— Teraz sam to już wiem — sarknęł Ponter.
Mary z przerażeniem stwierdziła, że wszyscy mieli brać udział w zdejmowaniu skóry z jelenia. Bal i Yabla, jako rodzice… „pana młodego” — odruchowo używała tego określenia — przynieśli ostre metalowe noże i Bal rozciął zwierza od gardła po ogon. Mary nie była przygotowana na widok takiej ilości krwi, dlatego przeprosiła pozostałych i odeszła nieco dalej.
Na neandertalskim świecie robiło się coraz chłodniej. Słońce chyliło się ku zachodowi.
Odwróciła się tyłem do grupy. Po kilku chwilach usłyszała za sobą szelest kroków wśród pierwszych opadłych liści. Sądziła, że to Ponter chce ją podnieść na duchu… i może wyjaśnić sytuację. Dlatego aż drgnęła na dźwięk głębokiego głosu Daklar.
— Mam wrażenie, że obieranie jelenia jest dla ciebie nieprzyjemne.
— Nigdy nie robiłam nic takiego — odparła, obracając się. Zauważyła, że Yabla i mała Mega oddaliły się, aby poszukać drewna na ognisko.
— Nic nie szkodzi. I tak mamy więcej rąk do pracy niż trzeba.
Początkowo Mary sądziła, że Daklar mówi o sobie. W końcu jej przyjście najwyraźniej zaskoczyło Pontera. Po chwili jednak uznała, że mógł to być przytyk pod jej adresem.
— Ponter mnie zaprosił — oznajmiła, niechętnie zauważając defensywną nutę w swoim głosie.
— Rozumiem — odparła Daklar.
Mary wiedziała, że może tego żałować, ale nie potrafiła przestać drążyć tematu.
— Za to ja nie rozumiem, jak możesz się tu pojawiać cała słodka i miła, po tym co zrobiłaś Adikorowi.
Na moment zapadło milczenie. Mary nie umiała nic wyczytać z wyrazu twarzy swojej rozmówczyni.
— No tak — odezwała się w końcu Daklar — widzę, że nasz Ponter opowiadał różne rzeczy.
Mary nie spodobało się określenie „nasz Ponter”, ale nic nie powiedziała.
— Co dokładnie mówił? — spytała po chwili Daklar.
— Że kiedy był na moim świecie, oskarżyłaś Adikora o zamordowanie go! Adikora! Mężczyznę, którego Ponter kocha!
Daklar uniosła brew.
— A powiedział ci, jaki był główny dowód przeciwko Ad — ikorowi?
Mary wiedziała, że Daklar trudni się zbieractwem, a nie łowiectwem, ale mimo to czuła się jak ofiara zwabiona w pułapkę. Lekko pokręciła głową, ograniczając ten ruch do kąta zaledwie kilku stopni.
— Nie było żadnego dowodu — powiedziała — bo nie było przestępstwa.
— Rzeczywiście, tym razem nie. Ale wcześniej… — Daklar przerwała, po czym dodała trochę protekcjonalnym tonem: — Na pewno Ponter nie powiedział ci o tym, że ma uszkodzoną szczękę.
Mary chciała dać rozmówczyni wyraźnie do zrozumienia, że łączy ją z tym mężczyzną intymna więź.
— Powiedział mi wszystko. Widziałam nawet zdjęcia rentgenowskie.
— W takim razie powinnaś mnie zrozumieć. Adikor już raz próbował go zabić, więc…
Nagle Daklar urwała. Dostrzegła minę Mary i zrobiła wielkie oczy.
— Nie wiedziałaś, że to był Adikor, tak? Ponter nie zaufał ci aż w takim stopniu, mam rację?
Serce Mary waliło jak oszalałe. Wolała w tej chwili powstrzymać się od odpowiedzi.
— Skoro tak — ciągnęła Daklar — to mam dla ciebie wiadomość. To Adikor Huld uderzył go w twarz. W procesie jako dowód przedstawiłam obrazy z archiwum alibi Pontera, pokazujące tamten atak.
Mary i Colm mieli swoje problemy — wiadomo — jednak on nigdy jej nie uderzył. Wiedziała, że takie rzeczy się zdarzały, ale nie potrafiłaby chyba zostać z partnerem, który stosowałby wobec niej przemoc. Tylko że…
Tylko że tamto zdarzyło się raz i…
Nie. Gdyby chodziło o kobietę, nie wybaczyłaby Adikorowi nawet tego jednego uderzenia, tak samo jak…
Nienawidziła tamtych wspomnień, nienawidziła o tym myśleć.
…tak samo jak nigdy nie wybaczyła ojcu tego, że uderzyj matkę, wiele, wiele lat temu.
No, ale Ponter był mężczyzną, pod względem siły dorównywał Adikorowi…
Jednak nic — nic! — nie usprawiedliwiało takiego zachowania. Jak można krzywdzić kogoś, kogo się kocha?
Po upływie kilku chwil stało się to jasne, że Mary nie ma dla swojej rozmówczyni żadnej odpowiedzi.
— Jak widzisz, moje zarzuty nie były bezpodstawne — powiedziała Daklar. — Owszem, teraz tego żałuję, ale…
Do tej chwili swobodnie wyrażała myśli. Dlaczego teraz umilkła? Mary zaczęła się zastanawiać, co Daklar chce zataić, i nagle dotarło to do niej.
— Działałaś zaślepiona myślą o stracie Pontera!
Daklar nie przytaknęła ani nie zaprzeczyła, ale Mary wiedziała, że trafiła w sedno.
— Więc to tak. — Nie miała pojęcia, czy Ponter powiedział Daklar o więzi, jaka połączyła go z Mary, gdy po raz pierwszy trafił na jej świat i…
…i na pewno nie miał okazji uświadomić swojej neandertalskiej koleżance, że od tamtej pory ta więź się pogłębiła, ale…
Ale Daklar była w końcu kobietą. Wprawdzie ważyła koło stu kilogramów i pewnie potrafiłaby wycisnąć dwukrotnie większy ciężar, a do tego miała delikatne futro na policzkach.
Lecz mimo wszystko była kobietą, samicą z rodzaju Homo, która bez wątpienia umiała w tych sprawach wiele wyczytać między wierszami — tak samo jak Mary. Jeśli wcześniej Daklar nie miała pojęcia, że Ponter interesuje się kobietą z drugiej Ziemi, teraz wiedziała już to na pewno. Świadczyły o tym nie tylko oczywiste fakty — takie jak ten, że zabrał Mary w miejsce swojej zmarłej partnerki na uroczystość ślubowania Jasmel — ale także sposób, w jaki na nią patrzył i jak starał się być blisko niej. Jego zachowanie i język ciała na pewno przemawiały do Daklar równie dobitnie jak do Mary.
— Właśnie tak — odparła Daklar.
Mary obejrzała się na weselną grupę. Ponter oprawiał jelenia razem z Jasmel, Tryonem i Balem, ale co chwila zerkał w jej kierunku. Pewnie gdyby był Gliksinem, z takiej odległości nie zdołałaby odczytać jego miny, ale rysy jego szerokiej twarzy wyraźnie odzwierciedlały jego emocje. Denerwował się, że rozmawiała z Daklar. I powinien — pomyślała.
Ponownie spojrzała na Daklar, która stała obok niej z rękami skrzyżowanymi na szerokiej, ale raczej płaskiej piersi. Podczas pobytu na neandertalskim świecie Mary zauważyła, że tutejsze kobiety raczej nie zaliczają się do takich, które… hm, „miały czym oddychać”, tak jak Louise Benoit. Przypuszczała, że drugorzędne cechy płciowe nie mają aż takiego znaczenia w sytuacji, gdy obie płcie w zasadzie żyją oddzielnie.
— On i ja należymy do tego samego gatunku — powiedziała Daklar.
Rzeczywiście, Mary o tym wiedziała, ale…
Ale!
Nie patrząc Daklar w oczy, ona, Mary Vaughan, kobieta, Kanadyjka, Homo sapiens, bez słowa odwróciła się i dołączyła do grupy zdejmującej rudobrązową skórę z nieżywego jelenia, zabitego przez neandertalczyka zwykłym oszczepem.
Musiała przyznać, że posiłek jest znakomity. Soczyste mięso miało wyborny smak, a warzywa przyrządzono doskonale. Przypomniała jej się maoryska uczta hangi, w której uczestniczyła przed dwoma laty, podczas konferencji na Nowej Zelandii.
Jednak biesiadowanie szybko zakończono i — ku zdumieniu Mary — Tryon wrócił do domu ze swoim ojcem.
— Dlaczego Tryon i Jasmel się rozstają? — spytała, przysuwając się do Pontera.
Spojrzał na nią zdziwiony.
— Dwoje stanie się Jednym dopiero za dwa dni.