała się Ponterowi, ale robiła to z podziwem. Był przecież pięknie umięśniony i — co tu dużo kryć — całkiem nieźle obdarzony przez naturę.

Tymczasem ona — kobieta tuż przed zderzeniem z czterdziestką — miała dziesięć kilo zbędnego tłuszczu i owłosienie łonowe, którego barwa nie pozostawiała wątpliwości co do tego, że nie jest naturalną blondynką. Jakim cudem Ponterowi mogła się podobać ta zwiotczała bladość, na którą patrzył?

Z zamkniętymi oczami doczekała końca procedury. Zupełnie nic nie czuła. To, co lasery wyprawiały z jej wnętrznościami, było całkowicie bezbolesne.

Wreszcie dekontaminacja dobiegła końca. Mary wyszła drugą stroną komory i Ponter poprowadził ją do sąsiedniego pomieszczenia, gdzie mogli się ubrać. Wskazał jej ścianę pełną schowków ze strojami.

— Zajrzyj do tych w prawym górnym rogu — poradził. — Są ułożone według rozmiarów, od najmniejszych do największych; tam powinnaś znaleźć te najmniejsze.

Najmniejsze — pomyślała Mary. Poczuła się trochę lepiej. Przynajmniej na tym świecie mogła robić zakupy w dziale z małymi rozmiarami.

Ubrała się najszybciej, jak potrafiła, i ruszyła za Ponterem do windy. Tutaj znowu zdumiały ją oczywiste różnice między technologią Gliksinów i Barastów. Kabina była okrągła i miała w podłodze dwa pedały, za pomocą których nią kierowano. Ponter nastąpił na jeden z nich i dźwig ruszył do góry. Jak wygodne musiało być takie rozwiązanie, gdy człowiek miał zajęte ręce! Mary kiedyś niechcący upuściła całe zakupy, w tym pudełko z jajkami, na podłogę windy w swoim bloku.

We wnętrzu kabiny znajdowały się cztery kolumny, rozmieszczone w równych odstępach. Na początku Mary sądziła, że to elementy konstrukcyjne, ale się myliła. Zaraz po rozpoczęciu długiej jazdy na górę — przypuszczalnie z głębokości dwóch kilometrów, tak jak na jej Ziemi — Ponter zaczął się ocierać plecami o jedną z nich. Pełniły rolę drapaków. Przynajmniej nie trzeba było bezczynnie stać przez całą drogę.

Mary zastanowił cylindryczny kształt windy. Może obracała się wokół własnej osi, wędrując w górę szybu?

Gdy wypowiedziała tę myśl na głos, Ponter skinął głową.

— Właśnie na tym to polega — przetłumaczył jego słowa Hak. — Mechanizm dźwigowy znajduje się w ścianach szybu, a nie nad naszymi głowami, tak jak w waszych windach. Kanały, wzdłuż których porusza się kabina, nie biegną idealnie pionowo. Zakreślają bardzo łagodną spiralę. W tej akurat windzie zaczynamy na dole twarzą na wschód, ale na górze kończymy twarzą na zachód.

Podczas jazdy Mary zwróciła uwagę na oświetlenie.

— Mój Boże — zdziwiła się zadzierając głowę — czy to lu — cyferyna?

Wokół górnej krawędzi kabiny biegła szklana rurka wypełniona płynem emitującym niebieskozielone światło. Hak zapiszczał.

— Lucyferyna — powtórzyła Mary. — Pigment, dzięki któremu świecą odwłoki robaczków świętojańskich.

— Aha. Tak, to podobna reakcja katalityczna. W pomieszczeniach używamy głównie tego typu oświetlenia.

Mary pokiwała głową. Lubiącym chłód neandertalczykom nie odpowiadałyby żarówki, które produkowały więcej ciepła niż światła. Reakcja katalizowana lucyferazą była prawie w stu procentach wydajna i dawała światło przy niemal zerowym wydzielaniu ciepła.

Winda powoli pięła się w górę. W niebieskozielonym świetle skóra Pontera miała dziwnie srebrnawą barwę, a jego złote oczy wydawały się prawie żółte. W dachu i podłodze kabiny znajdowały się otwory wentylacyjne, wymuszające ruch powietrza w jej wnętrzu. Mary skuliła się przed chłodem.

— Przykro mi — powiedział Ponter, zauważając jej gest.

— Nic nie szkodzi. Wiem, że ty lubisz, gdy jest chłodno.

— Tutaj nie o to chodzi. W zamkniętych przestrzeniach, takich jak ta, gromadzą się feromony, a jazda na górę trwa dość długo. Wentylacja służy temu, by każdy z pasażerów nie był zbytnio narażony na zapachy pozostałych.

Mary ze zdziwieniem pokręciła głową. Jeszcze nie wyjechała na powierzchnię, a już zdumiewały ją różnice — a przecież dopiero miała zobaczyć ten inny świat! Znowu poczuła podziw dla Pontera, który zjawił się na jej Ziemi niespodziewanie, a mimo to nie oszalał.

Wreszcie winda dotarła na samą górę i kabina się otworzyła. Nawet to wyglądało zupełnie inaczej, bo drzwi, które wydawały się zupełnie gładkie, odsunęły się na bok, składając się w harmonijkę.

Znajdowali się teraz w czworokątnym pomieszczeniu wielkości mniej więcej pięć na pięć metrów. Miało ściany żółtozielonej barwy i niski sufit. Ponter podszedł do jednego z regałów i wrócił z małym, płaskim pudełkiem, zrobionym z czegoś, co przypominało niebieski karton. Otworzył je i wyjął lśniący przedmiot z metalu i plastiku.

— Najwyższa Rada Siwych rozumie, że nie ma wyboru i musi pozwolić ludziom z twojego świata odwiedzać nasz — wyjaśnił — ale Adikor powiedział mi, że Radni postawili jeden warunek. Musisz nosić to. — Pokazał jej urządzenie z metalową obejmą i wyświetlaczem bardzo podobnym do tego, jaki miał Hak.

— Zazwyczaj Kompany mają formę implantów, ale rozumiemy, że nie możemy zmuszać gości, aby poddawali się operacji. Tej bransolety nie będziesz mogła zdjąć poza tym pomieszczeniem; znajdujący się wewnątrz system operacyjny rozpoznaje swoje położenie i zezwoli na otwarcie zapięcia tylko tutaj.

Mary kiwnęła głową.

— Rozumiem. — Wyciągnęła przed siebie prawą rękę.

— Zazwyczaj Kompany wszczepiane są w lewe ramię, chyba że ktoś jest leworęczny.

Cofnęła prawą i wyciągnęła lewą rękę. Ponter zajął się założeniem aparatu.

— Już wcześniej chciałam cię o to zapytać — odezwała się Mary. — Czy większość neandertalczyków jest praworęczna?

— Mniej więcej dziewięćdziesiąt procent.

— Takie właśnie wnioski wysnuliśmy na podstawie zapisu kopalnego.

Brew Pontera powędrowała w górę.

— Jakim cudem mogliście ustalić coś takiego w oparciu o skamieliny? Nie sądzę, abyśmy my mieli jakieś pojęcie o tym, jakie preferencje w tej sferze przejawiali Gliksini z naszego świata.

Mary uśmiechnęła się, zadowolona z inwencji swojego gatunku.

— Ustaliliśmy to na podstawie zębów.

— A co mają do tego zęby?

— Przeanalizowano osiemdziesiąt zębów pochodzących od dwudziestu odnalezionych neandertalczyków. Założyliśmy, że przy waszym rozmiarze szczęk prawdopodobnie używaliście ich na przykład do przytrzymywania skór podczas oddzielania ich od mięsa. Skóry mają duże właściwości ścierne, powodują szybsze zużycie zewnętrznych powierzchni zębowych i zostawiają w nich wyżłobienia odchylające się w prawo, co odpowiada sytuacji, w której skrobak trzymany jest w prawej dłoni i naciąga skórę w tym kierunku.

Ponter zrobił minę, która — o czym Mary już wiedziała — u neandertalczyka oznaczała, że jest „pod wrażeniem”. Polegało to na zassaniu warg i ściągnięciu brwi.

— Doskonałe rozumowanie — przyznał. — Do dziś urządzane są imprezy, podczas których skóry czyści się w taki właśnie sposób. Oczywiście istnieją też inne, zmechanizowane metody, ale ręczne zdejmowanie skór to część tradycji. — Umilkł na moment, po czym dodał: — A skoro o skórach mowa… — Przeszedł w drugi kraniec pomieszczenia, gdzie na ścianie wisiały futra, zamocowane klamrami do poziomego drążka. — Wybierz sobie któreś — zaproponował. — Tutaj także te z prawej strony są najmniejsze.