— Bardzo.
Ponter podszedł do przyjaciela i przytulił go mocno. Mary na moment odwróciła głowę, ale kiedy ponownie na nich spójrzała, wciąż stali blisko siebie, trzymając się za ręce. Znowu poczuła ukłucie zazdrości, ale…
Nie, nie. Nie mogła tak myśleć. Na pewno nie była to żadna demonstracja. Pewnie zachowywali się tak jak zawsze, nie kryjąc tego, co do siebie czuli.
A mimo to…
Czy Adikor pierwszy objął Pontera? A może na odwrót? Nie miała pojęcia. Nie widziała też chwili, kiedy wzięli się za ręce; nie wiedziała, który z nich zainicjował ten gest. Może Adikor zaznaczał swoje terytorium, manifestując zażyłość relacji, jakie łączyły go z partnerem.
Pabo, najwyraźniej rozczarowana tym, że Mary nie jest jakimś potworem, odeszła na bok i wskoczyła na jedną z kanap wyrastających — dosłownie — wprost ze ściany.
— Chcesz zobaczyć resztę domu? — spytał Ponter.
— Oczywiście — odparła Mary.
Najpierw przeszli do drugiej części tego samego pomieszczenia, pełniącej rolę kuchni. Szklana tafla przykrywała tu mech na podłodze. Wszystkie sprzęty wyglądały obco, ale domyślała się, że niewielki sześcian jest czymś w rodzaju kuchenki mikrofalowej, a dwa duże, identyczne niebieskie prostopadłościany, ustawione jeden na drugim, pełnią rolę lodówki. Gdy o to spytała, Adikor się roześmiał.
— Prawdę mówiąc, to jest kuchenka laserowa — powiedział, wskazując mniejsze urządzenie. — Wykorzystuje tę samą rotację, jaka stosowana jest w komorze odkażającej, przez którą przeszłaś, ale tutaj służy to równomiernemu gotowaniu produktów. A to jest próżniarka. Już nie przechowujemy żywności w niskich temperaturach, choć dawniej rzeczywiście tak było.
— Aha. — Mary obróciła się i zdumiona spojrzała na ścianę. Całą jej powierzchnię zajmowały cztery płaskoekranowe monitory. Każdy pokazywał inny widok neandertalskiego świata. Od początku obawiała się Orwellowskiego aspektu w społeczności neandertalczyków, ale nie spodziewała się, że sam Ponter monitoruje sąsiadów.
— To jest Podglądacz — wyjaśnił Adikor, podchodząc do niej. — Właśnie dzięki niemu oglądamy transmisje Ekshibicjonistów. — Zbliżył się do czterech monitorów i coś przełączył. Nagle cztery oddzielne obrazy zlały się w jeden wielki, przedstawiający powiększony widok Ekshibicjonisty, który wcześniej zajmował prawy dolny róg. — Hawst jest moim ulubionym. Zawsze robi coś ciekawego. — Adikor przez chwilę przyglądał się obrazowi. — Ach, tym razem jest na meczu daybatol.
— Chodźmy dalej — odezwał się Ponter. Z jego tonu Mary wywnioskowała, że gdyby Adikor zaczął oglądać mecz, trudno byłoby go odciągnąć od Podglądacza.
Ruszyła za Ponterem, a Adikor dołączył do nich po chwili. Następne pomieszczenie pełniło funkcje sypialni i łazienki. Duże okno wychodziło na strumyk, a kwadratowe wgłębienie w podłodze wypełniały kwadratowe poduchy, tworząc sporą powierzchnię do spania. Na wierzchu znajdowało się kilka poduszek w kształcie dysków. W końcu pokoju Mary zauważyła okrągłe zagłębienie.
— To wanna? — spytała.
Ponter przytaknął.
— Możesz z niej skorzystać, jeśli masz ochotę się wykąpać.
Pokręciła głową.
— Może później. — Wzrokiem powędrowała z powrotem w stronę łóżka, w myślach widząc Pontera i Adikora nago, splecionych w miłosnym akcie.
— To już wszystko — powiedział Ponter. — Cały nasz dom.
— Wracajmy do pokoju — zaproponował jego partner.
Ponter ruszył pierwszy. Adikor przegonił Pabo z kanapy i położył się wygodnie na plecach. Ponter wskazał Mary drugą kanapę. Może neandertalczycy zawsze wypoczywali w pozycji leżącej; na pewno ten sposób sprzyjał podziwianiu malowideł na suficie.
Mary zajęła miejsce na drugiej kanapie, sądząc, że Ponter usiądzie obok niej. On jednak podszedł do tej, na której leżał Adikor, i czule poklepał partnera po głowie. Adikor się podniósł. Mary sądziła, że spuści nogi na podłogę i usiądzie normalnie, ale jak tylko Ponter usiadł na brzegu, Adikor z powrotem się położył, kładąc głowę na kolanach przyjaciela.
Mary poczuła ucisk w żołądku. Przyszło jej do głowy, że Ponter być może nigdy wcześniej nie przyjmował u siebie w domu kobiety, z którą łączyło go uczucie.
— No to jak ci się podoba nasz świat? — spytał ją.
Wykorzystała tę okazję, aby na moment odwrócić wzrok od Pontera i Adikora pod pretekstem przywołania w myślach obrazów wszystkiego, co dotychczas widziała.
— Jest… — Wzruszyła ramionami. — Zupełnie inny. — Zdała sobie sprawę, że mogła tym stwierdzeniem urazić gospodarzy, więc szybko dodała: — Bardzo piękny… i czysty.
Ta uwaga rozśmieszyła ją trochę. „Czysty”… Właśnie tak mówili Amerykanie odwiedzający Toronto: „Wasze miasto jest takie czyste!”.
Tylko że nawet Toronto wyglądało jak chlew w porównaniu z tym, co widziała w Saldak. Dotąd zawsze sądziła, że jest ekonomiczną niemożliwością, aby duża populacja ludzka nie miała niszczycielskiego wpływu na środowisko, ale…
To nie duża populacja doprowadzała do takiego stanu, tylko stale rosnąca liczba ludności. Neandertalczycy mieli odrębne generacje i wyglądało na to, że od wieków przyrost naturalny wynosił zero.
— Nam się tu podoba — włączył się do rozmowy leżący Adikor. — I dlatego właśnie tak tu jest.
Ponter pogłaskał go po włosach.
— Ich świat też ma swoje uroki — zauważył.
— Słyszałem, że wasze miasta są o wiele większe.
— O tak — przyznała Mary. — Wielomilionowe. W Toronto, z którego pochodzę, mieszkają prawie trzy miliony ludzi.
Adikor z niedowierzaniem pokręcił głową, kołysząc nią na kolanach Pontera.
— Zdumiewające.
— Po kolacji zabierzemy cię do Centrum — powiedział Ponter. — Tam jest mniej przestrzeni. Budynki są oddalone od siebie zaledwie o kilkadziesiąt kroków.
— I właśnie tam się odbędzie ceremonia ślubowania?
— Nie, to będzie w połowie drogi między Centrum a Obrzeżem.
Nagle Mary coś sobie uświadomiła.
— Zapomniałam spakować odpowiedni strój.
Ponter się roześmiał.
— Nie przejmuj się. Nikt się nie zorientuje, jakie ubrania służą Gliksinom na co dzień, a jakie są od święta. Nam wszystkie wydają się dziwne. — Pochylił się i spojrzał w twarz Adiko — ra. — A skoro o tym mowa, jutro masz spotkanie w konsorcjum Fluxatan, tak? Co zamierzasz włożyć? — Tym razem, zamiast wykluczyć Mary z rozmowy, Hak kontynuował tłumaczenie.
— Nie wiem — przyznał Adikor.
— Może tę zieloną kamizelę? — zasugerował Ponter. — Ładnie podkreśla twoje bicepsy i…
Nie mogła tego dłużej znieść. Zerwała się z miejsca i ruszyła prosto do drzwi.
— Przepraszam — wyszeptała, z trudem łapiąc oddech i próbując się uspokoić. — Naprawdę was przepraszam — powiedziała i wyszła na zewnątrz w mrok.
Rozdział Trzydziesty Pierwszy
Ponter wyszedł za nią i zamknął drzwi. Mary trzęsła się z zimna. Jemu nie przeszkadzał wieczorny chłód, ale zauważył jej reakcję. Przysunął się do niej, jakby chciał ją otoczyć potężnymi rękami, lecz ona gwałtownie wzruszyła ramionami, odtrącając go. Odwróciła się do niego tyłem i zapatrzyła na okolicę.
— Co się stało?
Mary głęboko wciągnęła powietrze i powoli je wypuściła.
— Nic. — Wiedziała, że zachowuje się jak nadąsana dziewczynka, i nienawidziła siebie za to. O co jej chodziło? Przecież wiedziała, że Ponter ma kochanka, ale …