Выбрать главу

Do Toronto dojechali bez żadnycń przygód. Udali się prosto do mieszkania Mary przy Observatory Lane w Richmond Hill. Razem wzięli prysznic i się przebrali — Ponter przywiózł ze sobą trapezowatą walizkę pełną ubrań — a potem pojechali na 31. posterunek policji. Mary czuła, ze musi najpierw zamknąć niedokończoną sprawę. Twierdziła, że w przeciwnym razie nie zdoła się odprężyć. Wzięła ze sobą album z wycinkami prasowymi.

Droga na komisariat prowadziła przez campus uniwersytecki i gorzej wyglądającą dzielnicę.

— Zauważyłem to już poprzednim razem, kiedy tędy jechaliśmy — przyznał Ponter. — Ta część miasta jest w bardzo złym stanie.

— Driftwood — stwierdziła Mary, tak jakby to jedno słowo wszystko wyjaśniało. — Bardzo biedna okolica.

Minęli wiele zniszczonych bloków i kilka sklepów z kratami w oknach. W końcu zatrzymali się na niewielkim parkingu obok posterunku.

— Dzień dobry, profesor Vaughan — powitał Mary detektyw Hobbes, wezwany przez dyżurnego policjanta. — Panie Boddit. Nie spodziewałem się, że odwiedzą nas państwo ponownie.

— Czy moglibyśmy porozmawiać na osobności? — poprosiła Mary.

Hobbes skinął głową i poprowadził ich do tego samego pokoju przesłuchań, w którym byli poprzednim razem.

— Teraz już pan wie, kim jestem? — spytała.

Przytaknął.

— Mary Vaughan. Ostatnio sporo pisano o pani w prasie.

— Wie pan dlaczego?

Hobbes kciukiem wskazał Pontera.

— Bo towarzyszy pani jemu.

Mary machnęła ręką.

— Tak, to też. Ale wie pan, dlaczego właśnie mnie wezwano, abym zobaczyła Pontera?

Detektyw pokręcił głową. Położyła na stole przed nim album.

— Proszę zajrzeć do środka.

Hobbes otworzył tekturową okładkę. Pierwszą stronę zajmował wycinek z „Toronto Star”: Kanadyjka otrzymuje prestiżową japońską nagrodę naukową. Na odwrocie tej samej kartki znajdował się artykuł z „Macleańs”: Przełamywanie lodów: kopalne DNA z Jukonu. Na następnej przyklejono małą wzmiankę z „New York Timesa”: Pozyskano DNA ze szczątków neandertalczyka.

Detektyw odwrócił następną stronę. Prasowy komunikat z gazety uniwersyteckiej głosił: Profesor Mary Yaughan z York University tworzy prehistorie: DNA praczłowieka. Dalej znajdowała się kartka wyrwana z „Discover”: Zdegradowane DNA odkrywa swoje tajemnice.

Hobbes spojrzał na nią.

— Nie rozumiem — powiedział niepewnie.

— Jestem… No cóż, niektórzy uznają mnie za…

— Profesor Vaughan — wtrącił Ponter — jest genetykiem i czołowym ekspertem w zakresie pozyskiwania zdegradowanego DNA.

— I?

— I wiemy, że macie tu państwo dowody gwałtu dokonanego na Qaiser Remtulli — przyznała Mary nieco pewniejszym tonem, bo nie musiała już mówić o sobie.

Hobbes spojrzał na nich.

— Nie mogę ani potwierdzić, ani zaprzeczyć — powiedział.

— Wiemy, że to prawda. Sama Qaiser mi to powiedziała — oznajmiła Mary, walcząc z poczuciem winy z powodu kłamstwa. — Skąd mogłabym o tym wiedzieć, jeśli nie bezpośrednio od niej? Jest moją przyjaciółką i razem pracujemy.

— Nie rozumiem, do czego pani zmierza — stwierdził Hobbes.

— Chciałabym zbadać dowody.

Detektywa zdumiała jej prośba.

— Mamy własnych ekspertów.

— Tak, wiem, ale…

— Na pewno żaden z nich nie ma takich kwalifikacji jak profesor Vaughan — powiedział Ponter.

— Być może, mimo to…

— Czy już przeprowadzono analizę pobranych próbek?

— spytała Mary.

Hobbes westchnął, zwlekając z odpowiedzią.

— Nawet jeśli są jakieś dowody, nie bada się ich, dopóki nie ma z czym porównać DNA — przyznał w końcu.

— Materiał genetyczny szybko ulega degradacji — zauważyła Mary — zwłaszcza jeśli nie jest przechowywany w absolutnie idealnych warunkach. Jeżeli będziecie zwlekali zbyt długo, określenie genetycznego odcisku palca może się okazać niemożliwe.

— Wiemy, jak przechowywać próbki — stwierdzi! Hobbes tym samym tonem — i mamy na swoim koncie spore sukcesy w badaniach DNA.

— Zdaję sobie z tego sprawę, ale…

— Proszę pani — przerwał jej uprzejmie detektyw. — Rozumiem, że ta sprawa jest dla pani bardzo ważna. Każda sprawa jest ważna dla osób poszkodowanych.

Mary starała się zapanować nad głosem, aby nie zdradzić zdenerwowania.

— Ale gdybym mogła zabrać próbki do mojego laboratorium na uniwersytecie, jestem pewna, że zdołam pozyskać o wiele więcej DNA niż wy tutaj.

— Nie mogę na to pozwolić, przykro mi.

— Dlaczego nie?

— Po pierwsze, York nie ma z nami umowy na wykonywanie ekspertyz sądowych i…

— Ale Laurentian ma taką umowę — przypomniała sobie Mary. — Proszę wysłać próbki na Laurentian University, a ja tam przeprowadzę analizy. — Rzeczywiście, tamtejsze laboratorium przyjmowało zlecenia ekspertyz dla RCMP oraz dla okręgowej policji Ontario.

Hobbes uniósł brwi.

— Przyznaję, że Laurentian to inna sprawa, ale…

— Załatwię wszystkie potrzebne dokumenty — obiecała Mary.

— Może i udałoby się tak zrobić — przyznał detektyw, choć nie wydawał się zbytnio przekonany. — Nie byłoby to jednak zgodne z przepisami i…

— Bardzo pana proszę. — Mary nie mogła znieść myśli, że coś mogłoby się stać z jedynymi dowodami w tej sprawie — — Bardzo.

Hobbes rozłożył ręce.

— Zobaczę, co da się załatwić, ale od razu uprzedzam, proszę sobie nie robić wielkich nadziei. Mamy bardzo surowe przepisy dotyczące łańcucha dowodowego.

— Ale spróbuje pan?

— Tak, spróbuję.

— A czy przynajmniej profesor Vaughan mogłaby zobaczyć próbki? — odezwał się Ponter.

Mina detektywa zdradzała takie samo zdziwienie, jakie czuła Mary.

— W jakim celu? — spytał.

— Aby mogła określić, czy są przechowywane w odpowiednich warunkach, wymaganych przy stosowanej przez nią metodzie analizy. — Ponter zerknął na Mary. — Prawda, Mare?

Nie była pewna, co zamierza, ale całkowicie mu ufała.

— No tak. Oczywiście. — Spojrzała na detektywa i uśmiechnęła się do niego najbardziej uroczo, jak potrafiła. — Wystarczy mi dosłownie sekunda. Przynajmniej od razu ustalimy, czy sprawa w ogóle jest warta zachodu. Nie chciałabym, aby borykał się pan z tymi wszystkimi biurokratycznymi przeszkodami na próżno, jeśli się okaże, że próbki już uległy degradacji.

Hobbes zmarszczył brwi i przez jakiś czas patrzył przed siebie w zamyśleniu.

— No dobrze — powiedział w końcu. — Proszę tu zaczekać.

Wyszedł z pokoju i po kilku minutach wrócił z tekturowym pojemnikiem wielkości mniej więcej pudełka po butach. Zdjął pokrywkę i pokazał Mary zawartość. Ponter wstał z miej — sca i zajrzał do środka nad jej ramieniem. Wewnątrz znajdowało się kilka mikroskopowych slajdów z próbkami i trzy szczelnie zamknięte plastikowe torebki oznaczone etykietami. Jedna z nich zawierała damskie figi. Druga — mały grzebyk z kilkoma włosami łonowymi. A w trzeciej było parę fiolek, prawdopodobnie z próbkami wymazu z pochwy.

— To wszystko przez cały czas zamknięte jest w lodówce — wyjaśnił Hobbes defensywnie. — Nie wiem, co mamy…

Nagle Ponter błyskawicznie sięgnął prawą ręką do pudełka i chwycił torebkę z majtkami. Rozerwał plastikowe opakowanie i przysunął je do nosa, głęboko wciągając powietrze.

Mary zamarła z przerażenia.