Ale wiedzieć o czymś to jedno, a zobaczyć na własne oczy to zupełnie co innego.
Sama była zdumiona własną reakcją. Czuła teraz większą zazdrość niż wtedy, kiedy zobaczyła Colma z jego nową partnerką, po tym jak on i Mary się rozstali.
— Nic — powtórzyła.
Ponter zaczął mówić coś w swoim języku głosem, w którym brzmiały niepokój i smutek. Hak przetłumaczył jego słowa bardziej neutralnym tonem.
— Przepraszam jeśli cię obraziłem… w jakiś sposób.
Mary spojrzała w ciemne niebo.
— Nie jestem obrażona, tylko… — Umilkła na chwilę. — Potrzebuję czasu, żeby się do tego przyzwyczaić.
— Wiem, że nasz świat jest inny od twojego. Czy mój dom nie był dla ciebie dość widny? Może za chłodny?
— Nie chodzi o to. — Mary zaczęła się powoli odwracać. — Chodzi o… Adikora.
Brew Pontera powędrowała nad jego wał nadoczodołowy.
— Nie lubisz go?
Mary pokręciła głową.
— Nie, nie. To też nie to. Wydaje się bardzo miły. — Westchnęła. — Problemem nie jest sam Adikor, tylko ty i on. Pierwszy raz zobaczyłam was razem.
— Jest moim partnerem.
— Na moim świecie ludzie mają tylko jednego partnera lub partnerkę. I nie ma dla mnie znaczenia, czy jest to osoba tej samej, czy odmiennej płci. — Chciała powtórzyć, że naprawdę nie ma to znaczenia, ale wolała nie podkreślać tego za bardzo. — I skoro między nami jest… no wiesz, to co jest… a jednocześnie ty jesteś związany z kimś innym, to… — urwała i wzruszyła ramionami — …to jest dla mnie trudne. A kiedy widzę, jak okazujecie sobie uczucie…
— Ach, tak — odezwał się Ponter i jakby to nie wystarczyło, powtórzył raz jeszcze: — Ach, tak.
Przez jakiś czas milczał.
— Nie wiem, co mam ci powiedzieć. Kocham Adikora, a on kocha mnie — przyznał w końcu.
Mary chciała go spytać, co czuje do niej, ale to nie był właściwy moment. Pewnie zniechęciła go do siebie swoimi ciasnymi poglądami.
— Poza tym — dodał Ponter — w rodzinie nie ma miejsca na wzajemną niechęć. Przecież nie byłoby ci przykro, gdybym okazywał uczucie bratu, córkom lub rodzicom.
Mary w milczeniu rozważała to, co powiedział.
— Może to banał — odezwał się znowu — ale mamy u nas takie powiedzenie, że miłość jest jak długie jelita, starczy jej dla wszystkich.
Mary roześmiała się wbrew sobie, ale był to wymuszony śmiech, który sprawił, że z oczu pociekły jej łzy.
— Odkąd tu przybyliśmy, nawet mnie nie dotknąłeś.
Ponter zrobił wielkie oczy.
— Dwoje nie jest teraz Jednym.
Mary dość długo milczała.
— Ja… — powiedziała w końcu — …gliksińskie kobiety… i gliksińcy mężczyźni zresztą też… potrzebujemy czułości przez cały czas, nie tylko przez cztery dni w miesiącu.
Ponter odetchnął powoli.
— Normalnie… — powiedział i umilkł.
To słowo zawisło między nimi. Mary czuła, jak jej puls staje się szybszy. Normalnie na tym świecie każdy miał dwoje partnerów, mężczyznę i kobietę. Neandertalskiej kobiecie nie brakowało czułości — ale przez większą część miesiąca zaspokajała ją partnerka.
— Wiem. — Mary zamknęła oczy. — Wiem.
— Może to był błąd. — Ponter powiedział to w takim samym stopniu do niej jak do siebie, ale Hak posłusznie przetłumaczył jego słowa. — Może niepotrzebnie cię tu zabrałem.
— Nie — zaprotestowała. — Nie. Ja sama chciałam przyjechać i cieszę się, że tu jestem. — Spojrzała w jego złote oczy.
— Kiedy znowu Dwoje stanie się Jednym? — spytała.
— Za trzy dni. Ale… — przerwał na chwilę — …ale chyba nikt nie będzie miał nic przeciwko temu, że okażę ci trochę czułości już teraz.
Otworzył potężne ramiona i po chwili Mary weszła w jego objęcia.
Oczywiście nie mogła zostać z Ponterem, ponieważ mieszkał na Obrzeżach miasta, w strefie przeznaczonej wyłącznie dla mężczyzn. Adikor wpadł na idealne rozwiązanie: Mary mogła zamieszkać u jego partnerki, Lurt Fradlo, która była chemiczką — czy też, jak mówili neandertalczycy, pracowała z molekułami. Według tej definicji, Mary miała po prostu węższą specjalizację, bo zajmowała się głównie kwasem deoksyrybonukleinowym.
Lurt od razu się zgodziła — w końcu jaki naukowiec nie skorzystałby z okazji goszczenia u siebie kogoś o podobnej profesji z innego świata? Ponter za pośrednictwem Haka wezwał sześcian podróżny i Mary ruszyła do Centrum.
Osoba kierująca pojazdem wyglądała na kobietę. Może Hak specjalnie o to poprosił, w końcu wiedział o gwałcie tyle samo co Ponter. Zdejmowanemu Kompanowi Mary wgrano językową bazę danych i już po drodze z niej skorzystała.
— Dlaczego wasze pojazdy mają kształt sześcianów? — spytała. — Raczej nie jest aerodynamiczny.
— A jakiego kształtu powinny być? — zdziwiła się neander — talska kobieta. Miała głos niemal tak niski jak Ponter i równie dźwięczny jak Michael Bell w piosence Ol' Man River.
— Na moim świecie są zaokrąglone i… — na moment przypomniał jej się Monty Python — …cienkie na jednym końcu, grube pośrodku i znowu cienkie na drugim końcu.
Kobieta miała krótkie włosy najciemniejszej barwy, jaką Mary dotąd widziała u neandertalczyków — zbliżonej do koloru mlecznej czekolady. Słysząc odpowiedź pasażerki, ze zdziwieniem pokręciła głową.
— To jak ustawiacie je jeden na drugim?
— Jeden na drugim?
— No tak. Kiedy pojazdy nie są używane, ustawiamy je jeden na drugim w kolumnach. Dzięki temu potrzebujemy mniej miejsca na ich przechowywanie.
Mary pomyślała o tym, jak wielkie obszary jej Ziemi marnuje się na parkingi.
— Ale jak w takim razie można się dostać do swojego, jeśli akurat znajduje się na samym dole takiej kolumny?
— Do swojego? — powtórzyła jak echo kobieta.
— Tak. Do tego, który jest naszą własnością.
— Wszystkie należą do miasta. Po co miałabym posiadać wehikuł tylko dla siebie?
— No, nie wiem…
— Wyprodukowanie każdego sporo kosztuje, przynajmniej u nas.
Mary przypomniały się raty, które spłacała co miesiąc.
— Na moim świecie też.
Spojrzała na okolicę. W oddali dostrzegła inny sześcian podróżny, sunący nad ziemią. Zmierzał w przeciwnym kierunku. Zastanawiała się, jak zareagowałby Henry Ford, gdyby ktoś mu powiedział, że w ciągu jednego stulecia od wypuszczenia na rynek modelu T połowa powierzchni w miastach będzie zajęta przez drogi i parkingi, że wypadki samochodowe staną się główną przyczyną śmierci mężczyzn przed dwudziestym piątym rokiem życia i że silniki aut będą zanieczyszczały powietrze w większym stopniu niż wszystkie kominy fabryczne na całym świecie.
— W takim razie po co posiadać pojazd? — spytała nean — dertalska kobieta.
Mary nieznacznie wzruszyła ramionami.
— Lubimy mieć różne rzeczy na własność.
— My również, ale nie da się korzystać z pojazdu przez dziesięć dziesiątych dnia.
— I nie obawiacie się, że ktoś, kto używał go wcześniej, zostawił bałagan?
Kobieta przesunęła drążki sterownicze, omijając sześcianem kępę drzew, po czym bez słowa podniosła lewe ramię, tak jakby to wystarczało za odpowiedź.
Rzeczywiście — pomyślała Mary. Nikt tutaj nie zostawiał po sobie śmieci ani nie niszczył publicznych pojazdów, bo wszystko, co robił, było automatycznie zapisywane w archiwach alibi. Nikt też nie mógł ukraść wehikułu ani użyć go do popełnienia przestępstwa. Kompany rejestrowały wszystko, co pasażerowie wnosili do pojazdów, dlatego szanse, że zostawiony w takiej taksówce kapelusz przepadnie na zawsze, były niewielkie, bo bez trudu dało się odszukać pojazd, z którego się korzystało.