Nie wierzył, że taki atak nie zostawił żadnych śladów, ale naprawdę nic nie widział. Tylna część jego ciała wyglądała jak nietknięta.
Zdumiony, podszedł do sedesu, szurając nogami ze spodniami i slipami wokół kostek. Stanął przodem do porcelanowej muszli, przytrzymał członek, wycelował i…
Nie!
Nie, nie, nie!
Jezu Chryste, nie!
Pomacał palcami wokół, pochylił się, znowu się wyprostował, po czym chwiejnie wrócił do lustra.
O Boże, o Boże, o Boże…
Widział siebie, widział swoje niebieskie, okrągłe z przerażenia oczy, widział rozdziawione usta i…
Zbliżył się jeszcze bardziej, aby lepiej przyjrzeć się mosznie. Wzdłuż niej biegła pionowa linia, która wyglądała jak…
Czy to możliwe?
… jakby skórę w tym miejscu poddano kauteryzacji.
Jeszcze raz pomacał się tam palcami, badając luźny, pomarszczony worek i mając nadzieję, że się pomylił.
Ale nie.
Na Boga, nie.
Zatoczył się w tył, oparł się o zlew i zawył przeciągle.
Nie miał jąder.
Rozdział Czterdziesty
Jurard Selgan przez długi czas milczał. Oczywiście wszystko, co powiedział mu Ponter, było absolutnie poufne. Rozmowy między pacjentem a rzeźbiarzem osobowości kodowano czasowo. Selgan nigdy by nie śmiał wyjawić tego, co usłyszał od któregokolwiek ze swoich pacjentów, i nikt nie mógł uzyskać dostępu do tych fragmentów archiwów alibi obu stron, które obejmowały sesje terapeutyczne. Mimo to czyn Pontera…
— Nie wolno nam samodzielnie wymierzać sprawiedliwości — zauważył.
Ponter skinął głowa.
— Pak jak powiedziałem na początku, nie jestem dumny ze swojego postępku.
— Mówiłeś też, że postąpiłbyś znowu tak samo, gdybyś musiał — odezwał się cicho rzeźbiarz.
— On dopuścił się strasznych czynów. O wiele gorszych niż to, co ja jemu zrobiłem. — Ponter rozłożył ręce, jakby szukał sposobu usprawiedliwienia swojego postępowania. — Krzywdził kobiety i zamierzał robić to dalej. Musiałem go powstrzymać. Więcej już nie popełni takiej zbrodni nie tylko ze strachu, że potrafiłbym rozpoznać jego zapach, ale także z tej samej przyczyny, dla której sterylizowaliśmy agresywnych mężczyzn na naszym świecie. Przecież nie chodzi wyłącznie o to, by nie przekazali dalej swoich genów. Usuwając im jądra, doprowadzamy do znacznego obniżenia u nich poziomu testosteronu, co osłabia ich agresję.
— I czułeś, że gdybyś ty czegoś nie zrobił, nikt inny by go nie powstrzymał?
— Właśnie!Zbrodniarz uniknąłby kary!Mare Vaughan początkowo sądziła, że ma przewagę nad gwałcicielem. Myślała, że tamten nie wie, kogo zaatakował. Niestety, nie miała racji. On dokładnie wiedział, z kim ma do czynienia. Umiał zadbać o to, aby nikt nigdy nie skazał go za zbrodnie, które popełnił.
— Podobnie jak ty wiedziałeś, że nigdy nie zostaniesz skazany za to, że go wykastrowałeś — przyznał cicho Selgan.
Ponter milczał.
— Mare o tym wie? Powiedziałeś jej?
Pokręcił głową.
— Dlaczego nie?
— „Dlaczego nie?” — zdumiał się Ponter. — „Dlaczego nie?” Przecież dopuściłem się aktu przemocy, popełniłem przestępstwo. Nie chciałem jej w to mieszać; nie chciałem, aby prześladowało ją poczucie winy.
— Tylko dlatego?
Ponter w milczeniu przyglądał się otaczającej ich drewnianej ścianie z wypolerowanym wzorem słojów.
— Tylko? — ponaglił go Selgan.
— Bałem się też, aby nie zaczęła gorzej o mnie myśleć — przyznał Ponter.
— Możliwe, że zyskałbyś w jej oczach — zauważył rzeźbiarz osobowości. — Przecież zrobiłeś to dla niej, aby chronić ją i inne kobiety.
Ponter pokręcił głową.
— Nie. Nie. Byłaby na mnie zła, rozczarowana mną.
— Dlaczego?
— Jest chrześcijanką. Filozof, którego nauki wyznaje, uważał, że największą ze wszystkich cnót jest przebaczenie.
Selgan uniósł siwą brew aż nad wał nadoczodołowy.
— Niektóre rzeczy bardzo trudno jest wybaczyć.
— Myślisz, że o tym nie wiem? — sarknął Ponter.
— Nie chodziło mi o twój czyn, tylko o to, co on… ten Glik — sin zrobił Mare.
Ponter odetchnął głęboko, próbując się uspokoić.
— Czy… czy wykastrowałeś tylko tego Ruskina? — zapytał Selgan.
Ponter spojrzał na niego ostro.
— Oczywiście!
— Nie dziw się, że o to pytam. Powinieneś rozumieć…
— Co?
Selgan zwlekał z wyjaśnieniem.
— Powiedziałeś komuś jeszcze o tym, co zrobiłeś? — odezwał się wreszcie.
— Nie.
— Nawet Adikorowi?
— Nawet Adikorowi.
— Ale przecież jemu możesz ufać, tak?
— Tak, ale…
— No właśnie. Chyba już wiesz, o co mi chodzi — stwierdził Selgan, gdy Ponter nie powiedział nic więcej. — W naszym świecie sterylizujemy nie tylko sprawcę aktu przemocy, prawda?
— No nie. Oprócz niego jeszcze…
— Tak?
— Każdego, kto ma przynajmniej pięćdziesiąt procent genów wspólnych z tą osobą.
— Czyli?
— Rodzeństwo. Rodziców.
— Tak, i?
— No i jeśli któreś z nich ma jednojajowego bliźniaka, sterylizuje się także tego drugiego. Dlatego mowa jest o przynajmniej pięćdziesięciu procentach genów. Bliźnięta jednojajowe mają identyczny materiał genetyczny.
— Tak, tak, ale zapominasz jeszcze o innej grupie.
— Bracia, siostry. Matka przestępcy. Ojciec przestępcy.
— I…
— Me mam pojęcia, o co ci… — Ponter umilkł nagle. — Och — powiedział po chwili cicho. Ponownie spojrzał na Selgana, a potem spuścił wzrok. — Potomstwo. Dzieci.
— Masz dzieci. Prawda?
— Dwie córki, Jasmel Ket i Mega Bek.
— Dlatego, gdyby ktoś się dowiedział o popełnionym przez ciebie przestępstwie, gdyby ta informacja w jakiś sposób wyszła na jaw i sąd zażądałby dostępu do archiwum alibi osoby, która by o tym wiedziała, wtedy nie tylko ciebie spotkałaby kara. Twoje córki także zostałyby poddane sterylizacji.
Zamknął oczy.
— Mam rację? — spytał Selgan.
— Tak — odparł Ponter bardzo cicho.